niedziela, 12 listopada 2017

Rozdział 34

Kiedy zobaczyła, jak w jej stronę zmierza pielęgniarka, wiedziała, że to coś poważnego.
- Przykro mi Hermiono, ale mam złe wieści. Pan Malfoy najprawdopodobniej w ciągu kilku dni straci wzrok - stwierdziła smutno i w tym momencie do Skrzydła Szpitalnego wbiegła zatroskana McGonagall.
- Dobrze usłyszałam? Straci wzrok? Jak do tego doszło? - spytała i usiadła na jednym z krzeseł stojących przy łóżku ślizgona.
- Ja sama nie wiem. Nic złego się nie wydarzyło. Po prostu siedzieliśmy najpierw na Błoniach, było dość zimno, więc wróciliśmy do Dormitorium. Potem wstał, przewrócił się, a resztę już pani zna - mówiła Gryfonka zdenerwowanym głosem.
- A co ty o tym sądzisz droga Poppy?
- Minevro, już raz miała miejsce taka sytuacja, kiedy to panicz utracił chwilowo wzrok, ale wtedy pomogły krople. Mogę ponownie zakroplić, ale obawiam się, że to pomoże tylko na chwilę. Myślę, że jutro powinien udać się do św. Munga na szczegółowe badania. Ja nie potrafię już nic więcej stwierdzić - dodała i podała wszystkim eliksir na spokojny sen.
- Dziękuję Poppy, zaraz po przebudzeniu porozmawiam z nim i wyślę go na szczegółowe badania. Panno Granger, wydaje mi się, że to najwyższa pora, aby udała się do swojego dormitorium..i proszę nie protestować - dodała, kiedy zobaczyła wyraz niezadowolenia na jej twarzy. Hermiona chcąc nie chcąc, wykonała polecenie dyrektorki i powolnym krokiem udała się na siódme piętro. Wiedziała, że ta noc będzie bezsenna, ale przebrała się w piżamę i położyła w swoim łóżku. Zaczęła myśleć o tym, co się wydarzyło między nimi w ciągu ostatnich tygodni. Kilka lat nienawiści i wrogości zamieniło się w...przyjaźń? Może to za duże słowo, jednak jak inaczej nazwać to, że lubi się z kimś spędzać czas, momentami droczyć, a w chwilach niepewności martwić o stan zdrowi? Wiedziała natomiast, że nie chce już wrócić o tych relacji, które łączyły ich zaraz na początku roku szkolnego, a raczej relacji, które ich dzieliły.

Nastało rano. Wiedział o tym, bo poranne promienie słoneczne przecierały się przez duże okna i raziły go w oczy. Na początku widział wszystko jak za mgłą, jednak kiedy je potarł wróciła ostrość. Odczuwał ból pleców, gdyż łóżko, na którym leżał było za twarde. Wiedział już, że nie znajduje się u siebie w dormitorium. Podniósł się na przedramieniach, aby dobrze rozejrzeć się po pomieszczeniu. Białe ściany, kilka łóżek, a przy każdy mały stolik. No tak, Skrzydło Szpitalne. Na jego stoliku była mała karteczka, z której dowiedział się, co się wydarzyło dnia poprzedniego. Ostatnie, co pamiętał, to to, że chciał iść do toalety, a potem już tylko czarna dziura. Dostał też polecenie, aby zaraz po przebudzeniu wysłał patronusa do dyrektorki, że się obudził. Tak też zrobił. Kilka minut później stał już w kominku do transportacji. Obawiał się tego, czego się dowie o swoim stanie zdrowia. Jednak chciał to mieć już za sobą. Sypnął pod nogi zielony proszek i chwilę później pojawił się już pod bramą szpitala św. Munga.

W Hogwardzie trwało właśnie śniadanie. W Wielkie Sali panował gwar, gdyż uczniowie nadal żyli wczorajszym dniem zakochanych. Każdy z ochotą i emocjami chciał koniecznie opowiedzieć jak i z kim spędził dany wieczór. Nikt nie zauważył, że brakuje jednego ucznia przy stole Slytherinu. No może poza kilkoma osobami.
- Hermiona, wszystko ok? Nie zjadłaś za wiele. Może się chociaż soku napijesz? - spytała Ginny, która martwiła się o przyjaciółkę.
- Nie mam ochoty - odparła krótko i ponownie zaczęła dłubać widelcem w talerzu.
- Ginny ma racje. Nie bez powodu nie przespałaś nocy, a teraz nie masz apetytu - dorzucił Harry, a kiedy zobaczył minę niezrozumienia Gryfonki dodał: - masz podkrążone oczy i ziemistą cerę. Mów o co chodzi? Randka nie wypaliła?
- Malfoy trafił do Munga...nie mam pojęcia co mu jest...prawdopodobnie traci wzrok...dyrektorka mi powiedziała przed śniadaniem, że właśnie jest na badaniach...- mówiła urywkami, ale nie przeszkadzali jej, cierpliwie czekali, co ma do powiedzenia - wiecie co, spotkamy się później - po czym stała i ruszyła do wyjścia. W pewnym momencie się odwróciła i dodała: - proszę, na razie nie mówcie o tym nikomu - chwilę później już jej nie było.
- Jak to Malfoy traci wzrok? - spytał Harry zciszonym głosem.
- Może to kolejna klątwa. Wiesz, taka jak u Narcyzy - zastanawiała się rudowłosa.
- Nie mam pojęcia, ale to musi być coś poważnego. Dobrze, że dzisiaj jest niedziela i dzień wolny. Będzie miała czas na to, aby odpocząć. Popołudniu do niej zajrzymy i może więcej się czegoś dowiemy.

W tym samym czasie w św. Mungu, w gabinecie jednego z magomedyków kończyła się właśnie rozmowa dotycząca stanu zdrowia młodego czarodzieja.
- Jest pan pewny, że to nie jest żadna klątwa? - spytał niepewnie, kiedy wychodził z gabinetu.
- Z tym mam pewność, ale i z tym drugim również. Bardzo mi przykro. Proszę zjawiać się regularnie na ustalonych wizytach - odparł magomedyk. Ślizgon tylko pokiwał głową i opuścił gabinet. Szedł korytarzem z teczką w ręku. Nadal nie docierało do niego to, co usłyszał kilka minut wcześniej. Nie wyobrażał sobie tego wszystkiego. W pewnej chwili wszedł na osobę, która stała na środku korytarza.
- Uważaj jak chodz...- warknął - Granger? A co ty tu robisz?
- Nie mogłam usiedzieć na miejscu - odparła pierwsze, co przyszło jej na myśl.
- No tak, twój ciekawski nos - próbował zażartować.
- Bardziej sprowadziła mnie tu troska o ciebie, ty głupku - odpowiedziała i złapała go za rękę. Oboje poczuli lekkie uczucie w pępku i po chwili znajdowali się już w swoim dormitorium.
- To teraz siadaj i opowiadaj. Co ci dolega? - dociekała gryfonka.
- Granger, daj mi spokój. Chcę iść się napić ognistej. Tu masz wszystko napisane - rzucił jej teczkę, którą otrzymał od magomedyka i udał się w stronę lochów.
Hermiona  usiadła na kanapie i zaczęła czytać zawartość. Poza kilkoma kartkami ze zleceniami i terminarza spotkań w św. Mungu dotarła w końcu do tej, na której zależało jej najbardziej.

Dracon Malfoy
Diagnoza: W ciągu trzech miesięcy częściowa lub trwała utrata wzroku. Choroba nie tyczy się żadnej klątwy. Leczenie możliwe i wskazane, jednak brak większych szans, aby choroba się cofnęła.

Śledziła ten tekst kilkukrotnie. Liczyła, że może coś źle przeczytała albo pomylili diagnozy, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Wszystkie dane się zgadzały. Wiedziała, że Draco to przeżywa, ale nie będzie chciał tego pokazać. Zatopi się w alkoholu, przestanie mu zależeć na nauce i najgorsze, to bała się, że zgoda, która między nimi zapanowała runie niczym domek z kart, ale ona na to nie pozwoli. Jeszcze nie wiedziała jak, ale na pewno go z tym nie zostawi.
Popołudnie Hermiona spędziła w salonie Gryffinoru. Opowiedziała całą historię tylko najbliższym przyjaciołom, a oni obiecali utrzymać to w tajemnicy. Oczywiście Ron był trochę przeciwny temu, aby Hermiona pomagała ślizgonowi. Martwił się, że on i tak nie doceni tego, co ona dla niego robi, ale ona się uparła i nie chciała tego słuchać.
Wieczorem, kiedy wróciła już do siebie dostrzegła swojego współlokatora na kanapie. Siedział i patrzył się wprost w palący kominek. Nie wiedziała jak ma zacząć rozmowę, więc po prostu usiadła obok niego. Dostrzegła na stoliku dwie puste butelki po eliksirze trzeźwiącym, więc wiedziała, że alkohol, który wypił, już dawno usunął się z jego organizmu. Nie chciała pierwsza się odzywać, więc cierpliwie czekała na jego ruch. Po kilku minutach nieprzeszkadzającej nikomu ciszy, ślizgon nagle oparł głowę na jej ramieniu. Nie protestowała, a nawet objęła go ramieniem. Nie wiedziała ile tak siedzieli, ale dobrze czuli się w swoim towarzystwie.
- Granger, pamiętasz jak odprowadzaliśmy się przed spaniem? - spytał jakby szeptem. Ona pokiwała głową i czekała na dalszą część jego wypowiedzi - to zrobisz to teraz i poczekasz aż zasnę? Tylko nie rób sobie nadziei - wstali i ruszyli w stronę jego sypialni - ja wiem, że liczysz na to, aby ponownie spać u mojego boku, ale nawet nie marz - dodał.
- Malfoy, to raczej ty chciałbyś, abym ponownie zaszczyciła swoją obecnością w twoim łóżku i to ty na to nie licz - oparła kiedy stali już w progu.
- Spałaś tam dwa razy i jakoś nie przypominam sobie, abyś narzekała.
- O dwa razy za dużo - droczyła się - a teraz grzecznie w piżamkę i do spania.
- Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że będę się ciebie słuchał, dostałby pewnie jakąś porządną klątwą.
- Na co czekasz? - spytała zdziwiona, kiedy stał na przeciwko niej.
- Aż się odwrócisz. Nie będę się przy tobie przebierał.
- Słucham? Od kilku tygodni chodzisz bez koszulki albo w samych slipach i nie przeszkadzało ci to, czy byłam w pobliżu czy nie. Ok, ale niech ci będzie - odpowiedziała i wykonała jego prośbę. Co prawda było mu wszystko jedno, ale lubił patrzeć jak rumieni się na policzkach ze wstydu. Po kilku chwilach się odwróciła, a ten już leżał na łóżku, przykryty do połowy. Usiadła na skraju łóżka i wzrok spuściła na swoje splecione dłonie.
- Granger, co się dzieje?
- Słuchaj, jeśli będziesz chciał porozmawiać...no wiesz...na ten temat, to zawsze i o każdej porze będę do twojej dyspozycji - mówiła niepewnie, bo nie chciała psuć dobrze rozpoczętego wieczoru.
- Wiem, że ty lubisz zbawiać świat, ale muszę sobie poradzić z tym sam. Wszystkie moje plany runęły. Praca, założenie rodziny, wychowanie potomka. Zostanę kaleką do końca życia. Nie rób takiej miny Granger, bo to prawda. Jednak mam wrażenie, że to kara za te wszystkie lata znęcania się nad słabszymi i...
- Ej, kogo nazywasz słabszym? Ja wcale nie jestem słabsza! Nigdy się ciebie nie bałam i bać się nie będę - wtrąciła oburzona.
- Oj tak, ty byłaś wyjątkowym przypadkiem. Nic mnie tak nie drażniło jak twoje pyskate odpowiedzi, ale wracając do tego co chcę powiedzieć. Podjąłem decyzję - mówił, a ona siedziała skulona na skraju łóżka i podejrzewała, co on chce jej powiedzieć. Przyzwyczaiła się do niego, a zgoda, która panuje między nimi od niedawna bardzo jej się spodobała. Nie chodziło o tym, że się w nim zakochała, ale chciała mieć go za przyjaciela. Jako jedna z nielicznych znała jego prawdziwe oblicze i to jaki jest na prawdę. Ona też wiedziała, że znaczy dla niego trochę więcej niż tylko niechciana współlokatorka. Nawet nie wiedziała, w którym momencie złapała go za rękę.
- Jutro z samego rana pójdę do dyrektorki i powiem jej, że rezygnuję z dalszej nauki i wracam do domu. Nie chcę patrzeć jak inni wytykają mnie palcami. Tam będę się czuł bezpiecznie - po tych słowach zapadała, chyba po raz pierwszy, niezręczna cisza.
Gryfonce poleciała jedna łza po policzku.
- Granger, no co ty, tylko mi nie mów, że będziesz tęsknić - próbował uratować sytuacje i posunął się na łóżku, aby zrobić dla jej miejsce. Ta bez wahania wsunęła się pod kołdrę i wtuliła w jego ramię. Chciała, aby to co przed chwilą powiedział, okazało się żartem. Pół roku, które spędzili w jednej komnacie wystarczyło, aby się wzajemnie przyzwyczaili do siebie.
- No niemożliwe, doprowadziłem do tego, że Granger zaniemówiła. Powinni mi za to jakiś puchar dać - mówił, choć sam odczuwał w pewnym stopniu jakiś smutek. Na chwilę obecną nie widział innego rozwiązania.
- Posłuchaj, z racji, że jest to moja ostatnia noc w Hograwardzie, chcę, aby spędziła ją ze mną...Granger, ty masz jakiś kompleks na punkcie seksu. Nie o to mi chodziło - dodał, kiedy zobaczył jej zdziwioną minę - wystarczy mi twoja obecność. I nie martw się, przecież zawsze możemy wysyłać do siebie listy.

*Witajcie po tak długiej przerwie, Postanowiłam wrócić i dokończyć to opowiadanie :) Liczę, że znajdzie się ktoś chętny, aby przeczytać jeszcze kilka rozdziałów. Zostaw proszę po sobie ślad, będę miała motywację do dalszej pracy. Następny rozdział już w czwartek.

2 komentarze:

  1. Tyle miesięcy czekałam i jest:D

    Niech mądrala go uzdrowi!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś wchodzę i taka niespodzianka :) wooo starci wzrok.. mi sę wdaje ze jednak ta klątwa :(
    Proszę nie kończ tego :) :) Wspaniale piszesz :)
    PatLuna :)

    OdpowiedzUsuń