Gryfonka siedziała samotnie przy stole i zdejmowała wysokie szpilki, które dawały o sobie znać. W tym samym czasie podbiegł do niej mały ślizgon.
— Proszę, niech pani ze mną pójdzie, chodzi o pana Malfoy'a! — krzyknął, i nie czekając na żadną jej reakcję, złapał za rękę i pociągnął w tylko sobie znanym kierunku.
— Powoli, poczekaj chwileczkę! — Próbowała go zmusić do zwolnienia tempa. — Po pierwsze: dlaczego ty jeszcze nie jesteś w łóżku? Po drugie: co się stało?
— Już mówiłem, chodzi o pana Malfoy'a. Proszę nie dawać mi szlabanu, bo to przez niego nie śpię. Coś się dzieje z nim niedobrego. Wbiegł do naszej sypialni i zaczął krzyczeć dziwne rzeczy, a potem się przewrócił i teraz się nie rusza. Są z nim jego koledzy i kazali mi sprowadzić pomoc — odpowiadał szybko, nie zwalniając. Kilka sekund później znajdowali się już w lochach, w jednej z sypialni dla rocznika drugiego.
— Kogoś ty przyprowadził?! — oburzył się Theodore. —- Kazałem ci przyprowadzić kogoś zaufanego, a nie tę szlamę!
— Ej, licz się ze słowami! — zaprotestowała Hermiona.
— Przecież miałem zawołać kogoś, kto mu pomoże, ale żeby nie był to nauczyciel — odpowiedział skruszonym głosem najmłodszy ślizgon i odszedł na kilka kroków. Gryfonka przykucnęła przy swoim współlokatorze, zaczęła mu się przyglądać.
— Co wyście mu zrobili? — spytała, nie patrząc na nich.
— My? Hermiono, absolutnie nic. Chcieliśmy się trochę zabawić i wypróbowaliśmy takie nowe proszki ze sklepu "Magicznych dowcipów Weasley'ów". Każdy z nas je brał, tylko jemu zaszkodziły — tłumaczył Blaise, trzymając się jednego z łóżek, gdyż alkohol, który wypił dawał mu się porządnie we znaki.
— Nic jej nie mów, na pewno wszystko powie dyrektorce i dopiero będziemy mieli przesrane — upierał się Nott.
— Jakie proszki ? — pytała dalej, nie zwracając uwagi na kąśliwe uwagi.
— Dokładnie te. — Zabini wyjął puste opakowanie z kieszeni i podał je Ggryfonce. Ta szybko obejrzała i zaczęła czytać etykietę. — Tylko, że on wziął ich trochę więcej niż my – dodał.
— Posłuchajcie. "Proszek znakomitej zabawy" przydaje się w momencie nudnej imprezy czy zabawy. Wystarczy trochę nabrać na palec i wsadzić pod język. Efekt natychmiastowy. Lekkie mrowienie świadczy o początkowym działaniu tego specyfiku. Rzeczywistość staje się kolorowa, a osoby wokół, których nie lubimy, nie będą nam przeszkadzać. Produkuje dużo endorfin.".
— Czytaliśmy to! Albo pomożesz, albo możesz stąd iść! — Zdenerwował się Nott.
— Słuchaj, nie życzę sobie takiego traktowania. Skoro jesteś taki mądry, to mam nadzieję, że to drobnym druczkiem też przeczytałeś? — spytała i wróciła do tekstu. —"Uwaga, przedawkowanie może powodować nagłe wybuchy śmiechu albo doprowadzić do natychmiastowej śpiączki. Osoba ta obudzi się za kilka godzin, nie pamiętając tego, co robiła" – rzuciła zdezorientowanemu chłopakowi spojrzenie pełne wyższości, a następnie wyszła oburzona, kierując się do Wielkiej Sali. Nie rozumiała, dlaczego jej nie lubi. Myślała, że skoro poświęcił tyle i zapłacił sporą cenę za to, że przeszedł na dobrą stronę, to zmienił też zdanie na temat jej i reszty Gryfonów. Okay, na początku nikt z tego domu jej nie lubił, ale po bliższym spotkaniu stosunki się ocieplały. Nigdy nie miała nic do Notta, ale teraz stwierdziła, że będzie go omijać szerokim łukiem. Obawiała się tylko, że może on mieć zły wpływ na Malfoy'a, którego w końcu mogła tolerować. Zaśmiała się na tę myśl i, stwierdzając, że ten mały incydent nie popsuje jej humoru, ruszyła na parkiet, gdzie bawiła się do białego rana ze swoimi przyjaciółmi.
Draco następnego dnia obudził się z ogromnym bólem głowy. Nie pamiętał za wiele z poprzedniego wieczoru i to go mocno niepokoiło. Mimo wcześniejszych, licznych imprez alkoholowych, przy których nie żałował sobie trunku, zawsze w głowie zostawała jakaś cząstka wspomnień, dzięki której mógł sobie ułożyć, co się działo, a teraz? Ostatnie co pamiętał, to to, że razem z kolegami poszedł do lochów, bo tam Zabini miał schowany jakiś dziwny proszek i od tamtej chwili pamięć zaczęła zawodzić.
Przekręcił się na bok, aby uniknąć promieni słonecznych , które raziły go przez zaspane oczy. Spojrzał odruchowo na stolik, na którym zawsze leży jego różdżka. Podniósł się na łokciach , aby się temu dokładnie przyjrzeć. Szklanka z lekko różowym płynem z karteczką: "WYPIJ MNIE" oraz małe pastylki z karteczką: "ZJEDZ MNIE". Poznał ten charakter pisma i bez zastanowienia wykonał polecenia. Chwilę później czuł się jak nowonarodzony. Zabrał ubrania i wyszedł do salonu. Na kanapie siedziała jego współlokatorka, więc postanowił się do niej dosiąść.
— Dzień dobry, Granger — zaczął radośnie. — Nie wiem, co mi podałaś, ale dziękuję, bo uratowałaś mi życie. O której wróciłaś?
— Godzinę temu. Wzięłam prysznic, który mnie rozbudził, więc sobie tak tu siedzę i popijam wodę, aby poczuć ulgę — odpowiedziała i bardziej owinęła się puchatym szlafrokiem.
— A nie możesz wziąć tego, co mi podałaś? — zapytał zdziwiony, zerkając na nią. Dopiero teraz dostrzegł, że również nie stroniła wczorajszego wieczoru od alkoholu i ją także dopadł kac.
— Nie sądzę. To co ci podałam, było na pozbycie się wszelkich objaw dziwnych środków niedozwolonych — oznajmiła i prychnęła z wyższością.
— Środków niedozwolonych? Granger, co ty pleciesz? — zakpił i pokręcił głową.
— Ty naprawdę nic nie pamiętasz. Posłuchaj, wczoraj koło północy drugoroczniak przybiegł do mnie i poprosił o pomoc, bo leżałeś i się nie ruszałeś, więc pobiegłam za nim. Tam już był Nott z Zabinim. Pokazali mi jakiś proszek ze sklepu Wealseyów, a kiedy chciałam cię dokładnie zbadać, to Nott wyzwał mnie od szlam, więc poszłam sobie, a co było dalej, to już pytaj swoich kolegów — zakończyła swoją wypowiedź, po czym wstała i zamknęła się w swojej sypialni, aby przemyśleć sobie kilka spraw.
— Zabini! —- krzyknął Draco i obiecał sobie, że jak tylko weźmie prysznic, uda się do niego, aby się z nim rozliczyć.
Miesiąc później
Nastał w końcu wyczekiwany dzień -14 lutego, powszechnie znanego jako dzień zakochanych. Wśród uczniów od samego rana panowała atmosfera przyjemna, wręcz przesłodzona, co niektórym nie za bardzo odpowiadało. W Wielkiej Sali odbywało się właśnie śniadanie.
— Ginny, powiedz z kim w końcu spędzasz ten dzień? — zapytała Gryfonka.
— Z Harry'm — odparła krótko, ale po chwili zastanowienia stwierdziła, że chcąc być do końca uczciwą i wszystkiego mówić, dodała —A później z Zabinim. O nie...! Tylko nie patrz na mnie takim wzrokiem. Postaraj się mnie zrozumieć. Przy Harry'm czuje się bezpieczna. On jest dla mnie opiekuńczy. Natomiast przy Blaise'ie totalny luz i beztroskę. Nie umiem wybrać pomiędzy nimi.
— A pomyślałaś chociaż przez moment, że ich ranisz? Co się stanie jak to się wyda? O ile Zabini się z tego "podniesie" to o Harry'ego zaczynam się martwić. Ginny, musisz zadecydować, najlepiej jeszcze dziś — podsumowała Hermiona z lekkim oburzeniem. Nie umiała zrozumieć takiego zachowania. Co prawda ona nigdy nie znalazła się w podobnej sytuacji, że podoba jej się dwóch chłopaków na raz, ale to wcale niczego nie tłumaczy.
— Obiecuję, że dziś porozmawiam szczerze i przyznam się do tego, że spotykałam się z nimi w tym samym czasie. A teraz przejdźmy do Ciebie. Stresujesz się dzisiejszą randką? — zapytała Ginny sprawnie zmieniając temat.
— Bardzo! W końcu dziś się dowiem kim był ten tajemniczy Mikołaj — odparła z zachwytem i zaklaskała w dłonie. Od trzech tygodni regularnie z nim korespondowała i musiała przyznać, że coraz bardziej była do niego przekonana. Pisali poruszając wiele tematów. Czasami opisywała wszystkie swoje konflikty ze współlokatorem, a ten zawsze ją pocieszał. Wzajemnie opisywali, czym chcieliby się zająć w przyszłości, co lubią, a czego nie.
— To przy okazji strzel mu w potylicę ode mnie za tą książkę, którą mi podarował na święta. Czekaj, czekaj, jak to było? Ahh tak: "Nerwica - jak nad nią panować?". I nie śmiej się bo tu nie ma powodów do śmiechu. Ja wcale nie jestem nerwowa! — dodała kiedy widziała, jak jej przyjaciółka śmieje się z niej powstrzymując łzy.
Nastał wieczór, a z nim przygotowania do wieczornych spotkań. Dyrektorka zgodziła się , aby cisza nocna wydłużyła się do północy. Gryfonka wyszła właśnie z łazienki owinięta w szlafrok i usiadła przed kominkiem, aby osuszyć włosy. Draco siedział na kanapie i udawał, że czyta "Proroka", a w rzeczywistości obserwował poczynania swojej współlokatorki, zastanawiając się jak tu zacząć rozmowę.
— Granger, tylko mi nie mów, że ktoś cię na randkę zaprosił? — spytał i pokręcił głową z niedowierzenia, jednocześnie odkładając gazetę na bok.— Chyba to jakiś desperat.
— Żal ci Malfoy, że będziesz siedział sam? Aż trudno w to uwierzyć, że ty, arystokrata, a nie ma żadnej partnerki na wieczór. Musisz dać wywiad do "Proroka". To będzie rozmowa roku — zaśmiała się i zerknęła na zegarek. Miała jeszcze trochę czasu, więc postanowiła się z nim podroczyć. Skoro to zawsze on się z niej śmiał, to dlaczego sytuacja nie mogła się odwrócić — wiesz, chętnie bym z tobą posiedziała, dotrzymała towarzystwa, ale mam już plany na wieczór.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Poza tym nie wierzę Ci w ani jedno słowo. Ty dobrowolne spędziłabyś ze mną wieczór? — nie dowierzał Ślizgon.
— Słuchaj, jeśli miałabym wybrać czy spędzić ten wieczór samotnie albo z Tobą i móc ci podokuczać, to oczywiste, że wybrałabym opcję numer 2 — sama nie wiedziała, dlaczego akurat mu to powiedziała, ale nie żałowała. Polubiła go, mimo tego, że czasem miała go serdecznie dosyć. Prawdopodobnie było to spowodowane dobrym humorem i oczekiwaniem na dzisiejsze spotkanie.
— Niemożliwe. Coś Ty brała? Słuchaj, jeśli jednak ta randka ci nie wyjdzie, to napisz do mnie i spędzimy ten wieczór razem — zaproponował i puścił do niej oczko.
— Zrezygnujesz dla mnie ze swojej wybranki serca? A czymże to sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Inteligencją? Wrodzonym wdziękiem? — mówiła zbyt przesłodzonym głosem, jednocześnie przybliżając się do niego — To może ja jednak zostanę? Kominek daje nam nastrój, barek mamy pełny, przekąski doniosą nam skarzty...Co ty na to?
— Granger, no co ty? Mówisz poważnie? — spytał zszkowany wyznaniem współlokatorki. Nie wiedział jak ma się zachować. Siedział na kanapie w totalnym bezruchu, jakby właśnie trafiło go zaklęcie "drętwota". Kiedy ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów, Hermiona zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała:
— W twoich snach Malfoy — po czym wstała i udała się w kierunku swojej sypialni. Zanim jednak weszła odwróciła się do niego — szkoda, że teraz nie widzisz swojej zszokowanej miny — po czym zamknęła drzwi i kontynuowała przygotowania. Ślizgon kiedy doszedł do siebie mruknął pod nosem:
— Zobaczymy, kto dzisiaj będzie w większym szoku.
Hermionie podczas ostatniego listu z nieznajomym udało się uzgodnić, że jest uczniem szkoły toteż postanowili, że spotkają się na Błoniach pod konarem największego drzewa. Okazało się, że na miejscu była pierwsza, więc usiadła na ławce, która musiała pojawić się tutaj niedawno, ponieważ nie pamiętała, aby była tutaj wcześniej. Zerknęła na zegarek i stwierdziła, że nieznajomy ma jeszcze trochę czasu na przybycie. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak bardzo mu zależało na tym, aby nie uciekła, kiedy on się tylko pojawi. Tłumaczyła sobie, że pewnie nie należy do najprzystojniejszych uczniów szkoły, ale przecież nie to jest najważniejsze. Nigdy nie zwracała uwagi tylko na wygląd, dla niej zawsze liczył się charakter i zachowanie względem innych. Chłodny powiew wiatru przypomniał, że jest środek zimy, toteż otuliła się szczelniej szalikiem wypatrując osoby, która zaczęła się zbliżać w jej kierunku. Serce zaczęło jej mocniej bić, a stres wzmagał ciepło, które zaczęło się rozpływać stopniowo po całym ciele.
— Zdziwiona? — spytał i usiadł niepewnie na ławce. Zapanowała niezręczna cisza, której o dziwo nikt nie odważył się przerwać. Siedzieli i wpatrywali się w dal. — proszę, odezwij się do mnie.
— Dobrze się bawiłeś?! — oburzyła się Hermiona — dlaczego się nie śmiejesz? Po co to wszystko było? Te tajemnice, podchody. Chodziło o jakiś zakład? — mówiła, a kilka gorących łez poleciało po jej chłodnych policzkach.
— Granger, uwierz mi, że nie miałem złych zamiarów — chciała wstać, ale on złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem — dzięki temu mogłaś poznać mnie od innej strony. Chciałem ci udowodnić, że się zmieniłem. Wszystko zaczęło się od tego, że chciałem się z was pośmiać, kiedy przebrałem się za Mikołaja i zjawiłem na kolacji wigilijnej. Jednak potem naszła mnie myśl, aby napisać do Ciebie i ponabijać się, jednak z każdym listem odkrywałem, że te nasze listy są wartościowe. Wszystkie korespondencje działają na mnie jak lekarstwo. Zwykłe rozmowy o codzienności pozwalały mi zapominać o przeszłości i tego, jaką krzywdę wyrządziłem. Nawet nie wiesz jaką radość miałem z tego, kiedy zwierzałaś się na temat swojego uporczywego współlokatora. Granger, byłaś niemożliwa. Bywały momenty, że chciałem to przerwać, ale kiedy przychodziła od ciebie odpowiedź, cieszyłem się jak dziecko...Sam nie wiem dlaczego. I uprzedzając twoje pytanie, to nie zakochałem się w tobie. Jedynie przekonałem się, jakie Potter i Wealsey mieli szczęście, że przez całą szkołę mieli w tobie wsparcie. I niczego nie oczekuje...może jedynie tego, abyś nie zmieniała swojego stosunku do mnie. Lubię te nasze kłótnie i wzajemne dokuczanie. Nikt nie wiedział o tym, że pisałem do ciebie i chciałbym, aby tak zostało. Po prostu tylko ty wiesz jaki jestem na prawdę, tam w środku. Traktowałem cię, jako moją terapię, dzięki której na nowo uczę się traktować ludzi z szacunkiem, nie reagować na każdą zaczepkę agresją. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale cieszę się, że dyrektorka zmusiła nas do wspólnego mieszkania. Polubiłem cię Granger i chciałbym, abyś ty też mnie trochę lubiła — Hermiona siedziała i słuchała wszystkiego, co mówił ślizgon. Była w szoku, gdyż nie sądziła, że tak potoczy się jej randka. Kilka łez ponownie poleciało po policzkach, ale nie były one spowodowane smutkiem czy żalem. Nie była na niego zła, po prostu zaskoczył ją swoim nagłym wyznaniem uczuć. Nie mogła uwierzyć w to, że była dla niego terapią oraz oazą, dzięki której stał się spokojny. Musiała przyznać, że te walentynki były dla niej najlepsze niż każde inne poprzedniego roku. Czuła się dumna z siebie, że wytrzymywała każde jego humorki i złośliwości, aby teraz usłyszeć takie słowa z ust dawnego już wroga.
Nagle jej się coś przypomniało — odezwij się w końcu. Cokolwiek zrób, aby wiedział, że mnie słuchałaś — wtedy Hermiona uderzyła go dość mocno w potylicę.
— To podziękowanie od Ginny za książkę o nerwicy. — zaśmiała się, wzięła głęboki oddech i teraz ona postanowiła coś powiedzieć — Malfoy, ty dupku! To pierwsze, co chciałam ci przekazać. Pewnie świetnie się bawiłeś, kiedy widziałeś jak czekam na pocztę. Nigdy bym cię nie posądziła o takie wyznanie, ale wiedz, że jestem z ciebie dumna. Nie jestem zła, bardziej zaskoczona, że ty potrafisz pisać takie rzeczy. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że pocieszałeś mnie, kiedy pisałam jak bardzo nienawidzę swojego współlokatora. Niezły kombinator z ciebie...Okay, korespondencja ta zostaje między nami i nie ujawnię kim okazał się tajemniczy Mikołaj. Najwyżej stwierdzę, że się nie pojawił, jednak wiedz, że należy mi się za to wszystko porządna kolacja, na którą mnie kiedyś zaprosisz — powiedziała i wstała — a teraz wracajmy do zamku, bo przez to zimno prawie tyłek przymarzł mi do tej ławki.
— Granger, gdzie twoja kultura, ja nie wiem, przy kim ty się tego nauczyłaś? — zakpił i masował sobie tył głowy.
— Przy pewnym arystokratycznym dupku — odparła krótko i skierowali się w kierunku zamku, wiedząc, że ten wieczór zapadnie im na długo w pamięci. To dziś pękła jakaś granica, którą już dawno chcieli pokonać.
Kilka minut później siedzieli przy kominku na dywanie i ogrzewali dłonie. Hermiona nie mogła nadal wyjść z podziwu do czego zdolny może być jej współlokator. W życiu by nie pomyślała, że można z nim porozmawiać na każdy temat. Co prawda w formie listów, ale zawsze to jednak konwersacja.
— Powiedz mi, kogo się spodziewałaś? Podejrzewałaś, że to mogę być ja? — spytał po chwili Draco i potarł dłonie kilka razy. Nie spodziewał się, że Hermiona tak łatwo wybaczy mu ten podstęp. Ogromnie się bał tego spotkania, ale jak się okazało, niepotrzebnie. Trudno mu było wyznać przed nią, że to ona jest odpowiedzialna na pozytywne zmiany, jakie w nim zachodzą.
— Oczywiście, że nie. Na początku myślałam, że to może Oliver, ale zaprzeczył, kiedy go zapytałam. Po tym podejrzewałam jakiegoś Gryfona, ale nadal nikt nie wydawał mi się zbyt odpowiedni - odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego.
— Granger, tylko niech to zostanie między nami — przypomniał jej cicho.
— Obawiasz się, że twoja reputacja się obniży? Przestaną cię szanować? Czy może jednak opinia twoich kolegów jest najważniejsza? — zakpiła po raz kolejny tego dnia.
— Powiedzmy, że wszystkiego po trochu. A teraz wybacz, ale muszę skorzystać z toalety — przeprosił i podniósł się, aby udać się to łazienki. Uszedł kilka kroków i poczuł, że dzieje się z nim coś niedobrego. Zaczęło mu się kręcić w głowie i nawet nie wiedział, w którym momencie upadł.
— Dobra, Malfoy, nie udawaj...wstawaj! To twój jakiś kolejny podstęp? — mówiła, kiedy zobaczyła, jak jej współlokator upada. Jednak po dłuższej chwili zaryzykowała i podeszła do niego. Ruszyła go kilka razy, ale to nic nie dało, panika owładnęła jej ciało. Czym prędzej wybiegła po pomoc. Kilka minut później zjawiła się w dormitorium z panią Pomfrey.
— Musimy go przenieść do Skrzydła szpitalnego, muszę go dokładniej obejrzeć. Jak do tego doszło? — spytała pielęgniarka, wyjmując różdżkę i unosząc go w powietrzu jednocześnie lewitując jego bezwładne ciało.
— Na początku byliśmy na Błoniach, zmarzliśmy tam porządnie, więc przyszliśmy się ogrzać. Potem on stwierdził, że musi iść do łazienki i nagle upadł. Myślałam, że udaje, ale jak do niego podeszłam to się w ogóle nie ruszał, więc od razu pobiegłam po panią — opowiadała szybko. Nie mogła się na niczym skupić. Myślała, że tego wieczoru nic już jej nie zaskoczy, nie wiedziała, jak bardzo się pomyliła z tym stwierdzeniem. Na szczęście korytarze o tej porze były puste, więc mogły na spokojnie i bez większych zainteresowań przenieść go do Skrzydła. Minęła godzina zanim pani Pomfrey wykonała wszystkie niezbędne badania. Gryfonka przez ten czas siedziała przy jego łóżku i popijała ziółka na uspokojenie. Nie sądziła, że jej troska o współlokatora osiągnie taki poziom. Wiedziała, że dzisiejszzego wieczoru zostali przyjaciółmi. Tłumaczyła sobie, że gdyby ją coś takiego spotkało, on postąpiłby tak samo. Nie umiała teraz wrócić do dormitorum i udawać, że nic takiego się nie stało. Obiecała, że będzie czekać tu tak długo, aż w końcu się dowie co mu dolega. Kiedy zobaczyła, jak w jej stronę zmierza pielęgniarka, wiedziała, że to coś poważnego.
— Przykro mi Hermiono, ale mam złe wieści. Pan Malfoy najprawdopodobniej w ciągu kilku dni straci wzrok...
*Przepraszam za późnią porę i mam nadzieję, że nie rozczarowałam Was tym rozdziałem :)
środa, 17 maja 2017
środa, 10 maja 2017
Rozdział 32
Tydzień do balu minął bardzo szybko. Zdecydowanie za szybko dla Prefektów Naczelnych, którzy mieli wiele pracy: omówić ze skrzatami menu (o dziwo, Draco okazał im szacunek), wynająć zespół muzyczny, zorganizować wystrój sali, napisać mowę na wieczór i oczywiście mieć elegancki strój. Hermiona znalazła osobę, która zajmie się jej fryzurą, paznokciami i makijażem. Nadeszła sobota. Dzień balu. Na zewnątrz panował mróz, a w sypialni na siódmym piętrze zaczął dzwonić budzik.
- Merlinie, tylko nie to. Jest tak wcześnie! Daj mi jeszcze godzinkę - mruknęła Hermiona, patrząc na budzik, który dzwonił bez opamiętania. Mimo ogromnej niechęci, wyłączyła go i powoli wstała z łóżka. Sięgnęła po ubrania i powolnym krokiem udała się do łazienki, aby wziąć prysznic. Kiedy przeszła do salonu, zdziwiła się, że nigdzie nie ma jej współlokatora. On zawsze był rannym ptaszkiem i nie miał problemów ze wstawaniem. Wzruszyła ramionami i weszła do łazienki. Kilka minut później siedziała na kanapie i analizowała plan balu.
- Dzień dobry, Granger. Wyspana? - powitał ją Draco, wchodząc do dormitorium.
- Niezbyt, a gdzie ty byłeś? - zapytała.
- Zespół wysłał sprzęt, musiałem go odebrać i rozpakować - wyjaśnił i podszedł do barku, żeby nalać sobie soku dyniowego.
- Jak to? Przecież mieli go przywieść po południu.
- Mieli, ale najwidoczniej plany się zmieniły - odparł krótko i wzruszył ramionami - Jesteś gotowa na dzień pełen pracy i wrażeń?
- Tak, chociaż teraz marzę o filiżance kawy.
- No to chodźmy, musimy zobaczyć, czy wszystko gotowe, a poza tym niedługo będzie śniadanie.
Hermiona wstała z kanapy i wtedy usłyszeli pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła Gryfonka i w drzwiach dormitorium stanęła Krukonka.
- Mam przesyłkę dla Hermiony Granger - wyjaśniła i postawiła na podłodze wielkie pudło, które nawet nią przewyższało.
- Ach tak, dziękuję - mruknęła Prefekt Naczelna, ale tamtej już nie było.
Draco podejrzliwie patrzył na ogromną paczkę i w końcu zapytał:
- Granger, co jest w tym pudle?
- Moja sukienka na bal, ale teraz to nieważne. Chodźmy na śniadanie. Pewnie uczniowie już tam są, a mamy przekazać im kilka informacji.
W Wielkiej Sali było bardzo gwarno. Uczniowie podziwiali wstępne dekoracje i przedzierali się przez ogromną zasłonę, która odsuwała się, gdy ktoś koło niej przechodził. Stoły, przy których zazwyczaj jedli, stały jeszcze na swoim miejscu, ale ściany zostały już ozdobione barwami poszczególnych domów. Gdy wszyscy przyszli na śniadanie, dyrektor McGonagall zabrała głos.
- Zanim dopuszczę do głosu Prefektów Naczelnych, chciałabym coś ogłosić. Do Hogwartu powrócił uczeń, który przez pół roku był uzdrawiany w świętym Mungu, po obrażeniach jakich doznał, kiedy porwali go śmierciożercy. Dzisiaj czuje się znacznie lepiej i będzie kontynuował naukę. O ile mi wiadomo pojawi się na balu. - Grupa Ślizgonów krzyknęła z radości. - A teraz posłuchajmy pannę Granger.
- Razem z Malfoyem mamy zaszczyt zaprosić wszystkich tu zebranych na Bal Noworoczny, który rozpocznie się dzisiaj o dziewiętnastej. Młodsze roczniki, czyli od pierwszego do czwartego, mogą się bawić do północy, a starsi będą bawić się do białego rana. Prosimy o kulturalne zachowanie, ponieważ na balu mają się pojawić przedstawiciele Ministerstwa Magii, dlatego…
- Granger, przestać zanudzać - przerwał jej Draco. - Dzięki mnie dzisiaj zostały odwołane wszystkie zajęcia, a po północy, kiedy goście z Ministerstwa się ulotnią, możecie liczyć na mocniejsze trunki. Tyle chcieliśmy wam przekazać, a teraz czas na śniadanie i przygotowania na imprezę wszechczasów.
Gdy wypowiedział ostatnie słowa, uśmiechnął się w swoim stylu i nie przejmując się miną współlokatorki, zszedł po schodach i podszedł do stołu Ślizgonów.
- Stary, słyszałeś? Nasz kumpel wraca!
- Taa, też się cieszę. Kontaktowałeś się z nim? - zapytał blondyn, nakładając na talerz kilka tostów.
- Wymieniliśmy parę listów, a miesiąc temu wspomniał coś o tym, że być może niedługo nas odwiedzi, ale nie sądziłem, że wróci.
Hermiona była zła, że Draco tak ją potraktował. Być może relacja między nimi się poprawiła, ale chyba za dużo sobie obiecywała. Jak zawsze musiał pokazać, że to on jest tym najlepszym i tylko jemu należy się szacunek. Obiecała sobie, że będzie dla niego oschła. Tak, to najlepsze wyjście. Odpłaci mu tym samym.
Jej rozmyślenia przerwała poranna poczta. Sowy latały jak szalone, bo dzisiejszego dnia rodzice wysyłali dzieciom eleganckie stroje i dodatki do nich. Hermiona zdziwiła się, gdy koło jej talerza wylądował list. Szybko go otworzyła, rumieniąc się delikatnie. Otrzymała kolejny list od tajemniczego Mikołaja. Nie zważając na obecność innych uczniów, rozłożyła go i zaczęła czytać.
Droga Hermiono!
Nie odpowiedziałaś na mój ostatni list. Czy to oznacza, że nie chcesz mnie bliżej poznać? Mam nadzieję, że to nieprawda. Chciałbym życzyć Ci udanej zabawy na balu. Liczę, że niedługo się do mnie odezwiesz.
Mikołaj
Dziewczyna cicho jęknęła. Zapomniała odpisać na jego ostatnią wiadomość i jakaś część niej cieszyła się z tego, że postanowił o sobie przypomnieć. Postanowiła jak najszybciej naprawić swój błąd, dlatego powiedziała przyjaciołom, że nie jest głodna i szybko pobiegła na siódme piętro. Wbiegła do sypialni, zamykając za sobą drzwi, usiadła na łóżku, przywołała pergamin i napisała:
Tajemniczy Mikołaju!
Wybacz, ale początek roku był niezwykle burzliwy i po prostu zapomniałam odpisać na Twoją wiadomość. Widzę, że wiele wiesz o tym, co aktualnie dzieje się w Hogwarcie. Dziękuję za życzenia, ale chyba nie będę bawiła się zbyt dobrze, ponieważ muszę go organizować z moim współlokatorem, który jest zapatrzonym w siebie dupkiem! A nie, czekaj… nie powinnam tego pisać. Kto wie, może jesteś jego przyjacielem? Cóż, to mało prawdopodobne, bo który Ślizgon napisałby do szlamy? Mam przeczucie, że jesteś uczniem Hogwartu… Może mała podpowiedź?
Hermiona
Włożyła list do koperty, dotknęła go różdżką i powiedziała: „Tajemniczy Mikołaj”. A potem udała się do pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie razem ze znajomymi spędziła kilka godzin przed balem.
O siedemnastej wróciła do dormitorium, aby się przygotować. Niebawem miała pojawić się kobieta, która zajmie się jej fryzurą i makijażem.
- Gdzie byłaś? - spytał Draco, wychodząc z łazienki.
- Miałam kilka spraw do załatwienia, a poza tym jestem na ciebie zła i nie chcę z tobą rozmawiać - odpowiedziała, ale kiedy zauważyła, że otworzył usta, żeby coś powiedzieć, dodała: - I dobrze wiesz za co.
Ślizgon zmrużył oczy i popatrzył na nią podejrzliwie. Nagle go olśniło i przewrócił oczami.
- Jesteś zła o tą sytuację na śniadaniu? - zapytał, ale ona nawet na niego nie spojrzała, dlatego kontynuował: - Och, proszę cię, daj spokój. Chciałem szybko skończyć nasze przemówienia, bo jak sama dobrze wiesz, mamy go coraz mniej. Poza tym jako gospodarze powinniśmy się dogadywać.
Jęknęła cicho i na niego spojrzała. Wiedziała, że ma rację, ale nie chciała tak szybko dać za wygraną.
- Może i powinniśmy, ale będzie tak dopiero wtedy, gdy zaczniesz chociaż w minimalnym stopniu okazywać mi szacunek. To naprawdę nie jest trudne. Wystarczy ruszyć szare komórki. Przemyśl to sobie, a ja idę się szykować.
Po czym weszła do swojej sypialni, zostawiając go samego w salonie.
Dwie godziny później Hermiona pożegnała kobietę, która zadbała o jej włosy i makijaż. Musiała jedynie ubrać sukienkę i buty. Parę minut później usłyszała pukanie do drzwi.
- Zaraz będę gotowa - powiedziała.
- Okej, czekam w salonie! - krzyknął Ślizgon, podchodząc do lustra, aby przyjrzeć się swojemu odbiciu. Dopasowana, idealnie skrojona czarna szata podkreślała umięśnione ciało. Włosy lekko opadały na bok, ale to dodawało mu niesamowitego uroku. Gdy poprawiał poły szaty, usłyszał cichy dźwięk otwieranych drzwi, więc spojrzał w tamtą stronę.
-I jak? - spytała Hermiona.
Draco był w szoku. Założyła czarną sukienkę, z koronkowymi wstawkami, sięgającą przed kolano. Włosy upięła w niskiego koka, który sprawiał, że niektóre pasma lekko opadały na ramiona. Kremowe buty pasowały do kolczyków i bransoletki.
- Wow, wyglądasz niesamowicie - wyszeptał, wpatrując się w nią jak oczarowany.
Ona uśmiechnęła się lekko i podeszła do niego, po czym bez słowa udali się do Wielkiej Sali.
Gdy przemierzali korytarze Hogwartu, oczy wszystkich uczniów były zwrócone na Gryfonkę. Tak ubrana Prefekt Naczelna wzbudziła niemałe zainteresowanie. Na co dzień zakładała skromny szkolny mundurek i nie wyróżniała się zbytnio. Teraz kusiła wszystkich chłopaków.
Prefekci wraz z dyrektorką stali przy drzwiach wejściowych i witali każdego lampką szampana. McGonagall była zadowolona z faktu, że ta dwójka wreszcie zaczyna się dogadywać. Zależało jej na tym, żeby mogli ze sobą współpracować i jak na razie wszystko wyglądało bardzo dobrze.
- Nott! Jak dobrze cię widzieć! - zawołał Draco, kiedy jego przyjaciel pojawił się w zamku.
Podszedł do niego i wpadli sobie w ramiona. Od zawsze się przyjaźnili, wspierali i spędzali każdą wolną chwilę. Ale gdy rozpoczęła się wojna i Śmierciożercy zaczęli rządzić, załamali się, a najbardziej było to widać po Teodorze, który stracił rodziców, gdy cała jego rodzina odwróciła się od Voldemorta. Jemu udało się przeżyć, ale przez wiele miesięcy przebywał w szpitalu.
- Kopę lat, Malfoy - mruknął Ślizgon i spojrzał na towarzyszkę arystokraty. - A kto to?
- Nie poznajesz? To Granger.
- Granger? Ta szla.. to znaczy, no tak, Zabini wspominał, że zostaliście Prefektami Naczelnymi. Witaj - zwrócił się do niej ozięble.
Pomimo tego, że przeszedł na dobrą stronę, nie był miło nastawiony do osób nie będących czystej krwi.
Hermiona przytaknęła i zaczęła witać kolejnych gości. Gdy wszyscy weszli do Wielkiej Sali przemowy wygłosili McGonagall, Minister Magii i Prefekci Naczelni. Następnie wszyscy zjedli uroczystą kolację, a potem nadeszła pora na pierwszy taniec.
Prefekci stanęli blisko parkietu i odetchnęli głęboko, mając świadomość, że wszystkie oczy są zwrócone właśnie na nich.
- Granger, tylko nas nie skompromituj - szepnął Draco i podał jej rękę, którą ścisnęła trochę za mocno, chcąc dyskretnie dać mu do zrozumienia, że nigdy nikogo nie kompromituje.
Draco mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przeszli na środek parkietu. Kiwnął głową w stronę Blaise’a, który aktualnie zajął konsolę z muzyką. Zabrzmiały pierwsze nuty i prefekci zaczęli się poruszać. Kilka dni wcześniej Draco wybrał odpowiednią piosenkę na pierwszy taniec. Chciał uniknąć niewygodnych komentarzy i pytań wścibskich dziennikarzy, dlatego nie wybrał powolnej, w której musieliby stać blisko siebie. Nie to, żeby miał coś przeciwko temu, ale… nie chciał nikomu zaszkodzić, a przede wszystkim jej. Tańcząc, próbował zachowywać odpowiednią odległość, chociaż korciło go, żeby trochę zaszaleć. Przecież byli znajomymi, a znajomi od czasu do czasu ze sobą tańczą i nikt nie ma nic przeciwko temu. A ona wygląda tak… ładnie i nawet się uśmiecha, więc chyba się cieszy, że z nim tańczy.
Stop, nie mogę tak myśleć - pomyślał, próbując odgonić myśli. - Łączą nas tylko szkolne relacje i nic więcej.
W jego umyśle trwała gonitwa myśli. Rozum sprzeczał się z sercem, które próbowało uzmysłowić arystokracie, że jest zupełnie inaczej. Przez ten rok poznał ją z zupełnie innej strony i miał świadomość tego, że przez tyle lat źle ją oceniał. Hermiona była jak nieodkryta wyspa, imponowała inteligencją, odwagą, sprytem. Miała swoje priorytety i zasady. Chętnie wszystkim pomagała, ale miała jedną wadę — nie miała czystej krwi. Nawet gdyby chciał się z nią związać, nie mógłby tego zrobić przez zasady panujące w jego rodzie. Ale to nie ma znaczenia, bo między nimi do niczego nie dojdzie. Tak musi być.
Nagle usłyszał głos Hermiony. Popatrzył na nią zdezorientowany i aż podskoczył ze zdziwienia, gdy zobaczył tańczące wokół nich pary. Tańczyliśmy drugi utwór?
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Myślę, że tak będzie lepiej.
Zmarszczył brwi.
- Co? - bąknął.
Przewróciła oczami.
- Jak zwykle mnie nie słuchasz. Mówiłam o tym, że nie będziemy siedzieć przy jednym stole. McGonagall usadziła Notta przy stole z Gryfonami, ale wydaje mi się, że to nienajlepszy pomysł, dlatego się z nim zamienię.
Patrzył na nią, a kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ktoś stanął obok Hermiony i położył jej rękę na ramieniu. Odwróciła się w tamtą stronę i uśmiechnęła szeroko.
- Oliver! Co ty tutaj robisz? - zapytała.
Wood zerknął na Draco.
- Odbijany?
Arystokrata wzruszył ramionami.
- Taa, jasne. A Granger, siadaj gdzie ci wygodniej.
Po czym, nie czekając na jej odpowiedź, skierował się do stolika, przy którym siedzieli jego przyjaciele.
- Idziemy zapalić? - spytał, a oni bez słowa poderwali się ze swoich miejsc. Draco nachylił się nad stołem i zabrał butelkę Ognistej.
Hermiona była bardzo zaskoczona pojawieniem się jej dawnego przyjaciela. W listach pisał, że odwiedzi Hogwart w połowie wiosny, ale oczywiście nie miała nic przeciwko jego obecności na balu.
- Możesz wreszcie odpowiedzieć co tu robisz?
Ten uśmiechnął się lekko i obrócił ją w rytm muzyki.
- Też się cieszę, że cię widzę - mruknął.
Parsknęła śmiechem.
- Oliver.
Mężczyzna nadal tajemniczo się uśmiechał.
- Wiesz Hermiono, nie dziwię się wszystkim, że ciebie obserwują, bo wyglądasz olśniewająco.
Rzuciła mu karcące spojrzenie.
- Nie zmieniaj tematu, ale dziękuję za komplement.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Tańczyli w rytm muzyki, nie przejmując się spojrzeniami rzucanymi w ich stronę. Hermiona cały czas zastanawiała się, jaki był powód jego wizyty i w jednej chwili wszystko złożyło jej się w jedną całość. Postanowiła zaryzykować.
- Muszę cię o coś zapytać, ale chciałabym abyś odpowiedział szczerze.
- Brzmi poważnie, ale dobrze. Słucham.
- Czy to ty jesteś tajemniczym Mikołajem, który rozdawał prezenty na kolacji wigilijnej? Od pewnego czasu dostaję od niego listy i tak sobie pomyślałam… Och, proszę cię, daruj sobie ten kpiący uśmieszek - wymamrotała, widząc jego rozbawioną minę.
- Hermiono, to brzmi jak historia opisywana w książkach, ale niestety ja nim nie jestem. Gdybym chciał się z tobą umówić, zapytałbym od razu i nie odstawiał takiej szopki.
- Skoro to nie ty… to kto?
- Nie wiem, ale przegoń smutki. Jesteśmy na balu i powinniśmy się dobrze bawić - powiedział, obracając nią wokół własnej osi, powodując tym niekontrolowany śmiech dziewczyny.
W tym samym czasie na Błoniach trójka Ślizgonów rozprawiała o swoim nędznym życiu i problemach.
- Nie mogę w to uwierzyć. Zostawić was na kilka miesięcy i co? Zakochujecie się w Gryfonkach! To nie ma sensu. Powiedzcie mi, czy one wam coś dały, czy jak? - zapytał retorycznie Teodor.
- Nott, czyś ty postradał zmysły? Czy mówiłem, że się zakochałem w Granger?! Nie. Stwierdziłem jedynie, że nasza relacja się poprawiła. Zresztą głupio było nazywać ją szlamą, kiedy pomogła wyleczyć moją matkę.
- Okej, źle się wyraziłem, ale… Zabini, ty chyba nie mówisz poważnie? Serio się w niej zakochałeś? - Zwrócił się do Blaise’a.
Wzruszył ramionami.
- No raczej, ale podejrzewam, że to przez jej ostry charakterek - zażartował i upił łyk Ognistej. - Nie ma co debatować, bo wróciła do Pottera.
Nott pokręcił głową z dezaprobatą i oświadczył:
- Żeby była jasność - nie mam zamiaru udawać ich przyjaciela. Będę trzymał je na dystans.
- Jasne, rozumiemy to. Chcieliśmy ci tylko w skrócie powiedzieć, jak to wszystko wygląda.
Nagle przeszyło ich zimne powietrze. Blaise szybko zapiął szatę i popatrzył na kumpli.
- Idziemy do środka?
- Taa, pora się zabawić ze Ślizgonkami - odpowiedział Draco i skierowali się do Wielkiej Sali.
Tak naprawdę chciał zobaczyć, co robi jego współlokatorka i wzbudzić w niej zazdrość.
Wybiła północ, więc McGonagall wyprowadziła z Wielkiej Sali młodsze roczniki, aby odprowadzić ich do sypialni. Prefekci Naczelni mieli zająć się pracownikami Ministerstwa Magii. Niestety Hermiona musiała zmierzyć się z tym samodzielnie, ponieważ Draco gdzieś zniknął.
- Jeszcze raz dziękujemy za przybycie. Miło było państwa gościć - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się lekko.
- Mam nadzieję, że zdecyduje się pani na pracę w Ministerstwie Magii - mruknął jeden z pracowników wyższego szczebla.
- Wszystko zależy od wyników egzaminów, ale chyba zostanę magomedykiem - odpowiedziała, żegnając kolejne osoby.
- Proszę pamiętać, że zawsze będzie pani mile widziana i gdyby kiedykolwiek pojawił się jakiś problem, proszę się nie krępować i nas informować. Z wielką chęcią pomożemy - dodał najwyższy z nich.
- Oczywiście.
Kiedy ostatni urzędnik wyszedł, odetchnęła z ulgą i skierowała się do swojego stolika, ale po drodze zaczepił ją Oliver.
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem. Przepraszam, ale nie dotrzymam ci towarzystwa, bo muszę pędzić do pracy. Podobno jest wielu rannych w Mungu i pilnie mnie wzywają. Baw się dobrze, pisz listy i miej wiele cierpliwości do Malfoya - powiedział na jednym wdechu, po czym ucałował ją w policzek i szybko zniknął z pola widzenia.
Dziewczyna była trochę rozczarowana, bo chciała zamienić z nim kilka słów, ale zawsze może spędzić kilka godzin w towarzystwie swoich przyjaciół. Rozejrzała się, chcąc ich dojrzeć wśród gęstniejącego tłumu ludzi. Miała wrażenie, że z minuty na minutę uczniów przybywa. Być może nie chcieli bawić się w towarzystwie ważnych osobistości i dopiero teraz bal rozkręca się na dobre. Odetchnęła głęboko i podeszła do swojego stolika, przy którym samotnie siedział Harry.
- Dlaczego tu siedzisz? - zapytała, nalewając wody do kielicha.
- Ginny ciągle tańczy z Zabinim - odpowiedział, sięgając pod stół po butelkę Ognistej.
- To nic nie znaczy - pocieszyła go. - Przecież sam mówiłeś, że może mieć kolegów, a kocha tylko ciebie.
- Nie można ufać Ślizgonom - mruknął, wypijając alkohol jednym duszkiem. - Mam dość, idę do dormitorium.
- O nie, teraz idziemy tańczyć - oświadczyła i złapała go za rękę.
Godzinę później Ginny tańczyła z Wybrańcem, większość uczniów była lekko wstawiona i udała się na Błonia, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Hermiona tymczasem siedziała przy stoliku i masowała stopy, które przed chwilą uwolniła z wysokich szpilek. Właśnie wtedy podbiegł do niej mały chłopiec.
- Proszę pani, błagam proszę za mną iść, chodzi o pana Malfoya…
*Witajcie po długiej przerwie, Liczę, że jednak znajdzie się kilka wiernych czytelników tej opowieści :) Macie jakieś wnioski, komentarze? Proszę zostawcie kilka słów poniżej ! :) Następny rozdział za tydzień :) Dobrego popołudnia! :D
- Merlinie, tylko nie to. Jest tak wcześnie! Daj mi jeszcze godzinkę - mruknęła Hermiona, patrząc na budzik, który dzwonił bez opamiętania. Mimo ogromnej niechęci, wyłączyła go i powoli wstała z łóżka. Sięgnęła po ubrania i powolnym krokiem udała się do łazienki, aby wziąć prysznic. Kiedy przeszła do salonu, zdziwiła się, że nigdzie nie ma jej współlokatora. On zawsze był rannym ptaszkiem i nie miał problemów ze wstawaniem. Wzruszyła ramionami i weszła do łazienki. Kilka minut później siedziała na kanapie i analizowała plan balu.
- Dzień dobry, Granger. Wyspana? - powitał ją Draco, wchodząc do dormitorium.
- Niezbyt, a gdzie ty byłeś? - zapytała.
- Zespół wysłał sprzęt, musiałem go odebrać i rozpakować - wyjaśnił i podszedł do barku, żeby nalać sobie soku dyniowego.
- Jak to? Przecież mieli go przywieść po południu.
- Mieli, ale najwidoczniej plany się zmieniły - odparł krótko i wzruszył ramionami - Jesteś gotowa na dzień pełen pracy i wrażeń?
- Tak, chociaż teraz marzę o filiżance kawy.
- No to chodźmy, musimy zobaczyć, czy wszystko gotowe, a poza tym niedługo będzie śniadanie.
Hermiona wstała z kanapy i wtedy usłyszeli pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła Gryfonka i w drzwiach dormitorium stanęła Krukonka.
- Mam przesyłkę dla Hermiony Granger - wyjaśniła i postawiła na podłodze wielkie pudło, które nawet nią przewyższało.
- Ach tak, dziękuję - mruknęła Prefekt Naczelna, ale tamtej już nie było.
Draco podejrzliwie patrzył na ogromną paczkę i w końcu zapytał:
- Granger, co jest w tym pudle?
- Moja sukienka na bal, ale teraz to nieważne. Chodźmy na śniadanie. Pewnie uczniowie już tam są, a mamy przekazać im kilka informacji.
W Wielkiej Sali było bardzo gwarno. Uczniowie podziwiali wstępne dekoracje i przedzierali się przez ogromną zasłonę, która odsuwała się, gdy ktoś koło niej przechodził. Stoły, przy których zazwyczaj jedli, stały jeszcze na swoim miejscu, ale ściany zostały już ozdobione barwami poszczególnych domów. Gdy wszyscy przyszli na śniadanie, dyrektor McGonagall zabrała głos.
- Zanim dopuszczę do głosu Prefektów Naczelnych, chciałabym coś ogłosić. Do Hogwartu powrócił uczeń, który przez pół roku był uzdrawiany w świętym Mungu, po obrażeniach jakich doznał, kiedy porwali go śmierciożercy. Dzisiaj czuje się znacznie lepiej i będzie kontynuował naukę. O ile mi wiadomo pojawi się na balu. - Grupa Ślizgonów krzyknęła z radości. - A teraz posłuchajmy pannę Granger.
- Razem z Malfoyem mamy zaszczyt zaprosić wszystkich tu zebranych na Bal Noworoczny, który rozpocznie się dzisiaj o dziewiętnastej. Młodsze roczniki, czyli od pierwszego do czwartego, mogą się bawić do północy, a starsi będą bawić się do białego rana. Prosimy o kulturalne zachowanie, ponieważ na balu mają się pojawić przedstawiciele Ministerstwa Magii, dlatego…
- Granger, przestać zanudzać - przerwał jej Draco. - Dzięki mnie dzisiaj zostały odwołane wszystkie zajęcia, a po północy, kiedy goście z Ministerstwa się ulotnią, możecie liczyć na mocniejsze trunki. Tyle chcieliśmy wam przekazać, a teraz czas na śniadanie i przygotowania na imprezę wszechczasów.
Gdy wypowiedział ostatnie słowa, uśmiechnął się w swoim stylu i nie przejmując się miną współlokatorki, zszedł po schodach i podszedł do stołu Ślizgonów.
- Stary, słyszałeś? Nasz kumpel wraca!
- Taa, też się cieszę. Kontaktowałeś się z nim? - zapytał blondyn, nakładając na talerz kilka tostów.
- Wymieniliśmy parę listów, a miesiąc temu wspomniał coś o tym, że być może niedługo nas odwiedzi, ale nie sądziłem, że wróci.
Hermiona była zła, że Draco tak ją potraktował. Być może relacja między nimi się poprawiła, ale chyba za dużo sobie obiecywała. Jak zawsze musiał pokazać, że to on jest tym najlepszym i tylko jemu należy się szacunek. Obiecała sobie, że będzie dla niego oschła. Tak, to najlepsze wyjście. Odpłaci mu tym samym.
Jej rozmyślenia przerwała poranna poczta. Sowy latały jak szalone, bo dzisiejszego dnia rodzice wysyłali dzieciom eleganckie stroje i dodatki do nich. Hermiona zdziwiła się, gdy koło jej talerza wylądował list. Szybko go otworzyła, rumieniąc się delikatnie. Otrzymała kolejny list od tajemniczego Mikołaja. Nie zważając na obecność innych uczniów, rozłożyła go i zaczęła czytać.
Droga Hermiono!
Nie odpowiedziałaś na mój ostatni list. Czy to oznacza, że nie chcesz mnie bliżej poznać? Mam nadzieję, że to nieprawda. Chciałbym życzyć Ci udanej zabawy na balu. Liczę, że niedługo się do mnie odezwiesz.
Mikołaj
Dziewczyna cicho jęknęła. Zapomniała odpisać na jego ostatnią wiadomość i jakaś część niej cieszyła się z tego, że postanowił o sobie przypomnieć. Postanowiła jak najszybciej naprawić swój błąd, dlatego powiedziała przyjaciołom, że nie jest głodna i szybko pobiegła na siódme piętro. Wbiegła do sypialni, zamykając za sobą drzwi, usiadła na łóżku, przywołała pergamin i napisała:
Tajemniczy Mikołaju!
Wybacz, ale początek roku był niezwykle burzliwy i po prostu zapomniałam odpisać na Twoją wiadomość. Widzę, że wiele wiesz o tym, co aktualnie dzieje się w Hogwarcie. Dziękuję za życzenia, ale chyba nie będę bawiła się zbyt dobrze, ponieważ muszę go organizować z moim współlokatorem, który jest zapatrzonym w siebie dupkiem! A nie, czekaj… nie powinnam tego pisać. Kto wie, może jesteś jego przyjacielem? Cóż, to mało prawdopodobne, bo który Ślizgon napisałby do szlamy? Mam przeczucie, że jesteś uczniem Hogwartu… Może mała podpowiedź?
Hermiona
Włożyła list do koperty, dotknęła go różdżką i powiedziała: „Tajemniczy Mikołaj”. A potem udała się do pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie razem ze znajomymi spędziła kilka godzin przed balem.
O siedemnastej wróciła do dormitorium, aby się przygotować. Niebawem miała pojawić się kobieta, która zajmie się jej fryzurą i makijażem.
- Gdzie byłaś? - spytał Draco, wychodząc z łazienki.
- Miałam kilka spraw do załatwienia, a poza tym jestem na ciebie zła i nie chcę z tobą rozmawiać - odpowiedziała, ale kiedy zauważyła, że otworzył usta, żeby coś powiedzieć, dodała: - I dobrze wiesz za co.
Ślizgon zmrużył oczy i popatrzył na nią podejrzliwie. Nagle go olśniło i przewrócił oczami.
- Jesteś zła o tą sytuację na śniadaniu? - zapytał, ale ona nawet na niego nie spojrzała, dlatego kontynuował: - Och, proszę cię, daj spokój. Chciałem szybko skończyć nasze przemówienia, bo jak sama dobrze wiesz, mamy go coraz mniej. Poza tym jako gospodarze powinniśmy się dogadywać.
Jęknęła cicho i na niego spojrzała. Wiedziała, że ma rację, ale nie chciała tak szybko dać za wygraną.
- Może i powinniśmy, ale będzie tak dopiero wtedy, gdy zaczniesz chociaż w minimalnym stopniu okazywać mi szacunek. To naprawdę nie jest trudne. Wystarczy ruszyć szare komórki. Przemyśl to sobie, a ja idę się szykować.
Po czym weszła do swojej sypialni, zostawiając go samego w salonie.
Dwie godziny później Hermiona pożegnała kobietę, która zadbała o jej włosy i makijaż. Musiała jedynie ubrać sukienkę i buty. Parę minut później usłyszała pukanie do drzwi.
- Zaraz będę gotowa - powiedziała.
- Okej, czekam w salonie! - krzyknął Ślizgon, podchodząc do lustra, aby przyjrzeć się swojemu odbiciu. Dopasowana, idealnie skrojona czarna szata podkreślała umięśnione ciało. Włosy lekko opadały na bok, ale to dodawało mu niesamowitego uroku. Gdy poprawiał poły szaty, usłyszał cichy dźwięk otwieranych drzwi, więc spojrzał w tamtą stronę.
-I jak? - spytała Hermiona.
Draco był w szoku. Założyła czarną sukienkę, z koronkowymi wstawkami, sięgającą przed kolano. Włosy upięła w niskiego koka, który sprawiał, że niektóre pasma lekko opadały na ramiona. Kremowe buty pasowały do kolczyków i bransoletki.
- Wow, wyglądasz niesamowicie - wyszeptał, wpatrując się w nią jak oczarowany.
Ona uśmiechnęła się lekko i podeszła do niego, po czym bez słowa udali się do Wielkiej Sali.
Gdy przemierzali korytarze Hogwartu, oczy wszystkich uczniów były zwrócone na Gryfonkę. Tak ubrana Prefekt Naczelna wzbudziła niemałe zainteresowanie. Na co dzień zakładała skromny szkolny mundurek i nie wyróżniała się zbytnio. Teraz kusiła wszystkich chłopaków.
Prefekci wraz z dyrektorką stali przy drzwiach wejściowych i witali każdego lampką szampana. McGonagall była zadowolona z faktu, że ta dwójka wreszcie zaczyna się dogadywać. Zależało jej na tym, żeby mogli ze sobą współpracować i jak na razie wszystko wyglądało bardzo dobrze.
- Nott! Jak dobrze cię widzieć! - zawołał Draco, kiedy jego przyjaciel pojawił się w zamku.
Podszedł do niego i wpadli sobie w ramiona. Od zawsze się przyjaźnili, wspierali i spędzali każdą wolną chwilę. Ale gdy rozpoczęła się wojna i Śmierciożercy zaczęli rządzić, załamali się, a najbardziej było to widać po Teodorze, który stracił rodziców, gdy cała jego rodzina odwróciła się od Voldemorta. Jemu udało się przeżyć, ale przez wiele miesięcy przebywał w szpitalu.
- Kopę lat, Malfoy - mruknął Ślizgon i spojrzał na towarzyszkę arystokraty. - A kto to?
- Nie poznajesz? To Granger.
- Granger? Ta szla.. to znaczy, no tak, Zabini wspominał, że zostaliście Prefektami Naczelnymi. Witaj - zwrócił się do niej ozięble.
Pomimo tego, że przeszedł na dobrą stronę, nie był miło nastawiony do osób nie będących czystej krwi.
Hermiona przytaknęła i zaczęła witać kolejnych gości. Gdy wszyscy weszli do Wielkiej Sali przemowy wygłosili McGonagall, Minister Magii i Prefekci Naczelni. Następnie wszyscy zjedli uroczystą kolację, a potem nadeszła pora na pierwszy taniec.
Prefekci stanęli blisko parkietu i odetchnęli głęboko, mając świadomość, że wszystkie oczy są zwrócone właśnie na nich.
- Granger, tylko nas nie skompromituj - szepnął Draco i podał jej rękę, którą ścisnęła trochę za mocno, chcąc dyskretnie dać mu do zrozumienia, że nigdy nikogo nie kompromituje.
Draco mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przeszli na środek parkietu. Kiwnął głową w stronę Blaise’a, który aktualnie zajął konsolę z muzyką. Zabrzmiały pierwsze nuty i prefekci zaczęli się poruszać. Kilka dni wcześniej Draco wybrał odpowiednią piosenkę na pierwszy taniec. Chciał uniknąć niewygodnych komentarzy i pytań wścibskich dziennikarzy, dlatego nie wybrał powolnej, w której musieliby stać blisko siebie. Nie to, żeby miał coś przeciwko temu, ale… nie chciał nikomu zaszkodzić, a przede wszystkim jej. Tańcząc, próbował zachowywać odpowiednią odległość, chociaż korciło go, żeby trochę zaszaleć. Przecież byli znajomymi, a znajomi od czasu do czasu ze sobą tańczą i nikt nie ma nic przeciwko temu. A ona wygląda tak… ładnie i nawet się uśmiecha, więc chyba się cieszy, że z nim tańczy.
Stop, nie mogę tak myśleć - pomyślał, próbując odgonić myśli. - Łączą nas tylko szkolne relacje i nic więcej.
W jego umyśle trwała gonitwa myśli. Rozum sprzeczał się z sercem, które próbowało uzmysłowić arystokracie, że jest zupełnie inaczej. Przez ten rok poznał ją z zupełnie innej strony i miał świadomość tego, że przez tyle lat źle ją oceniał. Hermiona była jak nieodkryta wyspa, imponowała inteligencją, odwagą, sprytem. Miała swoje priorytety i zasady. Chętnie wszystkim pomagała, ale miała jedną wadę — nie miała czystej krwi. Nawet gdyby chciał się z nią związać, nie mógłby tego zrobić przez zasady panujące w jego rodzie. Ale to nie ma znaczenia, bo między nimi do niczego nie dojdzie. Tak musi być.
Nagle usłyszał głos Hermiony. Popatrzył na nią zdezorientowany i aż podskoczył ze zdziwienia, gdy zobaczył tańczące wokół nich pary. Tańczyliśmy drugi utwór?
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Myślę, że tak będzie lepiej.
Zmarszczył brwi.
- Co? - bąknął.
Przewróciła oczami.
- Jak zwykle mnie nie słuchasz. Mówiłam o tym, że nie będziemy siedzieć przy jednym stole. McGonagall usadziła Notta przy stole z Gryfonami, ale wydaje mi się, że to nienajlepszy pomysł, dlatego się z nim zamienię.
Patrzył na nią, a kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ktoś stanął obok Hermiony i położył jej rękę na ramieniu. Odwróciła się w tamtą stronę i uśmiechnęła szeroko.
- Oliver! Co ty tutaj robisz? - zapytała.
Wood zerknął na Draco.
- Odbijany?
Arystokrata wzruszył ramionami.
- Taa, jasne. A Granger, siadaj gdzie ci wygodniej.
Po czym, nie czekając na jej odpowiedź, skierował się do stolika, przy którym siedzieli jego przyjaciele.
- Idziemy zapalić? - spytał, a oni bez słowa poderwali się ze swoich miejsc. Draco nachylił się nad stołem i zabrał butelkę Ognistej.
Hermiona była bardzo zaskoczona pojawieniem się jej dawnego przyjaciela. W listach pisał, że odwiedzi Hogwart w połowie wiosny, ale oczywiście nie miała nic przeciwko jego obecności na balu.
- Możesz wreszcie odpowiedzieć co tu robisz?
Ten uśmiechnął się lekko i obrócił ją w rytm muzyki.
- Też się cieszę, że cię widzę - mruknął.
Parsknęła śmiechem.
- Oliver.
Mężczyzna nadal tajemniczo się uśmiechał.
- Wiesz Hermiono, nie dziwię się wszystkim, że ciebie obserwują, bo wyglądasz olśniewająco.
Rzuciła mu karcące spojrzenie.
- Nie zmieniaj tematu, ale dziękuję za komplement.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Tańczyli w rytm muzyki, nie przejmując się spojrzeniami rzucanymi w ich stronę. Hermiona cały czas zastanawiała się, jaki był powód jego wizyty i w jednej chwili wszystko złożyło jej się w jedną całość. Postanowiła zaryzykować.
- Muszę cię o coś zapytać, ale chciałabym abyś odpowiedział szczerze.
- Brzmi poważnie, ale dobrze. Słucham.
- Czy to ty jesteś tajemniczym Mikołajem, który rozdawał prezenty na kolacji wigilijnej? Od pewnego czasu dostaję od niego listy i tak sobie pomyślałam… Och, proszę cię, daruj sobie ten kpiący uśmieszek - wymamrotała, widząc jego rozbawioną minę.
- Hermiono, to brzmi jak historia opisywana w książkach, ale niestety ja nim nie jestem. Gdybym chciał się z tobą umówić, zapytałbym od razu i nie odstawiał takiej szopki.
- Skoro to nie ty… to kto?
- Nie wiem, ale przegoń smutki. Jesteśmy na balu i powinniśmy się dobrze bawić - powiedział, obracając nią wokół własnej osi, powodując tym niekontrolowany śmiech dziewczyny.
W tym samym czasie na Błoniach trójka Ślizgonów rozprawiała o swoim nędznym życiu i problemach.
- Nie mogę w to uwierzyć. Zostawić was na kilka miesięcy i co? Zakochujecie się w Gryfonkach! To nie ma sensu. Powiedzcie mi, czy one wam coś dały, czy jak? - zapytał retorycznie Teodor.
- Nott, czyś ty postradał zmysły? Czy mówiłem, że się zakochałem w Granger?! Nie. Stwierdziłem jedynie, że nasza relacja się poprawiła. Zresztą głupio było nazywać ją szlamą, kiedy pomogła wyleczyć moją matkę.
- Okej, źle się wyraziłem, ale… Zabini, ty chyba nie mówisz poważnie? Serio się w niej zakochałeś? - Zwrócił się do Blaise’a.
Wzruszył ramionami.
- No raczej, ale podejrzewam, że to przez jej ostry charakterek - zażartował i upił łyk Ognistej. - Nie ma co debatować, bo wróciła do Pottera.
Nott pokręcił głową z dezaprobatą i oświadczył:
- Żeby była jasność - nie mam zamiaru udawać ich przyjaciela. Będę trzymał je na dystans.
- Jasne, rozumiemy to. Chcieliśmy ci tylko w skrócie powiedzieć, jak to wszystko wygląda.
Nagle przeszyło ich zimne powietrze. Blaise szybko zapiął szatę i popatrzył na kumpli.
- Idziemy do środka?
- Taa, pora się zabawić ze Ślizgonkami - odpowiedział Draco i skierowali się do Wielkiej Sali.
Tak naprawdę chciał zobaczyć, co robi jego współlokatorka i wzbudzić w niej zazdrość.
Wybiła północ, więc McGonagall wyprowadziła z Wielkiej Sali młodsze roczniki, aby odprowadzić ich do sypialni. Prefekci Naczelni mieli zająć się pracownikami Ministerstwa Magii. Niestety Hermiona musiała zmierzyć się z tym samodzielnie, ponieważ Draco gdzieś zniknął.
- Jeszcze raz dziękujemy za przybycie. Miło było państwa gościć - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się lekko.
- Mam nadzieję, że zdecyduje się pani na pracę w Ministerstwie Magii - mruknął jeden z pracowników wyższego szczebla.
- Wszystko zależy od wyników egzaminów, ale chyba zostanę magomedykiem - odpowiedziała, żegnając kolejne osoby.
- Proszę pamiętać, że zawsze będzie pani mile widziana i gdyby kiedykolwiek pojawił się jakiś problem, proszę się nie krępować i nas informować. Z wielką chęcią pomożemy - dodał najwyższy z nich.
- Oczywiście.
Kiedy ostatni urzędnik wyszedł, odetchnęła z ulgą i skierowała się do swojego stolika, ale po drodze zaczepił ją Oliver.
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem. Przepraszam, ale nie dotrzymam ci towarzystwa, bo muszę pędzić do pracy. Podobno jest wielu rannych w Mungu i pilnie mnie wzywają. Baw się dobrze, pisz listy i miej wiele cierpliwości do Malfoya - powiedział na jednym wdechu, po czym ucałował ją w policzek i szybko zniknął z pola widzenia.
Dziewczyna była trochę rozczarowana, bo chciała zamienić z nim kilka słów, ale zawsze może spędzić kilka godzin w towarzystwie swoich przyjaciół. Rozejrzała się, chcąc ich dojrzeć wśród gęstniejącego tłumu ludzi. Miała wrażenie, że z minuty na minutę uczniów przybywa. Być może nie chcieli bawić się w towarzystwie ważnych osobistości i dopiero teraz bal rozkręca się na dobre. Odetchnęła głęboko i podeszła do swojego stolika, przy którym samotnie siedział Harry.
- Dlaczego tu siedzisz? - zapytała, nalewając wody do kielicha.
- Ginny ciągle tańczy z Zabinim - odpowiedział, sięgając pod stół po butelkę Ognistej.
- To nic nie znaczy - pocieszyła go. - Przecież sam mówiłeś, że może mieć kolegów, a kocha tylko ciebie.
- Nie można ufać Ślizgonom - mruknął, wypijając alkohol jednym duszkiem. - Mam dość, idę do dormitorium.
- O nie, teraz idziemy tańczyć - oświadczyła i złapała go za rękę.
Godzinę później Ginny tańczyła z Wybrańcem, większość uczniów była lekko wstawiona i udała się na Błonia, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Hermiona tymczasem siedziała przy stoliku i masowała stopy, które przed chwilą uwolniła z wysokich szpilek. Właśnie wtedy podbiegł do niej mały chłopiec.
- Proszę pani, błagam proszę za mną iść, chodzi o pana Malfoya…
*Witajcie po długiej przerwie, Liczę, że jednak znajdzie się kilka wiernych czytelników tej opowieści :) Macie jakieś wnioski, komentarze? Proszę zostawcie kilka słów poniżej ! :) Następny rozdział za tydzień :) Dobrego popołudnia! :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)