środa, 22 listopada 2017

Rozdział 36

- Może po prostu się zakochał? Wiesz Malfoy, obawiam się, że raczej ciebie to nigdy nie spotka - wtrąciła osoba, która właśnie po cichu weszła do dormitorium.
- Granger! - krzyknęli jednocześnie Ślizgoni i podnieśli się z kanapy.
- Błyskotliwi jesteście - odparła z przekąsem i zdjęła mokry płaszcz, aby powiesić go na wieszaku przy wejściu. Była zmarznięta, gdyż praktycznie całe popołudnie spędziła na dworze wypełniając misję Ministerstwa.
- Gdzieś ty była tyle czasu? Pół Hogwardu cię szukało - skomentował Draco i stanął obok niej z podpartymi rękami.
- Proszę nie teraz. To było na prawdę ciężkie popołudnie i nie mam siły, aby ci wszystko opowiedzieć. Jedyne o czym marzę, to gorąca kąpiel i moje łóżko - odpowiedziała i nie czekając na żadną jego reakcję, po prostu weszła do łazienki i zamknęła drzwi.
- Uważasz, że Granger jest na mnie zła? - spytał znienacka Theodor opróżniając szklankę.
Nie wiedział dlaczego o to zapytał, ale nie chciał, aby Hermiona miała problemy prze to, że rano wstawiła się za nim. Dzisiejszego poranka w ciągu kilku chwil zmienił zdanie na jej temat. Zobaczył, że ona jest na prawdę dobrą i bezinteresowną osobą. On sam nigdy nie zdobył by się na to, aby stanąć w obronie kogoś, kto przez kilka lat by go poniżał i obrażał.
- Nie sądzę. Raczej traktuje cię neutralnie. Widocznie na prawdę miała sporo spraw i to ją wymęczyło - pocieszył go i poklepał po ramieniu - a powiedz mi, od kiedy ci zależy na tym, aby Granger nie była na ciebie zła?
- Aaa wiesz co, tak po prostu pytam. Dobra na mnie już pora. Do jutra - uciął szybko temat i wyszedł, aby pomyśleć na spokojnie o tym wszystkim. Draco natomiast uprzątnął bałagan, jaki zostawili jego koledzy i czekał, aż jego współlokatorka wyjdzie z łazienki. Nastąpiło to kilka chwil później.
- Ooo czekaj, czekaj - krzyknął, kiedy dostrzegł, że nawet nie zwróciła na niego uwagi, tylko kierowała się prostu do swojego pokoju - na pewno wszystko ok?
- Tak, ale jak już wspomniałam wcześniej, jestem zmęczona i chcę się już położyć. Dobranoc Malfoy - dodała szybko i zniknęła za drzwiami swojej sypialni. Ten postał jeszcze chwilę i wzruszając ramionami wszedł do siebie, przebrał się w piżamę i położył na łóżku. Co prawda nie chciało mu się jeszcze spać, ale co innego miał do roboty? Kiedy w końcu już sen zmagał go coraz bardziej usłyszał za ścianą kaszlącą i kichającą współlokatorkę. Zastanawiał się, czy ma do niej zajrzeć, bo nie chciał przeszkadzać. Widział, że wróciła w złym humorze, a poza tym zawsze miała u siebie zapas odpowiednich  eliksirów na różne dolegliwości. Gdy nastała cisza, pomyślał, że skorzystała ze swojej szafki i atak ustał. Nic bardziej mylnego. Po kilku sekundach gryfonka ponownie dawała o sobie znać. Tym razem postanowił, że pójdzie do niej i zajrzy, czy wszystko z nią w porządku. Nie pukając wszedł do jej pokoju.
- Granger, co się dzieje? Przyniosłem ci eliksir na przeziębienie - powiedział i usiadł na skraju jej łóżka. Ta bez wahania wzięła od niego malutką buteleczkę i wypiła na raz.
- Dziękuję. Mój zapas się skończył, a nie zdążyłam jeszcze go uzupełnić.. Martwisz się o mnie? - zażartowała, kiedy poczuła chwilową ulgę.
- Nie, po prostu spać nie dajesz. Kaszlesz tak, że całe dormitorium się trzęsie.
- Czekaj, czekaj, bo ja zapomniałam - powiedziała nagle trochę już zaspanym głosem Hermiona. Wiedziała, że musi o coś go zapytać, aby nie wyszło, że ingerowała rano u dyrektorki - czy ty aby czasem nie powinieneś być już w domu? Co ty tu robisz?
- Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? A jeszcze wczoraj uparcie twierdziłaś, że będziesz tęsknić..dobra Granger, posuń się, bo mi zimno - droczył się ślizgon i nie czekając na jej pozwolenie, wsunął się pod kołdrę. Zanim zdążyła zaprotestować kontynował swoją wypowiedź - dyrektorka przekonała mnie, abym został. Podobno Śmierciożercy nadal grasują, a ona nie chce ryzykować, aby mnie złapali. Poza tym jutro wybieram się do św. Munga, aby zapytać, na czym ma polegać moje leczenie. Powinnaś być zadowolona. W końcu wszystko jest po twojej myśli - mówił Draco, ale dopiero po chwili zauważył, że jego mowa poszła na próżno, ponieważ Hermiona już usnęła. Nie chcąc jej budzić, wysunął się z łóżka, przykrył ją dokładnie i poszedł do siebie.

Minęło kilka tygodni. W Hogwardzie nastała wiosna. Błonia, które nie dawno pokrywała warstwa śniegu, teraz były zielone i zachęcały do pierwszych spacerów. Wszystko zaczęło się zmieniać, ale nie tylko w przyrodzie. Relacje pomiędzy niektórymi uczniami się ociepliły,a między innymi wręcz odwrotnie.
Częstym gościem u prefektów był Theodor. Odkąd gryfonka uratowała go przed srogim wyrokiem zaczął ją tolerować, a nawet trochę lubić. Dużo rozmawiał z nią na temat swoich problemów, a ta zawsze go wysłuchała i starała się doradzić najlepiej jak potrafiła. Na początku jej przyjaciele obawiali się o bliższe kontakty ze ślizgonami, ale bariera wątpliwości pękła w momencie urządzonej tak zwanej imprezy "integracyjnej'' w celu naprawienia stosunków. Koorynatorem i pomysłodawcą tego spotkania był sam Draco, co było ogromnym zdziwieniem dla Hermiony. Tylko on i Nott wiedzieli, że jest to zgoda na krótko i tylko po to, aby przestali się jej czepiać, że sprowadzają ją na złą drogę. Za to Ginny długo zwlekała z tym, aby wybrać idealnego partnera. Nie potrafiła się zdecydować, mimo tego, co radzili jej przyjaciele. Częste i ukrywane spotkania z jednym i z drugim tak ją psychicznie wymęczyły, że postanowiła skorzystać z propozycji dyrektorki, aby wybrać się na miesięcznym kurs praktykowania magii wśród zagrożeń. O ile Harry przyjął tą wiadomość ze spokojem i zapewnił ją, że zawsze będzie na nią czekał, to Blaise obraził się śmiertelnie i postanowił wycofać się z wszelkiego życia towarzyskiego. Uczęszczał tylko na lekcje, a potem zamykał się u siebie i nikogo nie chciał wpuszczać.
Był początek kwietnia. Sobotni poranek. Siódme piętro. Prefekci naczelni siedzieli już w salonie i odrabiali wszystkie prace. Pomiędzy tymi dwojga nawiązała się relacja, której oboje nie potrafili albo nie chcieli nazwać. Lubili spędzać ze sobą czas, szczególnie podczas każdego wieczoru, kiedy siadali i rozmawiali na dosłownie każdy temat. Mimo tego jak wiele ich dzieliło, teraz nie miało to już żadnego znaczenia.
- Ok, myślę, że mamy to skończone. Proponuję zabrać się za Starożytne Runy, a potem za Numerologię.
- Niech będzie, ale teraz chwilę przerwy - zaproponował ślizgon i wstał po dzbanek z sokiem dyniowym. Nagle poczuł, że dzieje się z nim coś niedobrego. Stracił czucie w nogach i upadł na podłogę, wylewając cały sok.
- O matko! - krzyknęła przerażona gryfonka i podbiegła do niego - co ci się dzieje?
- Nie czuję nóg, słyszysz Granger, ja nie czuję nóg - powtarzał ciągle. Hermiona bez wahania wyciągnęła różdżkę i wysłała Patronusa do magomedyka, który zajmował się nim od początku. Wystarczyło kilka minut, aby ten pojawił się w Hogwardzie. Przeniósł ślizgona do jego sypialni, po czym zamknął drzwi i kazał czekać. Hermiona nie wiedziała co ma robić. Z niepokoju chodziła w tą i z powrotem zastanawiając się co się wydarzyło. Jak to stracił czucie w nogach? Przecież nie było o tym mowy. Kiedy od diagnozy minął miesiąc, a wzrok nadal był dobry, myśleli, że choroba się cofnęła. Modliła się, aby to było tylko chwilowe. Kiedy tak chodziła denerwując się coraz bardziej, do dormitorium weszła McGonagall. Gdy gryfonka chciała ją o coś zapytać, ta tylko uniosła rękę w górę, aby zasygnalizować, że to nie jest odpowiedni moment i zniknęła za drzwiami sypialni Draco. Wiedziała, że musi być to coś poważnego, skoro nawet dyrektorka została wezwana. Jej obawa o współlokatora wzrosła jeszcze bardziej. Wiedziała, że jeśli będzie sama tu czekać jeszcze kilka minut, to oszaleje. Pobiegła jak najszybciej do pokoju wspólnego Gryffindoru, aby porozmawiać dyskretnie ze swoimi przyjaciółmi.

W pokoju wspólnym Gryffindoru siedział tylko Wybraniec. Czytał właśnie list od Ginny, kiedy do salonu wpadła jego najbliższa przyjaciółka. Była cała roztrzęsiona, więc kiedy tylko do niego podbiegła od razu rzuciła mu się w ramiona.
- Hej, spokojnie, no już - uspokajał ją gładząc delikatnie jej włosy - co się stało?
- Oh, Harry, chodzi o Draco...on stracił czucie w nogach, jest u niego magomedyk i dyrektorka, ale mnie nie chcą wpuścić...nie wiem co się dzieje...nie mogłam tam dłużej czekać sama, więc tutaj przybiegłam - mówiła szybko i otarła kilka łez, które poleciały jej po rozgrzanych policzkach. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, czy aby nikt obcy nie usłyszał tego, co mówiła. Na szczęście nikogo nie było. Usiadła więc na fotelu, aby się trochę uspokoić.
- Jak to stracił czucie w nogach? - spytał Potter i podał jej eliksir uspokajający.
- Sama tego nie rozumiem. To się działo tak szybko, po prostu wstał po sok, a po chwili się przewrócił i zaczął krzyczeć, że nie czuje nóg. Wezwałam magomedyka, a kiedy nie wpuścili mnie do jego sypialni przybiegłam tutaj - opowiadała już spokojniej - proszę, chodź tam ze mną. Może się czegoś dowiemy, dobrze?
- Jasne, nie zostawię cię z tym samej - rzekł i oboje ruszyli w stronę siódmego piętra - myślałem, że diagnoza była błędna, skoro po miesiącu wzrok mu funkcjonował. Ciekawe co to może być? - zastanawiał się na głos Harry. Kiedy dotarli na miejsce słychać było cichą rozmowę dochodzącą z sypialni ślizgona, więc badanie nadal trwało. Usiedli więc na kanapie.
- Słuchaj, zauważyłaś, że kiedy do mnie przybiegłaś, to powiedziałaś "Draco", a nie "Malfoy"? - spytał chcąc zmienić na chwilę temat. Gryfonce na poliki wpłynął delikatny rumieniec, ale postanowiła odpowiedzieć na to pytanie.
- Wiesz Harry..już dawno chciałam ci o tym powiedzieć...po prostu ja...- nie dane jej było dokończyć, bo drzwi zaczęły się otwierać i wyszła z nich dyrektorka. Uczniowie podnieśli się gwałtownie licząc, że dowiedzą się czegoś więcej.
- Tak mi przykro - zaczęła - Draco razem z magomedykiem przeniósł się do posiadłości Malfoy Manor i prawdopodobnie nie wróci już do Hogwartu przed zakończeniem roku szkolnego. Taką decyzję podjął i myślę, że jest ona słuszna.
- Jak to nie wróci? O co chodzi? To prawda, że stracił czucie w nogach? - pytała szybko Hermiona nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała.
- Tak, panno Granger. Nie wytłumaczalne jest to, że diagnoza utraty wzroku zamieniła się w brak czucia w nogach - wyjaśniła, po czym ruszyła do wyjścia. Zanim jednak wyszła, odwróciła się i dodała:
- Pan Malfoy prosił, aby nikt go nie odwiedzał. Chce sobie to wszystko przemyśleć.

Nie mógł uwierzyć, że to, co się wydarzyło dzisiejszego poranka jest prawdą. Chciał się obudzić z tego snu. Leżał właśnie na swoim łóżku, słysząc szczątki rozmowy dochodzącej z kuchni na dole. Jego matka rozmawiała z magomedykiem prosząc go, aby znalazł jakieś rozwiązanie, jednak on wiedział, że takiego nie ma. Sam nie wiedział, co jest gorsze. Brak wzroku czy to. Po raz kolejny poczuł się bezsilny. Kiedy ponownie dotykał swoich nóg, aby się upewnić, że to jednak jakiś błąd usłyszał charakterystyczny dźwięk transportacji.
- Mówiłem, że chcę być sam - oburzył się ślizgon - możesz to uszanować? - jednak Hermiona nie chciała słuchać. Usiadła na skraju łóżka i złapała go za rękę. Wiedziała, że to odpowiednia chwila, aby wyznać mu swoje uczucia. Bała się jego reakcji, ale nie mogła dłużej już tego ukrywać. Obiecała sobie, że mimo wszystko zawszę będzie go wspierać niezależnie od tego, co od niego usłyszy.
- Tak, wiem, ale proszę, wysłuchaj mnie do końca i nie przerywaj, bo jeśli to zrobisz, mogę już mieć odwagi, aby dokończyć swoją wypowiedź...- przerwała na chwilę, aby wziąć głęboki oddech - wiedz, że nie jest mi łatwo. Słuchaj, bo ja...- wtedy drzwi do pokoju Draco się otworzyły i weszła jego matka wraz z magomedykiem.
- Oh, witaj Hermiono. Wybaczcie nam, ale musimy wam przerwać rozmowę, ponieważ istnieje szansa, aby brak czucia się cofnęło, tylko potrzeba pilnie działać. Za chwilę musimy przetransportować Draco do św. Munga i tam wykonać kilka badań i zabiegów.
- Cofnąć? To prawda? - zapytał podekscytowany ślizgon i pociągnął się na rękach delikatnie w górę.
- Tak, musimy ruszać lada chwila - odpowiedziała Narcyza i zaczęła wyciągać kilka ubrań z jego szafy.
- Słyszałaś Granger? To wspaniale! A co chciałaś mi powiedzieć? - dopytał i ścisnął jej mocno rękę.
- A to już nieistotne. Napisz do mnie wieczorem. Będę czekać na informację - odparła smutno, pożegnała się z Narcyzą i przeniosła się prosto do swojej sypialni w Hogwarcie. Z jednej strony cieszyła się, że jest szansa na wyleczenie, ale z drugiej wiedziała, że przy następnej okazji może zabraknąć jej odwagi na szczerą rozmowę.

 Nastał wieczór. Hermiona siedziała samotnie w salonie i próbowała czytać swój esej na "Obronę przed czarną magią". Nie mogła się jednak skupić, ponieważ jej myśli ciągle krążyły wokół ślizgona. Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęło jej zależeć na swoim współlokatorze. Może nie była to jeszcze miłość, ale na pewno zauroczenie, które z każdym dniem wzrastało, a ona nie mogła nic na to poradzić. Jedyny problem był taki, że brakowało je odwagi, aby z nim porozmawiać. Kilka razy nawet napisała list do niego, w którym wszystko wyjaśniła, ale za każdym razem niszczyła go i tworzyła od nowa. Bała się odrzucenia i tego, że jeśli ślizgon nie odwzajemni jej uczuć, ich przyjaźń zawiśnie na małym włosku i nic już nie będzie wyglądało tak samo jak kiedyś. Jej rozmyślania przerwało otwieranie drzwi. Kiedy się odwróciła, zobaczyła Draco wchodzącego o kulach do dormitorium. Bez wahania podbiegła do niego i rzuciła mu się w ramiona.
- Granger, spokojnie, bo mnie wywrócisz - ostrzegł, ale odwzajemnił jej uścisk. Kilka chwil później siedzieli już na kanapie.
- No i właśnie tak to wyglądało. Za kilka dni powinienem już wrócić do pełnej formy.
- Tylko wystarczy, że codziennie będziesz wypijał ten eliksir, tak? - upewniła się gryfonka, bo jak opowiadał, to był tak podekscytowany, że mówił szybko i czasem niewyraźnie.
- No tak. Eliksir ten niedawno wynaleziono i szukali kogoś, na kim mogli by go wypróbować. Z racji, że było mi już wszystko jedno, to postanowiłem zaryzykować i tak oto jestem.
- Bardzo się cieszę...czy to oznacza, że kontynuujesz naukę? - dopytywała popijając sok.
- No tak, nie ma żadnych przeciwwskazań, abym leżał. Słuchaj Granger - przypomniało mu się nagle - co mi chciałaś powiedzieć rano?
- Aaa to już nieistotne - skłamała - wiesz, w sumie to już się późno zrobiło, więc pójdę się położyć - dodała i wstała, aby udać się do swojego pokoju. Jednak ślizgon złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem na kanapę.
- O nie!  Z tego co mówiłaś, to coś poważnego, że nawet miałem ci nie przerywać. Siadaj więc i mów - powiedział tonem nieznoszącym odmowy.

*Witajcie! Jak wrażenia po rozdziale? Nie zawiodłam Twoich oczekiwań? :) Dziękuję, że tu jesteś!  :) 

środa, 15 listopada 2017

Rozdział 35

- I nie martw się, przecież zawsze możemy wysyłać do siebie listy - powiedział, aby chociaż w małej części pocieszyć gryfonkę. Polubił ją, choć na początku nie chciał mieć z nią nic do czynienia. Uważał ją za przemądrzałą i upartą kujonkę. Był zły, kiedy dowiedział się, że będzie dzielił z nią dormitorium i wszystkie obowiązki. A teraz? Leżą razem w jego łóżku, ale nie jako para zakochanych, po prostu jako przyjaciele. Wiedział, że będzie mu jej brakowało. Tych wszystkich rozmów, małych kłótni, denerwowania jej na każdym kroku i droczenia się. Jednak taką decyzję podjął i nie miał zamiaru już jej zmieniać. Uważał, że właśnie ta jest najlepsza.
- Nie sądziłam, że to powiem, ale będę za tobą tęsknić Malfoy - powiedziała smutnym głosem.
- Oj ja też, szczególnie za tym twoim ciętym językiem... Wiesz o czym teraz myślę? - spytał nagle podekscytowanym głosem - jaką minę miałby Potter z rudzielcem jakby nas teraz zobaczyli.
- Jesteś pewny swojej decyzji? Dobrze ją przemyślałeś? - zmieniła nagle temat. Nie mogła uwierzyć w to, że jutrzejszej nocy już go tu nie będzie. Nie umiała też rozmawiać z nim jak każdego wieczoru. Miała spory mętlik w głowie. Żadne rozwiązanie nie chciało jej przyjść do głowy.
- A co ty byś zrobiła, gdybyś była na moim miejscu? - po tym pytaniu zapadła chwilowa cisza. Zaskoczył ją. Zastanawiała się, co ma mu odpowiedzieć, jak ona by się zachowała, gdyby usłyszała, że nie długo straci wzrok. Załamała by się, to pewne.
- Szczerze? To prawdopodobnie nie chciałabym zostać w Hogwarcie, ale też nie chciałabym zostać z tym wszystkim sama.
- Ja przecież nie zostanę z tym sam - wtrącił - mam matkę, babcia będzie do mnie zaglądać, mam nawet skrzata, ale spokojnie, znam twojego bzika na ich punkcie i obiecuję, że będę go należycie traktował - dodał, bo chciał ją uspokoić.
- Nadal nie mogę podjąć tego, że tak spokojnie to przyjąłeś.
- Już ci mówiłem, uważam, że to kara za wszystkie lata mojej działalności.
- Przeczytałam w twoich dokumentach, że jest szansa na wyleczenie - przypomniała sobie gryfonka.
- Tak, też to czytałem, ale bardzo niewielka.
- I nawet nie spróbujesz leczenia? - dopytywała dalej.
- Granger, dość na dziś. Idziemy spać. Daj mi się z tym wszystkim przespać - powiedział w końcu, bo powoli odczuwał już zmęczenie - zostań ze mną jak chcesz - powiedział ciszej  licząc, że gryfonka zostanie. Nie chciał być sam, a przy niej czuł spokój. Od jakiegoś czasu zauważył, że to dzięki niej zmienił swoje nastawienie do większości spraw, a agresja, która zawsze mu towarzyszyła zmalała.
- Dobrze, zostanę... Dobranoc.
- Dobranoc Granger. Nawet nie wiesz ile dziewczyn ci teraz zazdrości.
- Pod tym względem się nigdy nie zmienisz. Raczej ujęłabym, że to ty masz zaszczyt goszczenia mnie w swoim łóżku.
- Tak Granger, tak sobie to tłumacz - dodał i kilka chwil później już spał. Jedynie Hermionie cała ta sprawa nie dawała spokoju. Leżała całą noc i myślała, co może zrobić w tej sprawie. Nie mogła tak po prostu odpuścić. Nie po tym, kiedy między nimi jest w końcu koleżeńska relacja.

Nastał ranek. Na zewnątrz panował siarczysty mróz, a słońce, które zawsze przebijało się przez szyby, tym razem schowało się gdzieś w kłębiastych chmurach, z których poruszył sporej ilości śnieg. Na siódmym piętrze zadzwonił właśnie budzik. Z niechęcią wyłączył go jednym machnięciem różdżki. Kiedy podnosił się z łóżka, dostrzegł, że gryfonka już opuściła jego sypialnie. Wzruszył ramionami i zaczął szykować sobie ubrania. Dziś był jego ostatni dzień w zamku, a więc obiecał sobie, że zaraz po rozmowie z dyrektorką zwiedzi cały raz jeszcze, aby dokładnie zapamiętać jego każdy szczegół. Wiedział, że więcej okazji może już nie mieć. Z tym nastawiem wziął szybki prysznic i jeszcze przed śniadaniem ruszył do gabinetu McGonagall. Wziął głęboki wdech i zapukał kładką kilkukrotnie. Po chwili usłyszał pozwolenie, aby wejść.
- Siadaj Draco, chyba wiem, co cię do mnie sprowadza. Rozmawiałam z magomedykami - zaczęła McGonagall i wskazała mu miejsce na przeciwko biurka.
- Chciałbym jeszcze dziś opuścić Hogward i wrócić do domu - powiedział szybko na jednym wydechu. Chciał po prostu mieć to już za sobą. Dyrektorka spojrzała na niego spod swoich okularów i zamyśliła się na chwilę. Jakby zastanawiała się, czy na pewno chcę mu powiedzieć to, co ma do przekazania.
- Przykro mi, ale jest to niemożliwe i zanim mi przerwiesz, wysłuchaj mnie do końca - zaczęła spokojnie i upiła łyk herbaty - myślałam, że chcesz prosić mnie o więcej czasu na poukładanie swoich spraw dotyczących leczenia, bo to chyba oczywiste, tak?
- Niestety nie, nie podejmę się leczenia. Mówiłem już to Granger. Traktuję tą chorobę jako karę za wszystkie lata mojej działalności w szeregach Voldemorda i...
- Nie wolno ci tak mówić! - oburzyła się McGonagall - jak możesz uważać, że to kara? Chłopcze, nie miałeś wyboru. Wykonywałeś polecenia swojego tchórzliwego i bezlitosnego ojca. Wierz mi, że jest o wiele więcej Śmierciożerców, których zasłużyło na karę, ale na pewno nie ty. Nie sądzę też, że byłeś  wzorem do naśladowania, ale nie możesz w ten sposób podchodzić do tego, co cię właśnie spotkało. Musisz walczyć o siebie i swoje plany na przyszłość. Tak łatwo chcesz się poddać? - mówiła głosem nieznoszącym sprzeciwu - rozumiem, że szansa jest mała, ale jest. Będziesz głupcem jeśli nie spróbujesz.
- Pani dyrektor, mimo wszystko leczenie może odbywać się już w momencie utraty wzroku. Nie wyobrażam sobie tego, aby normalnie funkcjonować tutaj w zamku, chcę też uniknąć komentarzy i wytykania palcami. Poza tym potrzebowałbym osoby, która ciągle byłaby do mojej dyspozycji i pomagała w codziennych czynnościach. Czy to za mało argumentów, abym wrócił do domu? - spytał, choć wcześniejsze słowa dyrektorki wzbudziły w nim pewne wątpliwości.
- To nie wszystko, co mam ci do przekazania. Draco, chłopcze, w twoim domu nie jest bezpiecznie. Na wolności jest jeszcze grupa śmierciożerców, którą Aurorzy regularnie ścigają. Ministerstwo dowiedziało się, że twoja matka i ty jesteście na ich liście. Nie musisz się martwić, Narcyza jest w dalekim miejscu, a twój dom pod stałą obserwacją, jednak nie mam pewności, że będziesz tam bezpieczny, a tym bardziej, że  w każdej chwili twój wzrok może się pogarszać. Rozumiesz już moją troskę o ciebie? Nie mogę pozwolić na to, abyś opuścił Hogward - dodała i ponownie upiła łyk, czekając na jakąkolwiek reakcję ślizgona. Ten siedział przez chwilę ze spuszczoną głową, jakby analizował to, co przed chwilą usłyszał. Myślał, że już nic więcej gorszego nie może mu się przydarzyć. McGonagall widząc, że właśnie teraz w głowie podejmuje jakieś decyzje, podeszła do niego i usiadła na skraju biurka.
- Mogę cię zapewnić, że Aurorzy już ich ścigają, a ty teraz musisz zawalczyć o siebie. Może to twoja matka będzie potrzebowała kiedyś opieki, a oboje wiemy, że macie tylko siebie. Proszę, spróbuj tego leczenia, bo tu nie chodzi już tylko o ciebie Draco. Obiecuję ci też, że nikt z uczniów nie dowie się o twojej chorobie, a brak obecności na zajęciach będę tłumaczyć obowiązkami prefekta naczelnego i związanymi z tym częstymi wyjazdami - Draco był w niemałym szoku. Cała pewność, która towarzyszyła mu w drodze do jej gabinetu po kilku minutach zniknęła i raczej nie chciała powrócić.
- Czy moja matka jest na pewno bezpieczna? Mogę się z nią jakoś skontaktować? - dopytał Draco. Nagle jego choroba zeszła na drugi plan. Martwił się o nią, gdyż słowa dyrektorki były prawdą. Miał tylko ją i nie wyobrażał sobie tego, że może stać jej się krzywda.
- Tak, wyjechała poza granice ich możliwości ścigania. Na chwilę obecną kontakt z nią jest możliwy tylko przeze mnie. Jeśli będziesz miał do niej list, to możesz przynieść do mojego gabinetu, a ja go jej przekażę - wyjaśniła i położyła rękę na jego ramieniu - wróć teraz do siebie i przemyśl wszystko raz jeszcze. Z dzisiejszych zajęć mogę cię zwolnić jeśli chcesz.
- Nie, to nie będzie konieczne. Dopóki mogę, to będę na zajęcia chodził, a co do leczenia, to wybiorę się ponownie jutro do św. Munga i wypytam jak to wszystko miałoby wyglądać - odpowiedział i wstał do wyjścia. Kiedy wychodził z gabinetu usłyszał jeszcze głos dyrektorki:
- Pamiętaj, że jeśli będziesz chciał porozmawiać, to zawsze możesz do mnie przyjść - po tych słowach McGonagall upewniła się, że ślizgon odszedł i wróciła do swojego biurka.
- Panno Granger, można już wyjść z ukrycia - powiedziała do szafy, która kiedyś była pełna od starych dokumentów. Schowana w niej była gryfonka, która przysłuchiwała się całej rozmowie. Przyszła tu rano i poprosiła McGonagall, aby pomogła jej przekonać Draco do tego, aby nie opuszczał Hogwardu. Obiecała, że będzie na niego uważać i pomagać mu w każdej najmniejszej przeszkodzie do tego, aby wyzdrowiał.
- Dziękuję za pomoc - zaczęła skromnie i usiadła na krześle, gdzie przed chwilą jeszcze siedział jej współlokator - bardzo przepraszam, że musiała pani skłamać w mojej sprawie.
- Oh, mam tylko nadzieję, że wiesz co robisz. Co do kłamstwa, to można powiedzieć, że było tylko małe, ponieważ Śmierciożercy rzeczywiście mają na swojej liście nazwisko Malfoy, ale nie odważą się zaatakować, bo wiedzą, że zostali by złapani przez Aurorów. Poinformowałam Narcyzę o twoim planie i kazała Ci podziękować, za to co robisz dla jego syna. A teraz uciekaj już na śniadanie i po prostu wypełnij swoją obietnicę opieki nad nim - dodała i wstała, aby otworzyć jej drzwi - robisz na prawdę wiele dobrego, panno Granger.
- Dziękuję raz jeszcze - odpowiedziała  i pobiegła w stronę Wielkiej Sali. Była zadowolona, że plan, który wymyśliła poszedł po jej myśli.

Po śniadaniu korytarze w zamku opustoszały, ponieważ w salach trwały właśnie lekcje. Jedynie dwójka gryfonów nie mogła się na nich pojawić, ponieważ dostali wezwanie do Ministerstwa Magii na przesłuchanie jednego z byłych Śmierciożerców. Mieli oni zająć stanowisko w tej sprawie i pomóc w wymierzeniu kary. Czekali oni właśnie na korytarzu czekając, aż zostaną wezwani.
- Wiesz o kogo chodzi? - spytała niepewnie Hermiona. Nie znała nazwiska skazanego, przeciwko któremu ma odbyć się dzisiejsza rozprawa, a ona ma zeznawać. Nie lubiła takich sytuacji, ponieważ zawsze wolała się wcześniej przygotować na temat danego skazańca.
- Nie, mnie też nie poinformowali. Jedyne co wiem, to sprawa pilna i dotyczy ucznia Hogwardu - odpowiedział zgodnie z prawdą i upił łyk wody.
- Panna Granger i Pan Potter proszeni są na salę - powiedział głos dobiegający z małego przekaźnika powieszonego na suficie. Zgodnie się podnieśli i weszli na salę. Kiedy dojrzeli oskarżonego oboje się zdziwili. Siedział na środku całego pomieszczenia ze spuszczoną głową, jakby pogodził się ze swoim losem, jakby wiedział, że nic i nikt już mu nie pomoże. Nieco wyżej siedziało trzech przedstawicieli Ministerstwa Magii, a po ich lewej stronie stały dwa puste krzesła przeznaczone dla świadków.
- Witajcie. Z racji, że braliście czynny udział w drugiej bitwie o Hogward, mieliście styczność z wieloma Śmierciożercami i znacie dobrze oskarżonego chcieliśmy usłyszeć wasze zdanie na temat wyroku, który już praktycznie mamy wybrany - zapowiedział sędziwy starzec, prawdopodobnie przewodniczący całego zgromadzenia - czy prawda, że znacie tegoż tu skazanego?
- Tak, to Theodore Nott - odezwał się pierwszy Wybraniec.
- Czy uważacie, że powinien zostać skazany? - dopytywał dalej.
- W pewnym sensie tak, jednak ja bym...- odparł spokojnie Harry, jednak druga osoba z przedstawicieli Ministerstwa przerwała mu w połowie.
- Skazaliśmy go na dwadzieścia lat w Azkabanie. Czy zgadzacie się, że ten wyrok jest odpowiedni do wykroczeń, które popełnił za czasów Lorda Voldemorda? - mówił dalej, jakby w ogóle nie zważał uwagi na przybyłych świadków.
- Myślę, że ten wyrok jest zbyt wysoki, gdyż... - chciał mówić Harry, ale ponownie nie było mu dane dokończyć.
- Dobrze, myślę, że możemy zakończyć przesłuchanie i zatwierdzić ten..- tym razem, to pan przewodniczący nie dokończył swojej wypowiedzi, bo gryfonka oburzyła się na brak zainteresowania ich zdaniem i postanowiła wkroczyć do akcji. Nie było jej to na rękę, ponieważ nie przepadała za Nott'em i on za nią również, ale to, że ona nie miała nawet szansy na wypowiedzenie swojego zdania przelało czarę goryczy.
- Dosyć! - wstała i wyszła na środek stając dokładnie obok oskarżonego - z całym szacunkiem do szanownej komisji, ale czy my państwu nie przeszkadzamy? Z tego co mi wiadomo zostaliśmy tutaj wezwani, aby pomóc wybrać wyrok dla skazanego. Jednak uważam, że państwo już podjęli tą decyzję nie licząc się z tym, co mamy do powiedzenia. Z racji pilnego wezwania do Ministerstwa musiałam opuścić ważne lekcje w Hogwardzie  , więc skoro już tu jestem, to wyrażę swoją opinię. Ten oto tutaj Theodor Nott był Śmierciożercą, owszem, ale zanim Voldemord został pokonany przeszedł na naszą stronę i próbował pomagać w bitwie. Poświęcił wiele, nawet utratę swojej rodziny, wiedział, że Śmierciożercy zabiją wszystkich, którzy go zdradzą, a jednak zaryzykował. Mam zatem pytanie. Co państwo zrobili, aby pomóc nam w bitwie? Przepraszam, ale nie przypominam sobie, abym dostrzegłam, któregoś z panów wtedy na Błoniach. Mało tego, na wolności nadal panuje sporo Śmierciożerców, bardziej niebezpiecznych i brutalnych niż ten tutaj Theodor, który ma szansę zacząć wszystko na nowo, a wy jako Ministerstwo chcecie mu to odebrać. Myślę, że zamiast skazywania osób, które przeszły na naszą stronę, proponuję wzmocnić siły działające przeciwko złu - po tym długim monologu wzięła głęboki oddech, wróciła na swoje miejsce i dodała:
- Rozumiem, że odrobinę mnie poniosło i poniosę wszelkie konsekwencje swojego zachowania, ale proszę uwzględnić moje zdanie - po czym usiadła i czekała na dalszy tok wydarzeń. W całej sali zapanowała cisza. Na twarzy skazanego panował szok i niedowierzanie. Komisja zbliżyła się do siebie i cicho zaczęła szeptać. Po dosłownie kilku sekundach podnieśli się i przewodniczący rzekł:
- Theodor Nott uniewinniony ze wszystkich zarzutów. Może wrócić ze świadkami na teren szkoły. To wszystko - po czym opuścili salę.
- No no no, powiem Ci, że nieźle się nakręciłaś - podsumował Harry z uśmiechem na twarzy. W tym momencie podszedł do nich Theodor i wyciągnął do niej rękę.
- Dzięki Granger za to. Nie sądziłem, że mi pomożesz, po tym, co o tobie mówiłem - stwierdził szczerze, by po chwili podać też rękę Harry'emu - jestem wam winny przysługę i obiecuję, że kiedyś się odwdzięczę - w tym samym momencie do sali weszła McGonagall.
- No panno Granger, gratuluję przemowy i odwagi. Jestem pod wrażeniem, ponieważ jeśli komisja już podejmie decyzję bardzo rzadko ją zmienia. Rozmawiałam z komisją zaraz jak wyszła i nie będą wyciągać względem ciebie żadnych kar za niestosowne zachowanie. Dobrze, Panna Granger i Pan Potter mają jeszcze jedną misję do wykonania. Pan Theodor jest już dziś wolny i może czuć się spokojny o swój los. Możesz już się transportować do szkoły, a wy złapcie mnie za rękę.

W Hogwardzie nastało już popołudnie, a więc lekcje się zakończyły. Uczniowie przebywali już w swoich dormitoriach. Niektórzy odrabiali lekcje, inni czytali książki, grali w ekspodującego durnia, a pewna dwójka ślizgonów na siódmym piętrze po prostu popijała ognistą whisky rozmawiając standardowo o dziewczynach. Kiedy Blaise nalewał kolejną kolejkę, do salonu wpadł Theodor.
- Zabini, Malfoy, muszę koniecznie wam coś pokazać - krzyknął i wskoczył na fotel.
- Uważaj, bo alkohol rozlejesz - upomniał go Draco - opowiadaj lepiej jak było w Ministerstwie. Skoro tu jesteś, to oznacza, że cię uniewinniono, tak? - dopytywał i sięgnął spod stolika dla niego pusta szklankę.
- No tak, ale koniecznie musicie zobaczyć przebieg całej rozprawy - mówił dalej podekscytowany ślizgon - główną rolę gra Granger.
- Co?? - spytali jednocześnie. Draco poszedł do pokoju współlokatorki, aby pożyczyć Myślodsiewnie. Za pomocą różdżki wyciągnęli złotą nić z głowy i zatopili się w wydarzeniu sprzed kilku chwil. Kiedy wspomnienie się zakończyło pierwszy odezwał się Blaise:
- A ty się jej czepiałeś. Widzisz, mówiłem, że coś jest w tych gryfonkach, coś co nie pozwala przejść obok nich obojętnie, coś o czym...
- Zabini stop! Za bardzo się rozkręcasz - upomniał go Draco - a tak w ogóle, gdzie jest Granger z Potter'em?
- Nie wiem, McGonagall zabrała ich na jakąś misję. Mi kazała się przenieść do zamku - odpowiedział i upił w końcu łyk ognistej - Granger mnie zaskoczyła, myślałam, że za to, co o niej mówiłem i jak ją traktowałem pogrąży mnie jeszcze bardziej - mówił będąc nadal w szoku.
- Ze mną było podobnie. Jednak jak się okazało, z Granger da się żyć. No może czasem jest trochę upierdliwa. To co, od teraz ją tolerujesz? - dociekał Draco. Zależało mu na tym, aby tak było, ponieważ polubił gryfonkę, a Theodor był jego przyjacielem i liczył na to, że może w końcu zapanuję między nimi zgoda. Czasem zastanawiał się jak do tego doprowadzić, ale jak widać sprawa rozwiązała się sama.
- Tak, od dziś mam u Granger dług wdzięczności, jednak nie sądzę, aby poprosiła mnie kiedyś o pomoc - stwierdził i ponownie upił łyk. Spojrzał na czarnoskórego i pstryknął mu przed oczami - Zabini wróć do nas. O czym się tak rozmarzyłeś? - spytał, kiedy zobaczył jak ten patrzy się ślepo w jeden punkt z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Co? A tak tak, Granger jest wspaniała - odpowiedział, choć to nie o niej myślał.
- Stary odpuść sobie młodą Weasley, bo i tak nie wygrasz z Potter'em. Ona zawsze wybierze jego, a tobą się tylko bawi - tłumaczył mu Nott, ale ten nie chciał słuchać.
- Może zmieńmy temat - zaproponował Blaise - powiedz Draco, co w końcu z twoją utrata wzroku, jak możemy ci pomóc?
- Na razie w żaden sposób. Jutro wybieram się do św. Munga, aby wypytać o leczenie - odparł - będę was potrzebował, kiedy już stracę ten cholerny wzrok.
- To pewne, że wtedy będziemy ci pomagać. Od tego są przyjaciele.

Kilka godzin później zapanował zmrok. W Wielkiej Sali odbywała się właśnie kolacja. Przy stole Gryffindoru trwała zacięta dyskusja dotycząca braku dwóch osób należących do ich domu.
- Słuchaj, moim zdaniem McGonagall powinna zabrać na tą misję bardziej doświadczonych Aurorów - oburzył się Ron.
- Nawet nie wiemy o co dokładnie chodzi i gdzie się wybrali. Musimy czekać. Nie mamy pewności, że ścigają jakiś Śmierciożerców - próbował ratować sytuację Seamus.
- No jasne, pewnie siedzą sobie gdzieś na kawce i beztrosko rozmawiają - denerwował się dalej Weasley. Odsunął swój talerz i wyszedł z sali nie zważając uwagi na żadne wołania.
- Dajcie spokój, on zawsze był taki uparty. Dyrektorka wie co robi i na pewno nie naraziłaby ich na żadne niebezpieczeństwo - wtrąciła Ginny - ok, nie wiemy gdzie są i w jakim stanie, troska z naszej strony to normalna sprawa, pod warunkiem, że jest zdrowa.
- Masz rację - poparł ją Nevill - pewnie wrócą za chwilę i wyjaśnią co się z nimi działo. Gdyby byli w niebezpieczeństwie dyrektorka powiadomiłaby Ministerstwo, a oni już by działali.
- Słuchajcie trzeba wypytać Notta. Słyszałem jak rozmawiał z Zabinim, że Hermiona wstawiła się za nim na rozprawie. Podobno po to tam pojechali. Jednak on wrócił do zamku sam - zaproponował Seamus, choć sam nie był chętny, aby się do nich wybrać. Mimo wygranej wojny dom Gryffindoru i Slytherinu nadal ze sobą rywalizowały, a uczniowie nie przepadali za sobą.
- Ja na pewno tam nie pójdę - powiedział szybko Nevill i podniósł ręce, aby podkreślić dobitnie swoje zdanie.
- Szczerze? Ja też jakoś nie mam ochoty na gadkę z tymi cwaniakami, ale może oni wiedzą coś więcej - dodał Seamus.
- Dobra ja do nich pójdę. Widziałam jak przed chwilą wychodzili. Trzymajcie kciuki, żebym nie rzuciła w nich Avadą.
- Tylko uważaj na siebie i czekamy na ciebie w pokoju wspólnym - oznajmił Finnigan.
- Nie mam zamiaru siedzieć tam dłużej niż to będzie konieczne.

Długa nieobecność dwójki gryfonów była też głównym tematem rozmów wśród Ślizgonów.
Szczególnie pewnej trójki, która zdążyła już wytrzeźwieć po kilku mocniejszych drinkach.
Wiedzieli, że żaden nauczyciel nie może ich złapać, jak są pijani, więc zażyli specjalne eliksiry trzeźwiące i poszli na kolacje, aby nie wzbudzać podejrzeń swoją nieobecnością. Z racji, że żaden nie był zbytnio głodny, postanowili, że wrócą na górę, aby dalej oddać się swoim ulubionym zajęciem, czyli dalszym piciem. Po kilku minutach znaleźli się ponownie w salonie prefektów naczelnych. Kiedy rozlewali kolejkę usłyszeli pukanie do drzwi.
- Granger? - spytał podekscytowany Theodor.
- No co ty, przecież ona nie musi pukać. Czekajcie, otworzę - powiedział Draco i podszedł do drzwi z zaciekawieniem - to ty? Granger nie ma.
- Malfoy, ależ ty spostrzegawczy. Zdążyłam zauważyć przez całe popołudnie i kolację. Ja do Nott'a - odpowiedziała mu z przekąsem i weszła do środka nie pytając o pozwolenie. Kiedy Zabini dostrzegł kto wszedł, natychmiast się podniósł i podszedł do niej.
- No witaj Kocico. Tęskniłaś?
- Daruj sobie Zabini, ja do Nott'a - skomentowała krótko i ominęła go siadając na jednym z foteli. Dwójka pozostałych ślizgonów parsknęła śmiechem i czekała na dalszy ciąg wydarzeń.
- Posłuchaj mnie Weasley, nie przypominam sobie, abyśmy mieli jakiekolwiek koleżeńskie kontakty, a więc nie rozumiem, czego możesz ode mnie chcieć.
- Chodzi mi o Hermione. Byłeś ostatnią osobą, która ją widziała. Wiesz może, gdzie ona jest? Wiem tylko tyle, że dyrektorka ich gdzieś zabrała, ale nie mamy żadnej wiadomości - wyjaśniła już spokojniejszym głosem licząc na to, że może dowie sie czegoś nowego.
- Wiesz tyle ile ja. Roprawa się skończyła, dyrektorka kazała mi wracać do zamku, a oni transportowali się w inne miejsce. Tyle. Jeśli to wszystko, to idź już sobie, bo zakłócasz dobry nastrój w pomieszczeniu - odpowiedział jej lekceważąco, po czym rozsiadł się wygodnie na kanapie i upił łyk ognistej nie zwracając już na nią uwagi. Ginny poczerwieniała na twarzy i wychodząc, trzasnęła drzwiami.
- A nie mówiłem, że Weasley'e są nie wychowani - skomentował Draco i również upił łyk ognistej. Blaise'owi nie spodobało się zachowanie swoich przyjaciół, więc po prostu wyszedł bez słowa i pobiegł za swoją ukochaną - co się dzieje z tym Zabinim?
- Może po prostu się zakochał? Wiesz Malfoy, obawiam się, że raczej ciebie to nigdy nie spotka - wtrąciła osoba, która właśnie po cichu weszła do dormitorium.
- Granger!


*Witajcie. Jak rozdział? Nie zawiodłam Twojego zaufania? Zostaw chociaż kropkę w komentarzu, abym wiedziała, że jesteś i dalej interesuje cię ciąg dalszy :) 

niedziela, 12 listopada 2017

Rozdział 34

Kiedy zobaczyła, jak w jej stronę zmierza pielęgniarka, wiedziała, że to coś poważnego.
- Przykro mi Hermiono, ale mam złe wieści. Pan Malfoy najprawdopodobniej w ciągu kilku dni straci wzrok - stwierdziła smutno i w tym momencie do Skrzydła Szpitalnego wbiegła zatroskana McGonagall.
- Dobrze usłyszałam? Straci wzrok? Jak do tego doszło? - spytała i usiadła na jednym z krzeseł stojących przy łóżku ślizgona.
- Ja sama nie wiem. Nic złego się nie wydarzyło. Po prostu siedzieliśmy najpierw na Błoniach, było dość zimno, więc wróciliśmy do Dormitorium. Potem wstał, przewrócił się, a resztę już pani zna - mówiła Gryfonka zdenerwowanym głosem.
- A co ty o tym sądzisz droga Poppy?
- Minevro, już raz miała miejsce taka sytuacja, kiedy to panicz utracił chwilowo wzrok, ale wtedy pomogły krople. Mogę ponownie zakroplić, ale obawiam się, że to pomoże tylko na chwilę. Myślę, że jutro powinien udać się do św. Munga na szczegółowe badania. Ja nie potrafię już nic więcej stwierdzić - dodała i podała wszystkim eliksir na spokojny sen.
- Dziękuję Poppy, zaraz po przebudzeniu porozmawiam z nim i wyślę go na szczegółowe badania. Panno Granger, wydaje mi się, że to najwyższa pora, aby udała się do swojego dormitorium..i proszę nie protestować - dodała, kiedy zobaczyła wyraz niezadowolenia na jej twarzy. Hermiona chcąc nie chcąc, wykonała polecenie dyrektorki i powolnym krokiem udała się na siódme piętro. Wiedziała, że ta noc będzie bezsenna, ale przebrała się w piżamę i położyła w swoim łóżku. Zaczęła myśleć o tym, co się wydarzyło między nimi w ciągu ostatnich tygodni. Kilka lat nienawiści i wrogości zamieniło się w...przyjaźń? Może to za duże słowo, jednak jak inaczej nazwać to, że lubi się z kimś spędzać czas, momentami droczyć, a w chwilach niepewności martwić o stan zdrowi? Wiedziała natomiast, że nie chce już wrócić o tych relacji, które łączyły ich zaraz na początku roku szkolnego, a raczej relacji, które ich dzieliły.

Nastało rano. Wiedział o tym, bo poranne promienie słoneczne przecierały się przez duże okna i raziły go w oczy. Na początku widział wszystko jak za mgłą, jednak kiedy je potarł wróciła ostrość. Odczuwał ból pleców, gdyż łóżko, na którym leżał było za twarde. Wiedział już, że nie znajduje się u siebie w dormitorium. Podniósł się na przedramieniach, aby dobrze rozejrzeć się po pomieszczeniu. Białe ściany, kilka łóżek, a przy każdy mały stolik. No tak, Skrzydło Szpitalne. Na jego stoliku była mała karteczka, z której dowiedział się, co się wydarzyło dnia poprzedniego. Ostatnie, co pamiętał, to to, że chciał iść do toalety, a potem już tylko czarna dziura. Dostał też polecenie, aby zaraz po przebudzeniu wysłał patronusa do dyrektorki, że się obudził. Tak też zrobił. Kilka minut później stał już w kominku do transportacji. Obawiał się tego, czego się dowie o swoim stanie zdrowia. Jednak chciał to mieć już za sobą. Sypnął pod nogi zielony proszek i chwilę później pojawił się już pod bramą szpitala św. Munga.

W Hogwardzie trwało właśnie śniadanie. W Wielkie Sali panował gwar, gdyż uczniowie nadal żyli wczorajszym dniem zakochanych. Każdy z ochotą i emocjami chciał koniecznie opowiedzieć jak i z kim spędził dany wieczór. Nikt nie zauważył, że brakuje jednego ucznia przy stole Slytherinu. No może poza kilkoma osobami.
- Hermiona, wszystko ok? Nie zjadłaś za wiele. Może się chociaż soku napijesz? - spytała Ginny, która martwiła się o przyjaciółkę.
- Nie mam ochoty - odparła krótko i ponownie zaczęła dłubać widelcem w talerzu.
- Ginny ma racje. Nie bez powodu nie przespałaś nocy, a teraz nie masz apetytu - dorzucił Harry, a kiedy zobaczył minę niezrozumienia Gryfonki dodał: - masz podkrążone oczy i ziemistą cerę. Mów o co chodzi? Randka nie wypaliła?
- Malfoy trafił do Munga...nie mam pojęcia co mu jest...prawdopodobnie traci wzrok...dyrektorka mi powiedziała przed śniadaniem, że właśnie jest na badaniach...- mówiła urywkami, ale nie przeszkadzali jej, cierpliwie czekali, co ma do powiedzenia - wiecie co, spotkamy się później - po czym stała i ruszyła do wyjścia. W pewnym momencie się odwróciła i dodała: - proszę, na razie nie mówcie o tym nikomu - chwilę później już jej nie było.
- Jak to Malfoy traci wzrok? - spytał Harry zciszonym głosem.
- Może to kolejna klątwa. Wiesz, taka jak u Narcyzy - zastanawiała się rudowłosa.
- Nie mam pojęcia, ale to musi być coś poważnego. Dobrze, że dzisiaj jest niedziela i dzień wolny. Będzie miała czas na to, aby odpocząć. Popołudniu do niej zajrzymy i może więcej się czegoś dowiemy.

W tym samym czasie w św. Mungu, w gabinecie jednego z magomedyków kończyła się właśnie rozmowa dotycząca stanu zdrowia młodego czarodzieja.
- Jest pan pewny, że to nie jest żadna klątwa? - spytał niepewnie, kiedy wychodził z gabinetu.
- Z tym mam pewność, ale i z tym drugim również. Bardzo mi przykro. Proszę zjawiać się regularnie na ustalonych wizytach - odparł magomedyk. Ślizgon tylko pokiwał głową i opuścił gabinet. Szedł korytarzem z teczką w ręku. Nadal nie docierało do niego to, co usłyszał kilka minut wcześniej. Nie wyobrażał sobie tego wszystkiego. W pewnej chwili wszedł na osobę, która stała na środku korytarza.
- Uważaj jak chodz...- warknął - Granger? A co ty tu robisz?
- Nie mogłam usiedzieć na miejscu - odparła pierwsze, co przyszło jej na myśl.
- No tak, twój ciekawski nos - próbował zażartować.
- Bardziej sprowadziła mnie tu troska o ciebie, ty głupku - odpowiedziała i złapała go za rękę. Oboje poczuli lekkie uczucie w pępku i po chwili znajdowali się już w swoim dormitorium.
- To teraz siadaj i opowiadaj. Co ci dolega? - dociekała gryfonka.
- Granger, daj mi spokój. Chcę iść się napić ognistej. Tu masz wszystko napisane - rzucił jej teczkę, którą otrzymał od magomedyka i udał się w stronę lochów.
Hermiona  usiadła na kanapie i zaczęła czytać zawartość. Poza kilkoma kartkami ze zleceniami i terminarza spotkań w św. Mungu dotarła w końcu do tej, na której zależało jej najbardziej.

Dracon Malfoy
Diagnoza: W ciągu trzech miesięcy częściowa lub trwała utrata wzroku. Choroba nie tyczy się żadnej klątwy. Leczenie możliwe i wskazane, jednak brak większych szans, aby choroba się cofnęła.

Śledziła ten tekst kilkukrotnie. Liczyła, że może coś źle przeczytała albo pomylili diagnozy, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Wszystkie dane się zgadzały. Wiedziała, że Draco to przeżywa, ale nie będzie chciał tego pokazać. Zatopi się w alkoholu, przestanie mu zależeć na nauce i najgorsze, to bała się, że zgoda, która między nimi zapanowała runie niczym domek z kart, ale ona na to nie pozwoli. Jeszcze nie wiedziała jak, ale na pewno go z tym nie zostawi.
Popołudnie Hermiona spędziła w salonie Gryffinoru. Opowiedziała całą historię tylko najbliższym przyjaciołom, a oni obiecali utrzymać to w tajemnicy. Oczywiście Ron był trochę przeciwny temu, aby Hermiona pomagała ślizgonowi. Martwił się, że on i tak nie doceni tego, co ona dla niego robi, ale ona się uparła i nie chciała tego słuchać.
Wieczorem, kiedy wróciła już do siebie dostrzegła swojego współlokatora na kanapie. Siedział i patrzył się wprost w palący kominek. Nie wiedziała jak ma zacząć rozmowę, więc po prostu usiadła obok niego. Dostrzegła na stoliku dwie puste butelki po eliksirze trzeźwiącym, więc wiedziała, że alkohol, który wypił, już dawno usunął się z jego organizmu. Nie chciała pierwsza się odzywać, więc cierpliwie czekała na jego ruch. Po kilku minutach nieprzeszkadzającej nikomu ciszy, ślizgon nagle oparł głowę na jej ramieniu. Nie protestowała, a nawet objęła go ramieniem. Nie wiedziała ile tak siedzieli, ale dobrze czuli się w swoim towarzystwie.
- Granger, pamiętasz jak odprowadzaliśmy się przed spaniem? - spytał jakby szeptem. Ona pokiwała głową i czekała na dalszą część jego wypowiedzi - to zrobisz to teraz i poczekasz aż zasnę? Tylko nie rób sobie nadziei - wstali i ruszyli w stronę jego sypialni - ja wiem, że liczysz na to, aby ponownie spać u mojego boku, ale nawet nie marz - dodał.
- Malfoy, to raczej ty chciałbyś, abym ponownie zaszczyciła swoją obecnością w twoim łóżku i to ty na to nie licz - oparła kiedy stali już w progu.
- Spałaś tam dwa razy i jakoś nie przypominam sobie, abyś narzekała.
- O dwa razy za dużo - droczyła się - a teraz grzecznie w piżamkę i do spania.
- Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że będę się ciebie słuchał, dostałby pewnie jakąś porządną klątwą.
- Na co czekasz? - spytała zdziwiona, kiedy stał na przeciwko niej.
- Aż się odwrócisz. Nie będę się przy tobie przebierał.
- Słucham? Od kilku tygodni chodzisz bez koszulki albo w samych slipach i nie przeszkadzało ci to, czy byłam w pobliżu czy nie. Ok, ale niech ci będzie - odpowiedziała i wykonała jego prośbę. Co prawda było mu wszystko jedno, ale lubił patrzeć jak rumieni się na policzkach ze wstydu. Po kilku chwilach się odwróciła, a ten już leżał na łóżku, przykryty do połowy. Usiadła na skraju łóżka i wzrok spuściła na swoje splecione dłonie.
- Granger, co się dzieje?
- Słuchaj, jeśli będziesz chciał porozmawiać...no wiesz...na ten temat, to zawsze i o każdej porze będę do twojej dyspozycji - mówiła niepewnie, bo nie chciała psuć dobrze rozpoczętego wieczoru.
- Wiem, że ty lubisz zbawiać świat, ale muszę sobie poradzić z tym sam. Wszystkie moje plany runęły. Praca, założenie rodziny, wychowanie potomka. Zostanę kaleką do końca życia. Nie rób takiej miny Granger, bo to prawda. Jednak mam wrażenie, że to kara za te wszystkie lata znęcania się nad słabszymi i...
- Ej, kogo nazywasz słabszym? Ja wcale nie jestem słabsza! Nigdy się ciebie nie bałam i bać się nie będę - wtrąciła oburzona.
- Oj tak, ty byłaś wyjątkowym przypadkiem. Nic mnie tak nie drażniło jak twoje pyskate odpowiedzi, ale wracając do tego co chcę powiedzieć. Podjąłem decyzję - mówił, a ona siedziała skulona na skraju łóżka i podejrzewała, co on chce jej powiedzieć. Przyzwyczaiła się do niego, a zgoda, która panuje między nimi od niedawna bardzo jej się spodobała. Nie chodziło o tym, że się w nim zakochała, ale chciała mieć go za przyjaciela. Jako jedna z nielicznych znała jego prawdziwe oblicze i to jaki jest na prawdę. Ona też wiedziała, że znaczy dla niego trochę więcej niż tylko niechciana współlokatorka. Nawet nie wiedziała, w którym momencie złapała go za rękę.
- Jutro z samego rana pójdę do dyrektorki i powiem jej, że rezygnuję z dalszej nauki i wracam do domu. Nie chcę patrzeć jak inni wytykają mnie palcami. Tam będę się czuł bezpiecznie - po tych słowach zapadała, chyba po raz pierwszy, niezręczna cisza.
Gryfonce poleciała jedna łza po policzku.
- Granger, no co ty, tylko mi nie mów, że będziesz tęsknić - próbował uratować sytuacje i posunął się na łóżku, aby zrobić dla jej miejsce. Ta bez wahania wsunęła się pod kołdrę i wtuliła w jego ramię. Chciała, aby to co przed chwilą powiedział, okazało się żartem. Pół roku, które spędzili w jednej komnacie wystarczyło, aby się wzajemnie przyzwyczaili do siebie.
- No niemożliwe, doprowadziłem do tego, że Granger zaniemówiła. Powinni mi za to jakiś puchar dać - mówił, choć sam odczuwał w pewnym stopniu jakiś smutek. Na chwilę obecną nie widział innego rozwiązania.
- Posłuchaj, z racji, że jest to moja ostatnia noc w Hograwardzie, chcę, aby spędziła ją ze mną...Granger, ty masz jakiś kompleks na punkcie seksu. Nie o to mi chodziło - dodał, kiedy zobaczył jej zdziwioną minę - wystarczy mi twoja obecność. I nie martw się, przecież zawsze możemy wysyłać do siebie listy.

*Witajcie po tak długiej przerwie, Postanowiłam wrócić i dokończyć to opowiadanie :) Liczę, że znajdzie się ktoś chętny, aby przeczytać jeszcze kilka rozdziałów. Zostaw proszę po sobie ślad, będę miała motywację do dalszej pracy. Następny rozdział już w czwartek.