- O nie! Z tego co mówiłaś, to coś poważnego, że nawet miałem ci nie przerywać. Siadaj więc i mów - powiedział tonem nieznoszącym odmowy. Hermiona chcąc nie chcąc wzięła głęboki oddech i próbowała zacząć rozmowę.
- Ok, niech będzie - jednak nie chciało jej to przyjść z łatwością. Co chwilę spoglądała to na niego, to na podłogę. Z nerwów nawet zaczęła splatać i wykręcać palce.
- Chcesz się do czegoś przyznać? - dopytywał - zniszczyłaś moją miotłę? okłamałaś mnie z czymś? chcesz zerwać ze mną kontakt? - za każdym razem gryfonka kręciła przecząco głową - to może mi to napisz.
- Próbowałam. Nawet kilka razy, ale jakoś za każdym razem niszczyłam list - przyznała szczerze.
- Matko Granger, to coś ty zrobiła? Zabiłaś kogoś? - zakpił, gdyż na prawdę nie domyślał się, co ona chce mu przekazać. Kiedy już otwierała usta, do dormitorium wszedł Theodor.
- No witajcie. Wybaczcie, że mnie nie było, ale powiem wam, że cały dzień spędziłem z Blaise'm. Udało mi się go namówić na wyjście do Hogsmeade. Trochę nam zeszło. A co u was? - spytał znienacka i usiadł pomiędzy nimi na kanapie - coś mnie ominęło? I co tutaj robią te kule?
- Słuchaj, to Malfoy ci wszystko opowie, bo trochę tego jest, a ja w tym czasie skoczę do Harry'ego, bo coś mu obiecałam - odpowiedziała szybko gryfonka i zanim ślizgon zaprotestował, ona była już na korytarzu.
- Co jej się stało? Powiedziałem coś nie tak? - zmartwił się Nott.
- Nie, po prostu chciała o czymś ze mną pogadać, ale nie wie jak mi to powiedzieć - wyjaśnił i napił się łyk soku.
- To co tu robią te kule i co robiliście cały dzień?
Hermiona z jednej strony odetchnęła z ulgą, ale sprawa nadal pozostawała niewyjaśniona. Postanowiła, że musi przestać chociaż na chwilę o tym myśleć, aby zobaczyć czy to zauroczenie nie jest chwilowe. Udała się więc do pokoju wspólnego Gryffindoru, aby spędzić czas ze swoimi przyjaciółmi.
- Cześć wszystkim. Co porabiacie? - przywitała się z małą grupką siedzącą przy kominku. Grali oni właśnie w jakąś nową grę.
- Hermiona! - krzyknął Seamus - no ja myślałem, że już nigdy nie znajdziesz dla nas czasu. Tylko ci ślizgoni i ślizgoni. Siadaj z nami - zaprosił ją i nalał jej soku.
- Czy to prawda z Malfoy'em? On straci wzrok? - spytała znienacka Luna, choć wiedziała, że gryfonka niechętnie o nim rozmawia.
- Widzę, że plotki się szybko rozchodzą, ale nie, nie straci wzroku - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie chciała opowiadać im tej historii, ponieważ miało to zostać w tajemnicy, a poza tym to do końca nie wiedziała jakie są przyczyny tych wszystkich przypadłości - posłuchajcie, nie rozmawiajmy o ślizgonach. Przyszłam tutaj, aby trochę od nich odpocząć. Mogę się przyłączyć do tej gry?
- Jasne, a ty Luno, proszę, zastopuj swoją ciekawość - upomniał swoją ukochaną Nevill. Kiedy Ron tłumaczył zasady, do okna zastukała sowa z małym liścikiem. Harry podszedł do niej i zaczął czytać treść.
- Wygląda na to, że ja z Hermioną nie pogramy. Musimy się udać do dyrektorki - oznajmił i wzruszył ramionami.
- Znowu jakaś misja? - dopytywał Ron.
- Nie wiem, nie ma podanych szczegółów.
- No to wam dotrzymałam towarzystwa - westchnęła gryfonka i wstała, aby razem ze swoim przyjacielem udać się do gabinetu McGonagall. Kiedy już chciała zmierzać korytarzem w górę, Harry złapał ją za rękę.
- O co chodzi? - zdziwiła się.
- Ściemniałem. To był list od dyrektorki, ale dziękowała nam za pomoc przy ostatniej misji i życzyła udanego wieczoru. Wyciągnąłem cię stamtąd, abyśmy szczerze porozmawiali. Tylko może nie tutaj. Jakieś pomysły?
- Pokój życzeń? - zaproponowała i kilka chwil później siedzieli już w ukrytym pomieszczeniu na dwóch fotelach przy gorącej czekoladzie.
- Zapytam wprost Czy ty coś czujesz do Malfoy'a?
- To aż tak widać? - zmartwiła się nagle, bo nie chciała, aby ta informacja wyszła na jaw wśród innych uczniów. Przynajmniej nie do nie do momentu, aż sama się do tego nie przyzna.
- Wiesz, nie wiem czy to tak widać, ale jak ostatnio powiedziałaś o nim po imieniu, to zacząłem rozumieć, że chyba coś jest na rzeczy.
- Słuchaj, dla mnie jest to trudny i trochę dziwny temat...nawet nie wiem, w którym momencie zaczełam czuć do niego coś więcej...uważasz, że robie błąd? - lubiła te momenty, kiedy mogła zwierzyć się komuś ze swoich problemów i zwątpień, a w dodatku wiedziała, że to co powie, nie pójdzie dalej. Z racji, że Ginny wyjechała, to drugą najbliższą osobą jest właśnie Harry. Po dłuższym zastanowieniu była nawet zadowolona, że podstępem wyciągnął ją z pokoju wspólnego Gryffindoru. Liczyła, że pomoże on jej podjąć właściwą decyzję.
- Hermiona, w większości przypadków jest tak, że jeśli ludzie spędzają ze sobą dużą ilość czasu, to nawet jeśli na początku się nie lubią, to z czasem uprzedzenia mijają, a pojawia się przyjaźń, a nawet miłość. I wy jesteście tego najlepszym przykładem - powiedział spokojnie i upił łyk czekolady. Gryfonka była dla niego jak rodzina. Nie raz mu pomogła i kochał ją jak siostrę. Nie wiedział, co ma o tej sprawie myśleć, postanowił, że najpierw wybada całą sprawę.
- Problem jest taki, że obawiam się jego reakcji na moje wyznanie - stwierdziła smutno.
- Nie dowiesz się, dopóki z nim nie porozmawiasz.
- I tu jest drugi problem. Kilka razy próbowałam już zacząć rozmowę, jednak albo brakowało mi odwagi albo kiedy już byłam zdecydowana, to zawsze nam coś przerwało.
- Im szybciej to zrobisz tym lepiej. Jak dalej będziesz zwlekać, to bardziej będzie ciebie to męczyło - poradził jej - ale pamiętaj, że jeśli on zrobi ci krzywdę, to będzie miał ze mną do czynienia.
- Dziękuję ci Harry, ale myślę, że w razie potrzeby poradzę sobie z nim sama.
Na siódmym piętrze, kiedy to dwójka ślizgonów opowiedziała już sobie dokładnie, co robili w dzień, nastał późny wieczór. Siedzieli oni właśnie w salonie i zajadali fasolki wszystkich smaków, gdy weszła gryfonka.
- No ładny przykład dajesz innym Granger. Ty, jako prefekt naczelny wracasz do dormitorium w środku nocy? - zażartował Draco.
- Nikt mnie nie widział. Poza tym mam trochę więcej przywilejów - odparła - a teraz wybaczcie, ale jestem zmęczona. Idę spać i i wam też to radzę.
- A powiesz chociaż gdzie byłaś? - spytał zaciekawiony - dla kogo odrzuciłaś tak wspaniałych, przystojnych i jedynych w swoim rodzaju ślizgonów?
- Gdybyś chociaż raz posłuchał to, co do ciebie mówię, to byś wiedział - odpowiedziała z przekąsem - ale skoro już tak bardzo chcesz wiedzieć, to spędziłam czas z równie przystojnym, mądrym i bardzo odważnym Harry'm - dodała po chwili i zniknęła za drzwiami swojej sypialni.
- Taa, Potter przystojny - powiedział Draco i oboje zaczęli się śmiać.
- Słyszałam to Malfoy! - krzyknęła lekko oburzona.
- A nie uczono cię, że nie ładnie podsłuchiwać? - odkrzyknął, ale nie usłyszał już odpowiedzi. Theodor więc postanowił, że pójdzie już do siebie. Draco przy pomocy kul powoli doszedł do swojego pokoju. Wchodząc do niego doznał małego szoku. Na jego łóżko ktoś siedział.
- No witam. Czemu zawdzięczam wizytę o tak późnej porze? - zmartwił się, bo przeczuwał, że musi być to coś poważnego, inaczej spokojnie ta sprawa mogłaby poczekać do rana.
- Przebadałem historie i wszystkie pana przypadki raz jeszcze. Poszukałem i okazało się, że ktoś już kiedyś przechodził przez to, co panicz teraz. Co prawda było to dobre kilkadziesiąt lat temu, ale jednak. Najpierw diagnoza utraty wzroku, która okazuje się błędna, potem omdlenie i chwilowy brak czucia w nogach. Przykro mi to stwierdzić, ale wszystko wskazuje na to, że to klątwa.
- Klątwa? Jaka klątwa? Mój ojciec ma z tym coś wspólnego?
- Nie, na pewno nie. Klątwa ta zdarza się bardzo rzadko i człowiek się z nią już rodzi. Nie ma większego wytłumaczenia dlaczego akurat pana to trafiło.
- Jak dalej postępuję ta klątwa? Jakie są dlasze objawy? - dopytywał lekko przerażony tym, co właśnie uslyszał.
- Klątwa postępuje powoli, ale tylko w momencie zmiany uczuć. Objawy są silniejsze, im większe są uczucia do danej osoby.
- Zmiany uczuć? Przecież ja nie jestem w nikim zakochany - odpowiedział zdezorientowany.
- Prawdopodobnie mózg wyczuł, że jest osoba, do której pan czuję trochę więcej niż przyjaźń, ale mniej niż miłość - tłumaczył dalej - im większe uczucie będzie, tym objawy będą się pogarszać i będzie ich coraz więcej. Z doświadczenia wiem, że z uczuciem nie da się wygrać ani nie da się go też w żaden sposób kontrolować.
- Granger - powiedział cicho i krótko po czym zamyślił się nad tym chwilę - a jak skończyła się ta sprawa z tamtą osobą? Też miała kogoś, na kim jej zależało?
- Tak, dzięki temu odkryto tą klątwę. Zakochał się w swojej przyjaciółce i nic nie mógł na to poradzić. Klątwa przy prawdziwej miłości prowadzi do śmierci. Miał do wyboru kilka tygodni przy boku ukochanej albo długie życie w samotności.
- I co wybrał? - spytał szybko.
- Samotność. Wyjechał i odciął się od wszelkich kontaktów. Jedyne całe w tym pocieszenie jest takie, że cały czas szukam eliksiru na wyleczenie lub zastopowanie oraz to, że żyjemy w trochę lepszych czasach, gdzie składniki są bardziej dostępne. Postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby mógł pan prowadzić normalne życie - obiecał i położył mu rękę na ramieniu - jednak teraz niestety muszę pana opuścić, bo czas wracać do szpitala. Wolałem to panu powiedzieć osobiście niż pisać list. Będziemy w kontakcie - dodał i teleportował się poza Hogwart. Draco był w totalnym szoku. Nie mógł i przede wszystkim nie chciał uwierzyć, w to co przed chwilą usłyszał. Życie co chwilę szykowało mu nowe niespodzianki. Kiedy już myślał, że wszystko mu się układa i jest przez chwilę szczęśliwy, to zaraz pojawiało się coś, co to niszczyło. I tak było w tym przypadku. Położył się na łóżku, aby to wszystko przemyśleć, gdyż wiedział, że będzie to bezsenna noc.
Nastał ranek. Wiosenne słońce przebijało się przez okna, informując uczniów, że nastał nowy dzień. Hermiona obudziła się wyspana i z nową nadzieją. Postanowiła, że im szybciej to zrobi, tym lepiej. Wzięła szybki prysznic i zapukała do sypialni ślizgona.
- Dzień dobry, mogę na chwilę? - spytała i usiadła na skraju jego łóżka. Leżał w ubraniu, z widocznymi oznakami zmęczenia na twarzy, ale nie przejęła się tym, ponieważ myślała, że po prostu dłużej posiedział ze swoim przyjacielem - pamiętasz, jak wczoraj chciałam ci coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo Theodor nam przeszkodził? - Draco nie odpowiedział, tylko pokiwał głową, wtedy ona złapała go za rękę i zaczęła - posłuchaj mnie uważnie. Kiedy dowiedziałam się, że mam z tobą mieszkać byłam wściekła, ba! ja sobie w głowie przypominałam zakazane zaklęcia, aby w odpowiednim czasie użyć ich na tobie...denerwowałeś mnie tą swoją pewnością siebie w wyzywaniu mnie, robiłeś mi na złość każdym kroku...jednak w momencie, kiedy okazałeś mi wsparcie, gdy ja byłam załamana po zerwaniu z Ronem, moje zdanie na twój temat powoli ulegało zmianie. Przestałam już wtedy traktować cię jak wroga...te sprawy i obowiązki, przez które byliśmy skazani na swoje towarzystwo pomogło mi zrozumieć, że jesteś innym człowiekiem niż dałeś poznać się światu...tak na prawdę potrafisz troszczyć się o innych i jak chcesz to możesz być miły, można z tobą porozmawiać na każdy temat...przepraszam, że robię przerwy, ale wiedz, że nie jest mi łatwo. Jakiś czas temu zauważyłam, że znaczysz dla mnie coś więcej. Zaczęło mi na tobie zależeć bardziej niż dotychczas...Każde nasze małe zbliżenie w postaci przytulenia, czy spędzenia nocy w jednym łóżku było dla mnie czymś wyjątkowym...to ciepło, które od ciebie biło..Draco, ja ciebie kocham - powiedziała i poczuła ulgę na sercu, że w końcu to z siebie wydobyła, jednak zapadła chwilowa cisza. Ślizgon słuchał uważnie każdego słowa, gdyż nikt inny nie powiedział mu nigdy tak pięknego wyznania. Wiedział, że Hermiona jest kimś wyjątkowym i ciężko mu będzie z niej zrezygnować. Po tych słowach upewnił się, że on też do niej coś czuję. Jednak nie mógł zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszej nocy i rozmowie z magomedykiem.
- Zaskoczyłaś mnie - zaczął niepewnie i podciągnął się do pozycji siedzącej - ale nie zrozum mnie źle. Ja traktuje ciebie wyłącznie jako przyjaciółkę, nic więcej... Hej, nie rób takiej miny i obiecaj, że nie będziesz płakać - dodał, kiedy zobaczył smutny wyraz twarzy. Przybliżył się do niej, złapał jedną ręką jej policzek i powiedział - pewnego dnia zjawi się ktoś, kto przytuli cię tak mocno, że wszystkie twoje rozbite kawałki skleją się w całość. Jednak nie będę to ja - po tych słowach gryfonka wyszła bez słowa. Nie chciała, aby dostrzegł łzy zbierające się powoli do tego, aby polecieć po rozgrzanych ze wstydu policzkach.
Było jej przykro, to na pewno. Myślała, że on też do niej coś czuje, ale tak bardzo się pomyliła. Chciała się zapaść pod ziemi, a łzy dały już upust i płynęły bez końca. Wybiegła z dormitorium , gdyż nie mogła zostać tu ani chwili dłużej. Nie zniosłaby ponownego spotkania ze ślizgonem. Nic nie będzie takie samo. Cała przyjacielska relacja, którą budowali przez dłuższy czas, zniknęła. Wiedziała, że teraz on będzie chciał złapać dystans. Nie miała mu tego za złe, ponieważ na jego miejscu zapewne zrobiłaby to samo. Z zamyśleń wyrwało ją zderzenie ze swoim przyjacielem.
- Hej, Hermiona, ty płakałaś? Co się stało? - spytał zatroskany i przytulił ją, aby mogła się trochę uspokoić. Kilka chwil później zabrał ją do pokoju życzeń, aby dowiedzieć się, co ją tak wyprowadziło z równowagi i doprowadziło do stanu płaczu. Podał jej eliksir na uspokojenie i czekał, aż ona się pierwsza odezwie.
- Przyznałam się Malfoy'owi, że go kocham, a on stwierdził, że traktuje mnie tylko jak przyjaciółkę i nic więcej nas nie połączy - powiedziała na jednym wydechu.
- Myślałem, że on darzy cię takim samym uczuciem...a płaczesz, bo coś ci zrobił, czy po prostu jest ci przykro?
- Harry, on nie zrobi mi krzywdy, tego jestem pewna. Jest mi smutno, bo odrzuciła mnie osoba, na której tak bardzo mi zależy - stwierdziła i oparła głowę na jego ramieniu.
- Może był w szoku? Przemyśli to sobie i zmieni zdanie - próbował ją pocieszać, choć sam w to nie wierzył. Wiedział, że ślizgon zawsze ma wszystko ułożone i jeśli raz coś powie, to zostaje przy tym.
- Nie sądzę. Najgorsze jest to, że on teraz będzie mnie unikał, a ja będę cierpieć jeszcze bardziej - przyznała smutno - pójdę mu na rękę i wyprowadzę się z dormitorium. Nie chcę, aby czuł się niekomfortowo w mojej towarzystwie.
- Jesteś pewna? Nie ma innego rozwiązania? Przecież jeśli nie będziesz go widzieć, to jeszcze bardziej będziesz tęsknić i cierpieć - gryfonka nie odpowiedziała mu od razu. W głowie próbowała wpaść na inny plan, który byłby najlepszy dla wszystkich - Jest! - krzyknęła z entuzjazmem po chwili - mam inny pomysł. Później Ci wyjaśnię - dodała i wybiegła ile sił w nogach. Wpadła do Skrzydła Szpitalnego, gdzie miała swoją małą skrytkę, o której tylko ona wiedziała. Wyjęła zawartość, pobiegła czym prędzej na siódme piętro i schowała się za jednym z filarów. Wiedziała, że to jedyny sposób. Tylko tak może naprawić błąd, który przekreślił jej relację ze ślizgonem. Wyciągnęła mały przedmiot z kieszeni, założyła łańcuszek na szyję i pokręciła dwa razy w tył. Wszystko wokół zaczęło wirować, a kiedy ustało wzięła głęboki oddech i weszła do dormitorium.
- No ładny przykład dajesz innym Granger. Ty, jako prefekt naczelny wracasz do dormitorium w środku nocy? - gdy usłyszała te słowa, wiedziała, że się udało. Zmieniacz czasu zadziałał.
- Nikt mnie nie widział. Poza tym mam trochę więcej przywilejów - odparła tak jak poprzednio - a teraz wybaczcie, ale jestem zmęczona. Idę spać i i wam też to radzę.
- A powiesz chociaż gdzie byłaś? - spytał zaciekawiony - dla kogo odrzuciłaś tak wspaniałych, przystojnych i jedynych w swoim rodzaju ślizgonów?
- Gdybyś chociaż raz posłuchał to, co do ciebie mówię, to byś wiedział - również odparła jak uprzednio - ale skoro już tak bardzo chcesz wiedzieć, to spędziłam czas z równie przystojnym, mądrym i bardzo odważnym Harry'm - po czym weszła do swojej sypialni i usiadła na łóżku. Słyszała przez drzwi, że drwią z Harry'ego, ale już nie chciała reagować. Położyła się na boku i choć kochała Draco, to obiecała sobie, że zostawi tą informację wyłącznie dla siebie.
*Witajcie. Rozdział był gotowy już dwa dni temu, ale z braku czasu wstawiam dopiero teraz. Jak wrażenia? Dobrego popołudnia! :)
piątek, 1 grudnia 2017
środa, 22 listopada 2017
Rozdział 36
- Może po prostu się zakochał? Wiesz Malfoy, obawiam się, że raczej ciebie to nigdy nie spotka - wtrąciła osoba, która właśnie po cichu weszła do dormitorium.
- Granger! - krzyknęli jednocześnie Ślizgoni i podnieśli się z kanapy.
- Błyskotliwi jesteście - odparła z przekąsem i zdjęła mokry płaszcz, aby powiesić go na wieszaku przy wejściu. Była zmarznięta, gdyż praktycznie całe popołudnie spędziła na dworze wypełniając misję Ministerstwa.
- Gdzieś ty była tyle czasu? Pół Hogwardu cię szukało - skomentował Draco i stanął obok niej z podpartymi rękami.
- Proszę nie teraz. To było na prawdę ciężkie popołudnie i nie mam siły, aby ci wszystko opowiedzieć. Jedyne o czym marzę, to gorąca kąpiel i moje łóżko - odpowiedziała i nie czekając na żadną jego reakcję, po prostu weszła do łazienki i zamknęła drzwi.
- Uważasz, że Granger jest na mnie zła? - spytał znienacka Theodor opróżniając szklankę.
Nie wiedział dlaczego o to zapytał, ale nie chciał, aby Hermiona miała problemy prze to, że rano wstawiła się za nim. Dzisiejszego poranka w ciągu kilku chwil zmienił zdanie na jej temat. Zobaczył, że ona jest na prawdę dobrą i bezinteresowną osobą. On sam nigdy nie zdobył by się na to, aby stanąć w obronie kogoś, kto przez kilka lat by go poniżał i obrażał.
- Nie sądzę. Raczej traktuje cię neutralnie. Widocznie na prawdę miała sporo spraw i to ją wymęczyło - pocieszył go i poklepał po ramieniu - a powiedz mi, od kiedy ci zależy na tym, aby Granger nie była na ciebie zła?
- Aaa wiesz co, tak po prostu pytam. Dobra na mnie już pora. Do jutra - uciął szybko temat i wyszedł, aby pomyśleć na spokojnie o tym wszystkim. Draco natomiast uprzątnął bałagan, jaki zostawili jego koledzy i czekał, aż jego współlokatorka wyjdzie z łazienki. Nastąpiło to kilka chwil później.
- Ooo czekaj, czekaj - krzyknął, kiedy dostrzegł, że nawet nie zwróciła na niego uwagi, tylko kierowała się prostu do swojego pokoju - na pewno wszystko ok?
- Tak, ale jak już wspomniałam wcześniej, jestem zmęczona i chcę się już położyć. Dobranoc Malfoy - dodała szybko i zniknęła za drzwiami swojej sypialni. Ten postał jeszcze chwilę i wzruszając ramionami wszedł do siebie, przebrał się w piżamę i położył na łóżku. Co prawda nie chciało mu się jeszcze spać, ale co innego miał do roboty? Kiedy w końcu już sen zmagał go coraz bardziej usłyszał za ścianą kaszlącą i kichającą współlokatorkę. Zastanawiał się, czy ma do niej zajrzeć, bo nie chciał przeszkadzać. Widział, że wróciła w złym humorze, a poza tym zawsze miała u siebie zapas odpowiednich eliksirów na różne dolegliwości. Gdy nastała cisza, pomyślał, że skorzystała ze swojej szafki i atak ustał. Nic bardziej mylnego. Po kilku sekundach gryfonka ponownie dawała o sobie znać. Tym razem postanowił, że pójdzie do niej i zajrzy, czy wszystko z nią w porządku. Nie pukając wszedł do jej pokoju.
- Granger, co się dzieje? Przyniosłem ci eliksir na przeziębienie - powiedział i usiadł na skraju jej łóżka. Ta bez wahania wzięła od niego malutką buteleczkę i wypiła na raz.
- Dziękuję. Mój zapas się skończył, a nie zdążyłam jeszcze go uzupełnić.. Martwisz się o mnie? - zażartowała, kiedy poczuła chwilową ulgę.
- Nie, po prostu spać nie dajesz. Kaszlesz tak, że całe dormitorium się trzęsie.
- Czekaj, czekaj, bo ja zapomniałam - powiedziała nagle trochę już zaspanym głosem Hermiona. Wiedziała, że musi o coś go zapytać, aby nie wyszło, że ingerowała rano u dyrektorki - czy ty aby czasem nie powinieneś być już w domu? Co ty tu robisz?
- Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? A jeszcze wczoraj uparcie twierdziłaś, że będziesz tęsknić..dobra Granger, posuń się, bo mi zimno - droczył się ślizgon i nie czekając na jej pozwolenie, wsunął się pod kołdrę. Zanim zdążyła zaprotestować kontynował swoją wypowiedź - dyrektorka przekonała mnie, abym został. Podobno Śmierciożercy nadal grasują, a ona nie chce ryzykować, aby mnie złapali. Poza tym jutro wybieram się do św. Munga, aby zapytać, na czym ma polegać moje leczenie. Powinnaś być zadowolona. W końcu wszystko jest po twojej myśli - mówił Draco, ale dopiero po chwili zauważył, że jego mowa poszła na próżno, ponieważ Hermiona już usnęła. Nie chcąc jej budzić, wysunął się z łóżka, przykrył ją dokładnie i poszedł do siebie.
Minęło kilka tygodni. W Hogwardzie nastała wiosna. Błonia, które nie dawno pokrywała warstwa śniegu, teraz były zielone i zachęcały do pierwszych spacerów. Wszystko zaczęło się zmieniać, ale nie tylko w przyrodzie. Relacje pomiędzy niektórymi uczniami się ociepliły,a między innymi wręcz odwrotnie.
Częstym gościem u prefektów był Theodor. Odkąd gryfonka uratowała go przed srogim wyrokiem zaczął ją tolerować, a nawet trochę lubić. Dużo rozmawiał z nią na temat swoich problemów, a ta zawsze go wysłuchała i starała się doradzić najlepiej jak potrafiła. Na początku jej przyjaciele obawiali się o bliższe kontakty ze ślizgonami, ale bariera wątpliwości pękła w momencie urządzonej tak zwanej imprezy "integracyjnej'' w celu naprawienia stosunków. Koorynatorem i pomysłodawcą tego spotkania był sam Draco, co było ogromnym zdziwieniem dla Hermiony. Tylko on i Nott wiedzieli, że jest to zgoda na krótko i tylko po to, aby przestali się jej czepiać, że sprowadzają ją na złą drogę. Za to Ginny długo zwlekała z tym, aby wybrać idealnego partnera. Nie potrafiła się zdecydować, mimo tego, co radzili jej przyjaciele. Częste i ukrywane spotkania z jednym i z drugim tak ją psychicznie wymęczyły, że postanowiła skorzystać z propozycji dyrektorki, aby wybrać się na miesięcznym kurs praktykowania magii wśród zagrożeń. O ile Harry przyjął tą wiadomość ze spokojem i zapewnił ją, że zawsze będzie na nią czekał, to Blaise obraził się śmiertelnie i postanowił wycofać się z wszelkiego życia towarzyskiego. Uczęszczał tylko na lekcje, a potem zamykał się u siebie i nikogo nie chciał wpuszczać.
Był początek kwietnia. Sobotni poranek. Siódme piętro. Prefekci naczelni siedzieli już w salonie i odrabiali wszystkie prace. Pomiędzy tymi dwojga nawiązała się relacja, której oboje nie potrafili albo nie chcieli nazwać. Lubili spędzać ze sobą czas, szczególnie podczas każdego wieczoru, kiedy siadali i rozmawiali na dosłownie każdy temat. Mimo tego jak wiele ich dzieliło, teraz nie miało to już żadnego znaczenia.
- Ok, myślę, że mamy to skończone. Proponuję zabrać się za Starożytne Runy, a potem za Numerologię.
- Niech będzie, ale teraz chwilę przerwy - zaproponował ślizgon i wstał po dzbanek z sokiem dyniowym. Nagle poczuł, że dzieje się z nim coś niedobrego. Stracił czucie w nogach i upadł na podłogę, wylewając cały sok.
- O matko! - krzyknęła przerażona gryfonka i podbiegła do niego - co ci się dzieje?
- Nie czuję nóg, słyszysz Granger, ja nie czuję nóg - powtarzał ciągle. Hermiona bez wahania wyciągnęła różdżkę i wysłała Patronusa do magomedyka, który zajmował się nim od początku. Wystarczyło kilka minut, aby ten pojawił się w Hogwardzie. Przeniósł ślizgona do jego sypialni, po czym zamknął drzwi i kazał czekać. Hermiona nie wiedziała co ma robić. Z niepokoju chodziła w tą i z powrotem zastanawiając się co się wydarzyło. Jak to stracił czucie w nogach? Przecież nie było o tym mowy. Kiedy od diagnozy minął miesiąc, a wzrok nadal był dobry, myśleli, że choroba się cofnęła. Modliła się, aby to było tylko chwilowe. Kiedy tak chodziła denerwując się coraz bardziej, do dormitorium weszła McGonagall. Gdy gryfonka chciała ją o coś zapytać, ta tylko uniosła rękę w górę, aby zasygnalizować, że to nie jest odpowiedni moment i zniknęła za drzwiami sypialni Draco. Wiedziała, że musi być to coś poważnego, skoro nawet dyrektorka została wezwana. Jej obawa o współlokatora wzrosła jeszcze bardziej. Wiedziała, że jeśli będzie sama tu czekać jeszcze kilka minut, to oszaleje. Pobiegła jak najszybciej do pokoju wspólnego Gryffindoru, aby porozmawiać dyskretnie ze swoimi przyjaciółmi.
W pokoju wspólnym Gryffindoru siedział tylko Wybraniec. Czytał właśnie list od Ginny, kiedy do salonu wpadła jego najbliższa przyjaciółka. Była cała roztrzęsiona, więc kiedy tylko do niego podbiegła od razu rzuciła mu się w ramiona.
- Hej, spokojnie, no już - uspokajał ją gładząc delikatnie jej włosy - co się stało?
- Oh, Harry, chodzi o Draco...on stracił czucie w nogach, jest u niego magomedyk i dyrektorka, ale mnie nie chcą wpuścić...nie wiem co się dzieje...nie mogłam tam dłużej czekać sama, więc tutaj przybiegłam - mówiła szybko i otarła kilka łez, które poleciały jej po rozgrzanych policzkach. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, czy aby nikt obcy nie usłyszał tego, co mówiła. Na szczęście nikogo nie było. Usiadła więc na fotelu, aby się trochę uspokoić.
- Jak to stracił czucie w nogach? - spytał Potter i podał jej eliksir uspokajający.
- Sama tego nie rozumiem. To się działo tak szybko, po prostu wstał po sok, a po chwili się przewrócił i zaczął krzyczeć, że nie czuje nóg. Wezwałam magomedyka, a kiedy nie wpuścili mnie do jego sypialni przybiegłam tutaj - opowiadała już spokojniej - proszę, chodź tam ze mną. Może się czegoś dowiemy, dobrze?
- Jasne, nie zostawię cię z tym samej - rzekł i oboje ruszyli w stronę siódmego piętra - myślałem, że diagnoza była błędna, skoro po miesiącu wzrok mu funkcjonował. Ciekawe co to może być? - zastanawiał się na głos Harry. Kiedy dotarli na miejsce słychać było cichą rozmowę dochodzącą z sypialni ślizgona, więc badanie nadal trwało. Usiedli więc na kanapie.
- Słuchaj, zauważyłaś, że kiedy do mnie przybiegłaś, to powiedziałaś "Draco", a nie "Malfoy"? - spytał chcąc zmienić na chwilę temat. Gryfonce na poliki wpłynął delikatny rumieniec, ale postanowiła odpowiedzieć na to pytanie.
- Wiesz Harry..już dawno chciałam ci o tym powiedzieć...po prostu ja...- nie dane jej było dokończyć, bo drzwi zaczęły się otwierać i wyszła z nich dyrektorka. Uczniowie podnieśli się gwałtownie licząc, że dowiedzą się czegoś więcej.
- Tak mi przykro - zaczęła - Draco razem z magomedykiem przeniósł się do posiadłości Malfoy Manor i prawdopodobnie nie wróci już do Hogwartu przed zakończeniem roku szkolnego. Taką decyzję podjął i myślę, że jest ona słuszna.
- Jak to nie wróci? O co chodzi? To prawda, że stracił czucie w nogach? - pytała szybko Hermiona nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała.
- Tak, panno Granger. Nie wytłumaczalne jest to, że diagnoza utraty wzroku zamieniła się w brak czucia w nogach - wyjaśniła, po czym ruszyła do wyjścia. Zanim jednak wyszła, odwróciła się i dodała:
- Pan Malfoy prosił, aby nikt go nie odwiedzał. Chce sobie to wszystko przemyśleć.
Nie mógł uwierzyć, że to, co się wydarzyło dzisiejszego poranka jest prawdą. Chciał się obudzić z tego snu. Leżał właśnie na swoim łóżku, słysząc szczątki rozmowy dochodzącej z kuchni na dole. Jego matka rozmawiała z magomedykiem prosząc go, aby znalazł jakieś rozwiązanie, jednak on wiedział, że takiego nie ma. Sam nie wiedział, co jest gorsze. Brak wzroku czy to. Po raz kolejny poczuł się bezsilny. Kiedy ponownie dotykał swoich nóg, aby się upewnić, że to jednak jakiś błąd usłyszał charakterystyczny dźwięk transportacji.
- Mówiłem, że chcę być sam - oburzył się ślizgon - możesz to uszanować? - jednak Hermiona nie chciała słuchać. Usiadła na skraju łóżka i złapała go za rękę. Wiedziała, że to odpowiednia chwila, aby wyznać mu swoje uczucia. Bała się jego reakcji, ale nie mogła dłużej już tego ukrywać. Obiecała sobie, że mimo wszystko zawszę będzie go wspierać niezależnie od tego, co od niego usłyszy.
- Tak, wiem, ale proszę, wysłuchaj mnie do końca i nie przerywaj, bo jeśli to zrobisz, mogę już mieć odwagi, aby dokończyć swoją wypowiedź...- przerwała na chwilę, aby wziąć głęboki oddech - wiedz, że nie jest mi łatwo. Słuchaj, bo ja...- wtedy drzwi do pokoju Draco się otworzyły i weszła jego matka wraz z magomedykiem.
- Oh, witaj Hermiono. Wybaczcie nam, ale musimy wam przerwać rozmowę, ponieważ istnieje szansa, aby brak czucia się cofnęło, tylko potrzeba pilnie działać. Za chwilę musimy przetransportować Draco do św. Munga i tam wykonać kilka badań i zabiegów.
- Cofnąć? To prawda? - zapytał podekscytowany ślizgon i pociągnął się na rękach delikatnie w górę.
- Tak, musimy ruszać lada chwila - odpowiedziała Narcyza i zaczęła wyciągać kilka ubrań z jego szafy.
- Słyszałaś Granger? To wspaniale! A co chciałaś mi powiedzieć? - dopytał i ścisnął jej mocno rękę.
- A to już nieistotne. Napisz do mnie wieczorem. Będę czekać na informację - odparła smutno, pożegnała się z Narcyzą i przeniosła się prosto do swojej sypialni w Hogwarcie. Z jednej strony cieszyła się, że jest szansa na wyleczenie, ale z drugiej wiedziała, że przy następnej okazji może zabraknąć jej odwagi na szczerą rozmowę.
Nastał wieczór. Hermiona siedziała samotnie w salonie i próbowała czytać swój esej na "Obronę przed czarną magią". Nie mogła się jednak skupić, ponieważ jej myśli ciągle krążyły wokół ślizgona. Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęło jej zależeć na swoim współlokatorze. Może nie była to jeszcze miłość, ale na pewno zauroczenie, które z każdym dniem wzrastało, a ona nie mogła nic na to poradzić. Jedyny problem był taki, że brakowało je odwagi, aby z nim porozmawiać. Kilka razy nawet napisała list do niego, w którym wszystko wyjaśniła, ale za każdym razem niszczyła go i tworzyła od nowa. Bała się odrzucenia i tego, że jeśli ślizgon nie odwzajemni jej uczuć, ich przyjaźń zawiśnie na małym włosku i nic już nie będzie wyglądało tak samo jak kiedyś. Jej rozmyślania przerwało otwieranie drzwi. Kiedy się odwróciła, zobaczyła Draco wchodzącego o kulach do dormitorium. Bez wahania podbiegła do niego i rzuciła mu się w ramiona.
- Granger, spokojnie, bo mnie wywrócisz - ostrzegł, ale odwzajemnił jej uścisk. Kilka chwil później siedzieli już na kanapie.
- No i właśnie tak to wyglądało. Za kilka dni powinienem już wrócić do pełnej formy.
- Tylko wystarczy, że codziennie będziesz wypijał ten eliksir, tak? - upewniła się gryfonka, bo jak opowiadał, to był tak podekscytowany, że mówił szybko i czasem niewyraźnie.
- No tak. Eliksir ten niedawno wynaleziono i szukali kogoś, na kim mogli by go wypróbować. Z racji, że było mi już wszystko jedno, to postanowiłem zaryzykować i tak oto jestem.
- Bardzo się cieszę...czy to oznacza, że kontynuujesz naukę? - dopytywała popijając sok.
- No tak, nie ma żadnych przeciwwskazań, abym leżał. Słuchaj Granger - przypomniało mu się nagle - co mi chciałaś powiedzieć rano?
- Aaa to już nieistotne - skłamała - wiesz, w sumie to już się późno zrobiło, więc pójdę się położyć - dodała i wstała, aby udać się do swojego pokoju. Jednak ślizgon złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem na kanapę.
- O nie! Z tego co mówiłaś, to coś poważnego, że nawet miałem ci nie przerywać. Siadaj więc i mów - powiedział tonem nieznoszącym odmowy.
- Granger! - krzyknęli jednocześnie Ślizgoni i podnieśli się z kanapy.
- Błyskotliwi jesteście - odparła z przekąsem i zdjęła mokry płaszcz, aby powiesić go na wieszaku przy wejściu. Była zmarznięta, gdyż praktycznie całe popołudnie spędziła na dworze wypełniając misję Ministerstwa.
- Gdzieś ty była tyle czasu? Pół Hogwardu cię szukało - skomentował Draco i stanął obok niej z podpartymi rękami.
- Proszę nie teraz. To było na prawdę ciężkie popołudnie i nie mam siły, aby ci wszystko opowiedzieć. Jedyne o czym marzę, to gorąca kąpiel i moje łóżko - odpowiedziała i nie czekając na żadną jego reakcję, po prostu weszła do łazienki i zamknęła drzwi.
- Uważasz, że Granger jest na mnie zła? - spytał znienacka Theodor opróżniając szklankę.
Nie wiedział dlaczego o to zapytał, ale nie chciał, aby Hermiona miała problemy prze to, że rano wstawiła się za nim. Dzisiejszego poranka w ciągu kilku chwil zmienił zdanie na jej temat. Zobaczył, że ona jest na prawdę dobrą i bezinteresowną osobą. On sam nigdy nie zdobył by się na to, aby stanąć w obronie kogoś, kto przez kilka lat by go poniżał i obrażał.
- Nie sądzę. Raczej traktuje cię neutralnie. Widocznie na prawdę miała sporo spraw i to ją wymęczyło - pocieszył go i poklepał po ramieniu - a powiedz mi, od kiedy ci zależy na tym, aby Granger nie była na ciebie zła?
- Aaa wiesz co, tak po prostu pytam. Dobra na mnie już pora. Do jutra - uciął szybko temat i wyszedł, aby pomyśleć na spokojnie o tym wszystkim. Draco natomiast uprzątnął bałagan, jaki zostawili jego koledzy i czekał, aż jego współlokatorka wyjdzie z łazienki. Nastąpiło to kilka chwil później.
- Ooo czekaj, czekaj - krzyknął, kiedy dostrzegł, że nawet nie zwróciła na niego uwagi, tylko kierowała się prostu do swojego pokoju - na pewno wszystko ok?
- Tak, ale jak już wspomniałam wcześniej, jestem zmęczona i chcę się już położyć. Dobranoc Malfoy - dodała szybko i zniknęła za drzwiami swojej sypialni. Ten postał jeszcze chwilę i wzruszając ramionami wszedł do siebie, przebrał się w piżamę i położył na łóżku. Co prawda nie chciało mu się jeszcze spać, ale co innego miał do roboty? Kiedy w końcu już sen zmagał go coraz bardziej usłyszał za ścianą kaszlącą i kichającą współlokatorkę. Zastanawiał się, czy ma do niej zajrzeć, bo nie chciał przeszkadzać. Widział, że wróciła w złym humorze, a poza tym zawsze miała u siebie zapas odpowiednich eliksirów na różne dolegliwości. Gdy nastała cisza, pomyślał, że skorzystała ze swojej szafki i atak ustał. Nic bardziej mylnego. Po kilku sekundach gryfonka ponownie dawała o sobie znać. Tym razem postanowił, że pójdzie do niej i zajrzy, czy wszystko z nią w porządku. Nie pukając wszedł do jej pokoju.
- Granger, co się dzieje? Przyniosłem ci eliksir na przeziębienie - powiedział i usiadł na skraju jej łóżka. Ta bez wahania wzięła od niego malutką buteleczkę i wypiła na raz.
- Dziękuję. Mój zapas się skończył, a nie zdążyłam jeszcze go uzupełnić.. Martwisz się o mnie? - zażartowała, kiedy poczuła chwilową ulgę.
- Nie, po prostu spać nie dajesz. Kaszlesz tak, że całe dormitorium się trzęsie.
- Czekaj, czekaj, bo ja zapomniałam - powiedziała nagle trochę już zaspanym głosem Hermiona. Wiedziała, że musi o coś go zapytać, aby nie wyszło, że ingerowała rano u dyrektorki - czy ty aby czasem nie powinieneś być już w domu? Co ty tu robisz?
- Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? A jeszcze wczoraj uparcie twierdziłaś, że będziesz tęsknić..dobra Granger, posuń się, bo mi zimno - droczył się ślizgon i nie czekając na jej pozwolenie, wsunął się pod kołdrę. Zanim zdążyła zaprotestować kontynował swoją wypowiedź - dyrektorka przekonała mnie, abym został. Podobno Śmierciożercy nadal grasują, a ona nie chce ryzykować, aby mnie złapali. Poza tym jutro wybieram się do św. Munga, aby zapytać, na czym ma polegać moje leczenie. Powinnaś być zadowolona. W końcu wszystko jest po twojej myśli - mówił Draco, ale dopiero po chwili zauważył, że jego mowa poszła na próżno, ponieważ Hermiona już usnęła. Nie chcąc jej budzić, wysunął się z łóżka, przykrył ją dokładnie i poszedł do siebie.
Minęło kilka tygodni. W Hogwardzie nastała wiosna. Błonia, które nie dawno pokrywała warstwa śniegu, teraz były zielone i zachęcały do pierwszych spacerów. Wszystko zaczęło się zmieniać, ale nie tylko w przyrodzie. Relacje pomiędzy niektórymi uczniami się ociepliły,a między innymi wręcz odwrotnie.
Częstym gościem u prefektów był Theodor. Odkąd gryfonka uratowała go przed srogim wyrokiem zaczął ją tolerować, a nawet trochę lubić. Dużo rozmawiał z nią na temat swoich problemów, a ta zawsze go wysłuchała i starała się doradzić najlepiej jak potrafiła. Na początku jej przyjaciele obawiali się o bliższe kontakty ze ślizgonami, ale bariera wątpliwości pękła w momencie urządzonej tak zwanej imprezy "integracyjnej'' w celu naprawienia stosunków. Koorynatorem i pomysłodawcą tego spotkania był sam Draco, co było ogromnym zdziwieniem dla Hermiony. Tylko on i Nott wiedzieli, że jest to zgoda na krótko i tylko po to, aby przestali się jej czepiać, że sprowadzają ją na złą drogę. Za to Ginny długo zwlekała z tym, aby wybrać idealnego partnera. Nie potrafiła się zdecydować, mimo tego, co radzili jej przyjaciele. Częste i ukrywane spotkania z jednym i z drugim tak ją psychicznie wymęczyły, że postanowiła skorzystać z propozycji dyrektorki, aby wybrać się na miesięcznym kurs praktykowania magii wśród zagrożeń. O ile Harry przyjął tą wiadomość ze spokojem i zapewnił ją, że zawsze będzie na nią czekał, to Blaise obraził się śmiertelnie i postanowił wycofać się z wszelkiego życia towarzyskiego. Uczęszczał tylko na lekcje, a potem zamykał się u siebie i nikogo nie chciał wpuszczać.
Był początek kwietnia. Sobotni poranek. Siódme piętro. Prefekci naczelni siedzieli już w salonie i odrabiali wszystkie prace. Pomiędzy tymi dwojga nawiązała się relacja, której oboje nie potrafili albo nie chcieli nazwać. Lubili spędzać ze sobą czas, szczególnie podczas każdego wieczoru, kiedy siadali i rozmawiali na dosłownie każdy temat. Mimo tego jak wiele ich dzieliło, teraz nie miało to już żadnego znaczenia.
- Ok, myślę, że mamy to skończone. Proponuję zabrać się za Starożytne Runy, a potem za Numerologię.
- Niech będzie, ale teraz chwilę przerwy - zaproponował ślizgon i wstał po dzbanek z sokiem dyniowym. Nagle poczuł, że dzieje się z nim coś niedobrego. Stracił czucie w nogach i upadł na podłogę, wylewając cały sok.
- O matko! - krzyknęła przerażona gryfonka i podbiegła do niego - co ci się dzieje?
- Nie czuję nóg, słyszysz Granger, ja nie czuję nóg - powtarzał ciągle. Hermiona bez wahania wyciągnęła różdżkę i wysłała Patronusa do magomedyka, który zajmował się nim od początku. Wystarczyło kilka minut, aby ten pojawił się w Hogwardzie. Przeniósł ślizgona do jego sypialni, po czym zamknął drzwi i kazał czekać. Hermiona nie wiedziała co ma robić. Z niepokoju chodziła w tą i z powrotem zastanawiając się co się wydarzyło. Jak to stracił czucie w nogach? Przecież nie było o tym mowy. Kiedy od diagnozy minął miesiąc, a wzrok nadal był dobry, myśleli, że choroba się cofnęła. Modliła się, aby to było tylko chwilowe. Kiedy tak chodziła denerwując się coraz bardziej, do dormitorium weszła McGonagall. Gdy gryfonka chciała ją o coś zapytać, ta tylko uniosła rękę w górę, aby zasygnalizować, że to nie jest odpowiedni moment i zniknęła za drzwiami sypialni Draco. Wiedziała, że musi być to coś poważnego, skoro nawet dyrektorka została wezwana. Jej obawa o współlokatora wzrosła jeszcze bardziej. Wiedziała, że jeśli będzie sama tu czekać jeszcze kilka minut, to oszaleje. Pobiegła jak najszybciej do pokoju wspólnego Gryffindoru, aby porozmawiać dyskretnie ze swoimi przyjaciółmi.
W pokoju wspólnym Gryffindoru siedział tylko Wybraniec. Czytał właśnie list od Ginny, kiedy do salonu wpadła jego najbliższa przyjaciółka. Była cała roztrzęsiona, więc kiedy tylko do niego podbiegła od razu rzuciła mu się w ramiona.
- Hej, spokojnie, no już - uspokajał ją gładząc delikatnie jej włosy - co się stało?
- Oh, Harry, chodzi o Draco...on stracił czucie w nogach, jest u niego magomedyk i dyrektorka, ale mnie nie chcą wpuścić...nie wiem co się dzieje...nie mogłam tam dłużej czekać sama, więc tutaj przybiegłam - mówiła szybko i otarła kilka łez, które poleciały jej po rozgrzanych policzkach. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, czy aby nikt obcy nie usłyszał tego, co mówiła. Na szczęście nikogo nie było. Usiadła więc na fotelu, aby się trochę uspokoić.
- Jak to stracił czucie w nogach? - spytał Potter i podał jej eliksir uspokajający.
- Sama tego nie rozumiem. To się działo tak szybko, po prostu wstał po sok, a po chwili się przewrócił i zaczął krzyczeć, że nie czuje nóg. Wezwałam magomedyka, a kiedy nie wpuścili mnie do jego sypialni przybiegłam tutaj - opowiadała już spokojniej - proszę, chodź tam ze mną. Może się czegoś dowiemy, dobrze?
- Jasne, nie zostawię cię z tym samej - rzekł i oboje ruszyli w stronę siódmego piętra - myślałem, że diagnoza była błędna, skoro po miesiącu wzrok mu funkcjonował. Ciekawe co to może być? - zastanawiał się na głos Harry. Kiedy dotarli na miejsce słychać było cichą rozmowę dochodzącą z sypialni ślizgona, więc badanie nadal trwało. Usiedli więc na kanapie.
- Słuchaj, zauważyłaś, że kiedy do mnie przybiegłaś, to powiedziałaś "Draco", a nie "Malfoy"? - spytał chcąc zmienić na chwilę temat. Gryfonce na poliki wpłynął delikatny rumieniec, ale postanowiła odpowiedzieć na to pytanie.
- Wiesz Harry..już dawno chciałam ci o tym powiedzieć...po prostu ja...- nie dane jej było dokończyć, bo drzwi zaczęły się otwierać i wyszła z nich dyrektorka. Uczniowie podnieśli się gwałtownie licząc, że dowiedzą się czegoś więcej.
- Tak mi przykro - zaczęła - Draco razem z magomedykiem przeniósł się do posiadłości Malfoy Manor i prawdopodobnie nie wróci już do Hogwartu przed zakończeniem roku szkolnego. Taką decyzję podjął i myślę, że jest ona słuszna.
- Jak to nie wróci? O co chodzi? To prawda, że stracił czucie w nogach? - pytała szybko Hermiona nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała.
- Tak, panno Granger. Nie wytłumaczalne jest to, że diagnoza utraty wzroku zamieniła się w brak czucia w nogach - wyjaśniła, po czym ruszyła do wyjścia. Zanim jednak wyszła, odwróciła się i dodała:
- Pan Malfoy prosił, aby nikt go nie odwiedzał. Chce sobie to wszystko przemyśleć.
Nie mógł uwierzyć, że to, co się wydarzyło dzisiejszego poranka jest prawdą. Chciał się obudzić z tego snu. Leżał właśnie na swoim łóżku, słysząc szczątki rozmowy dochodzącej z kuchni na dole. Jego matka rozmawiała z magomedykiem prosząc go, aby znalazł jakieś rozwiązanie, jednak on wiedział, że takiego nie ma. Sam nie wiedział, co jest gorsze. Brak wzroku czy to. Po raz kolejny poczuł się bezsilny. Kiedy ponownie dotykał swoich nóg, aby się upewnić, że to jednak jakiś błąd usłyszał charakterystyczny dźwięk transportacji.
- Mówiłem, że chcę być sam - oburzył się ślizgon - możesz to uszanować? - jednak Hermiona nie chciała słuchać. Usiadła na skraju łóżka i złapała go za rękę. Wiedziała, że to odpowiednia chwila, aby wyznać mu swoje uczucia. Bała się jego reakcji, ale nie mogła dłużej już tego ukrywać. Obiecała sobie, że mimo wszystko zawszę będzie go wspierać niezależnie od tego, co od niego usłyszy.
- Tak, wiem, ale proszę, wysłuchaj mnie do końca i nie przerywaj, bo jeśli to zrobisz, mogę już mieć odwagi, aby dokończyć swoją wypowiedź...- przerwała na chwilę, aby wziąć głęboki oddech - wiedz, że nie jest mi łatwo. Słuchaj, bo ja...- wtedy drzwi do pokoju Draco się otworzyły i weszła jego matka wraz z magomedykiem.
- Oh, witaj Hermiono. Wybaczcie nam, ale musimy wam przerwać rozmowę, ponieważ istnieje szansa, aby brak czucia się cofnęło, tylko potrzeba pilnie działać. Za chwilę musimy przetransportować Draco do św. Munga i tam wykonać kilka badań i zabiegów.
- Cofnąć? To prawda? - zapytał podekscytowany ślizgon i pociągnął się na rękach delikatnie w górę.
- Tak, musimy ruszać lada chwila - odpowiedziała Narcyza i zaczęła wyciągać kilka ubrań z jego szafy.
- Słyszałaś Granger? To wspaniale! A co chciałaś mi powiedzieć? - dopytał i ścisnął jej mocno rękę.
- A to już nieistotne. Napisz do mnie wieczorem. Będę czekać na informację - odparła smutno, pożegnała się z Narcyzą i przeniosła się prosto do swojej sypialni w Hogwarcie. Z jednej strony cieszyła się, że jest szansa na wyleczenie, ale z drugiej wiedziała, że przy następnej okazji może zabraknąć jej odwagi na szczerą rozmowę.
Nastał wieczór. Hermiona siedziała samotnie w salonie i próbowała czytać swój esej na "Obronę przed czarną magią". Nie mogła się jednak skupić, ponieważ jej myśli ciągle krążyły wokół ślizgona. Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęło jej zależeć na swoim współlokatorze. Może nie była to jeszcze miłość, ale na pewno zauroczenie, które z każdym dniem wzrastało, a ona nie mogła nic na to poradzić. Jedyny problem był taki, że brakowało je odwagi, aby z nim porozmawiać. Kilka razy nawet napisała list do niego, w którym wszystko wyjaśniła, ale za każdym razem niszczyła go i tworzyła od nowa. Bała się odrzucenia i tego, że jeśli ślizgon nie odwzajemni jej uczuć, ich przyjaźń zawiśnie na małym włosku i nic już nie będzie wyglądało tak samo jak kiedyś. Jej rozmyślania przerwało otwieranie drzwi. Kiedy się odwróciła, zobaczyła Draco wchodzącego o kulach do dormitorium. Bez wahania podbiegła do niego i rzuciła mu się w ramiona.
- Granger, spokojnie, bo mnie wywrócisz - ostrzegł, ale odwzajemnił jej uścisk. Kilka chwil później siedzieli już na kanapie.
- No i właśnie tak to wyglądało. Za kilka dni powinienem już wrócić do pełnej formy.
- Tylko wystarczy, że codziennie będziesz wypijał ten eliksir, tak? - upewniła się gryfonka, bo jak opowiadał, to był tak podekscytowany, że mówił szybko i czasem niewyraźnie.
- No tak. Eliksir ten niedawno wynaleziono i szukali kogoś, na kim mogli by go wypróbować. Z racji, że było mi już wszystko jedno, to postanowiłem zaryzykować i tak oto jestem.
- Bardzo się cieszę...czy to oznacza, że kontynuujesz naukę? - dopytywała popijając sok.
- No tak, nie ma żadnych przeciwwskazań, abym leżał. Słuchaj Granger - przypomniało mu się nagle - co mi chciałaś powiedzieć rano?
- Aaa to już nieistotne - skłamała - wiesz, w sumie to już się późno zrobiło, więc pójdę się położyć - dodała i wstała, aby udać się do swojego pokoju. Jednak ślizgon złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem na kanapę.
- O nie! Z tego co mówiłaś, to coś poważnego, że nawet miałem ci nie przerywać. Siadaj więc i mów - powiedział tonem nieznoszącym odmowy.
*Witajcie! Jak wrażenia po rozdziale? Nie zawiodłam Twoich oczekiwań? :) Dziękuję, że tu jesteś! :)
środa, 15 listopada 2017
Rozdział 35
- I nie martw się, przecież zawsze możemy wysyłać do siebie listy - powiedział, aby chociaż w małej części pocieszyć gryfonkę. Polubił ją, choć na początku nie chciał mieć z nią nic do czynienia. Uważał ją za przemądrzałą i upartą kujonkę. Był zły, kiedy dowiedział się, że będzie dzielił z nią dormitorium i wszystkie obowiązki. A teraz? Leżą razem w jego łóżku, ale nie jako para zakochanych, po prostu jako przyjaciele. Wiedział, że będzie mu jej brakowało. Tych wszystkich rozmów, małych kłótni, denerwowania jej na każdym kroku i droczenia się. Jednak taką decyzję podjął i nie miał zamiaru już jej zmieniać. Uważał, że właśnie ta jest najlepsza.
- Nie sądziłam, że to powiem, ale będę za tobą tęsknić Malfoy - powiedziała smutnym głosem.
- Oj ja też, szczególnie za tym twoim ciętym językiem... Wiesz o czym teraz myślę? - spytał nagle podekscytowanym głosem - jaką minę miałby Potter z rudzielcem jakby nas teraz zobaczyli.
- Jesteś pewny swojej decyzji? Dobrze ją przemyślałeś? - zmieniła nagle temat. Nie mogła uwierzyć w to, że jutrzejszej nocy już go tu nie będzie. Nie umiała też rozmawiać z nim jak każdego wieczoru. Miała spory mętlik w głowie. Żadne rozwiązanie nie chciało jej przyjść do głowy.
- A co ty byś zrobiła, gdybyś była na moim miejscu? - po tym pytaniu zapadła chwilowa cisza. Zaskoczył ją. Zastanawiała się, co ma mu odpowiedzieć, jak ona by się zachowała, gdyby usłyszała, że nie długo straci wzrok. Załamała by się, to pewne.
- Szczerze? To prawdopodobnie nie chciałabym zostać w Hogwarcie, ale też nie chciałabym zostać z tym wszystkim sama.
- Ja przecież nie zostanę z tym sam - wtrącił - mam matkę, babcia będzie do mnie zaglądać, mam nawet skrzata, ale spokojnie, znam twojego bzika na ich punkcie i obiecuję, że będę go należycie traktował - dodał, bo chciał ją uspokoić.
- Nadal nie mogę podjąć tego, że tak spokojnie to przyjąłeś.
- Już ci mówiłem, uważam, że to kara za wszystkie lata mojej działalności.
- Przeczytałam w twoich dokumentach, że jest szansa na wyleczenie - przypomniała sobie gryfonka.
- Tak, też to czytałem, ale bardzo niewielka.
- I nawet nie spróbujesz leczenia? - dopytywała dalej.
- Granger, dość na dziś. Idziemy spać. Daj mi się z tym wszystkim przespać - powiedział w końcu, bo powoli odczuwał już zmęczenie - zostań ze mną jak chcesz - powiedział ciszej licząc, że gryfonka zostanie. Nie chciał być sam, a przy niej czuł spokój. Od jakiegoś czasu zauważył, że to dzięki niej zmienił swoje nastawienie do większości spraw, a agresja, która zawsze mu towarzyszyła zmalała.
- Dobrze, zostanę... Dobranoc.
- Dobranoc Granger. Nawet nie wiesz ile dziewczyn ci teraz zazdrości.
- Pod tym względem się nigdy nie zmienisz. Raczej ujęłabym, że to ty masz zaszczyt goszczenia mnie w swoim łóżku.
- Tak Granger, tak sobie to tłumacz - dodał i kilka chwil później już spał. Jedynie Hermionie cała ta sprawa nie dawała spokoju. Leżała całą noc i myślała, co może zrobić w tej sprawie. Nie mogła tak po prostu odpuścić. Nie po tym, kiedy między nimi jest w końcu koleżeńska relacja.
Nastał ranek. Na zewnątrz panował siarczysty mróz, a słońce, które zawsze przebijało się przez szyby, tym razem schowało się gdzieś w kłębiastych chmurach, z których poruszył sporej ilości śnieg. Na siódmym piętrze zadzwonił właśnie budzik. Z niechęcią wyłączył go jednym machnięciem różdżki. Kiedy podnosił się z łóżka, dostrzegł, że gryfonka już opuściła jego sypialnie. Wzruszył ramionami i zaczął szykować sobie ubrania. Dziś był jego ostatni dzień w zamku, a więc obiecał sobie, że zaraz po rozmowie z dyrektorką zwiedzi cały raz jeszcze, aby dokładnie zapamiętać jego każdy szczegół. Wiedział, że więcej okazji może już nie mieć. Z tym nastawiem wziął szybki prysznic i jeszcze przed śniadaniem ruszył do gabinetu McGonagall. Wziął głęboki wdech i zapukał kładką kilkukrotnie. Po chwili usłyszał pozwolenie, aby wejść.
- Siadaj Draco, chyba wiem, co cię do mnie sprowadza. Rozmawiałam z magomedykami - zaczęła McGonagall i wskazała mu miejsce na przeciwko biurka.
- Chciałbym jeszcze dziś opuścić Hogward i wrócić do domu - powiedział szybko na jednym wydechu. Chciał po prostu mieć to już za sobą. Dyrektorka spojrzała na niego spod swoich okularów i zamyśliła się na chwilę. Jakby zastanawiała się, czy na pewno chcę mu powiedzieć to, co ma do przekazania.
- Przykro mi, ale jest to niemożliwe i zanim mi przerwiesz, wysłuchaj mnie do końca - zaczęła spokojnie i upiła łyk herbaty - myślałam, że chcesz prosić mnie o więcej czasu na poukładanie swoich spraw dotyczących leczenia, bo to chyba oczywiste, tak?
- Niestety nie, nie podejmę się leczenia. Mówiłem już to Granger. Traktuję tą chorobę jako karę za wszystkie lata mojej działalności w szeregach Voldemorda i...
- Nie wolno ci tak mówić! - oburzyła się McGonagall - jak możesz uważać, że to kara? Chłopcze, nie miałeś wyboru. Wykonywałeś polecenia swojego tchórzliwego i bezlitosnego ojca. Wierz mi, że jest o wiele więcej Śmierciożerców, których zasłużyło na karę, ale na pewno nie ty. Nie sądzę też, że byłeś wzorem do naśladowania, ale nie możesz w ten sposób podchodzić do tego, co cię właśnie spotkało. Musisz walczyć o siebie i swoje plany na przyszłość. Tak łatwo chcesz się poddać? - mówiła głosem nieznoszącym sprzeciwu - rozumiem, że szansa jest mała, ale jest. Będziesz głupcem jeśli nie spróbujesz.
- Pani dyrektor, mimo wszystko leczenie może odbywać się już w momencie utraty wzroku. Nie wyobrażam sobie tego, aby normalnie funkcjonować tutaj w zamku, chcę też uniknąć komentarzy i wytykania palcami. Poza tym potrzebowałbym osoby, która ciągle byłaby do mojej dyspozycji i pomagała w codziennych czynnościach. Czy to za mało argumentów, abym wrócił do domu? - spytał, choć wcześniejsze słowa dyrektorki wzbudziły w nim pewne wątpliwości.
- To nie wszystko, co mam ci do przekazania. Draco, chłopcze, w twoim domu nie jest bezpiecznie. Na wolności jest jeszcze grupa śmierciożerców, którą Aurorzy regularnie ścigają. Ministerstwo dowiedziało się, że twoja matka i ty jesteście na ich liście. Nie musisz się martwić, Narcyza jest w dalekim miejscu, a twój dom pod stałą obserwacją, jednak nie mam pewności, że będziesz tam bezpieczny, a tym bardziej, że w każdej chwili twój wzrok może się pogarszać. Rozumiesz już moją troskę o ciebie? Nie mogę pozwolić na to, abyś opuścił Hogward - dodała i ponownie upiła łyk, czekając na jakąkolwiek reakcję ślizgona. Ten siedział przez chwilę ze spuszczoną głową, jakby analizował to, co przed chwilą usłyszał. Myślał, że już nic więcej gorszego nie może mu się przydarzyć. McGonagall widząc, że właśnie teraz w głowie podejmuje jakieś decyzje, podeszła do niego i usiadła na skraju biurka.
- Mogę cię zapewnić, że Aurorzy już ich ścigają, a ty teraz musisz zawalczyć o siebie. Może to twoja matka będzie potrzebowała kiedyś opieki, a oboje wiemy, że macie tylko siebie. Proszę, spróbuj tego leczenia, bo tu nie chodzi już tylko o ciebie Draco. Obiecuję ci też, że nikt z uczniów nie dowie się o twojej chorobie, a brak obecności na zajęciach będę tłumaczyć obowiązkami prefekta naczelnego i związanymi z tym częstymi wyjazdami - Draco był w niemałym szoku. Cała pewność, która towarzyszyła mu w drodze do jej gabinetu po kilku minutach zniknęła i raczej nie chciała powrócić.
- Czy moja matka jest na pewno bezpieczna? Mogę się z nią jakoś skontaktować? - dopytał Draco. Nagle jego choroba zeszła na drugi plan. Martwił się o nią, gdyż słowa dyrektorki były prawdą. Miał tylko ją i nie wyobrażał sobie tego, że może stać jej się krzywda.
- Tak, wyjechała poza granice ich możliwości ścigania. Na chwilę obecną kontakt z nią jest możliwy tylko przeze mnie. Jeśli będziesz miał do niej list, to możesz przynieść do mojego gabinetu, a ja go jej przekażę - wyjaśniła i położyła rękę na jego ramieniu - wróć teraz do siebie i przemyśl wszystko raz jeszcze. Z dzisiejszych zajęć mogę cię zwolnić jeśli chcesz.
- Nie, to nie będzie konieczne. Dopóki mogę, to będę na zajęcia chodził, a co do leczenia, to wybiorę się ponownie jutro do św. Munga i wypytam jak to wszystko miałoby wyglądać - odpowiedział i wstał do wyjścia. Kiedy wychodził z gabinetu usłyszał jeszcze głos dyrektorki:
- Pamiętaj, że jeśli będziesz chciał porozmawiać, to zawsze możesz do mnie przyjść - po tych słowach McGonagall upewniła się, że ślizgon odszedł i wróciła do swojego biurka.
- Panno Granger, można już wyjść z ukrycia - powiedziała do szafy, która kiedyś była pełna od starych dokumentów. Schowana w niej była gryfonka, która przysłuchiwała się całej rozmowie. Przyszła tu rano i poprosiła McGonagall, aby pomogła jej przekonać Draco do tego, aby nie opuszczał Hogwardu. Obiecała, że będzie na niego uważać i pomagać mu w każdej najmniejszej przeszkodzie do tego, aby wyzdrowiał.
- Dziękuję za pomoc - zaczęła skromnie i usiadła na krześle, gdzie przed chwilą jeszcze siedział jej współlokator - bardzo przepraszam, że musiała pani skłamać w mojej sprawie.
- Oh, mam tylko nadzieję, że wiesz co robisz. Co do kłamstwa, to można powiedzieć, że było tylko małe, ponieważ Śmierciożercy rzeczywiście mają na swojej liście nazwisko Malfoy, ale nie odważą się zaatakować, bo wiedzą, że zostali by złapani przez Aurorów. Poinformowałam Narcyzę o twoim planie i kazała Ci podziękować, za to co robisz dla jego syna. A teraz uciekaj już na śniadanie i po prostu wypełnij swoją obietnicę opieki nad nim - dodała i wstała, aby otworzyć jej drzwi - robisz na prawdę wiele dobrego, panno Granger.
- Dziękuję raz jeszcze - odpowiedziała i pobiegła w stronę Wielkiej Sali. Była zadowolona, że plan, który wymyśliła poszedł po jej myśli.
Po śniadaniu korytarze w zamku opustoszały, ponieważ w salach trwały właśnie lekcje. Jedynie dwójka gryfonów nie mogła się na nich pojawić, ponieważ dostali wezwanie do Ministerstwa Magii na przesłuchanie jednego z byłych Śmierciożerców. Mieli oni zająć stanowisko w tej sprawie i pomóc w wymierzeniu kary. Czekali oni właśnie na korytarzu czekając, aż zostaną wezwani.
- Wiesz o kogo chodzi? - spytała niepewnie Hermiona. Nie znała nazwiska skazanego, przeciwko któremu ma odbyć się dzisiejsza rozprawa, a ona ma zeznawać. Nie lubiła takich sytuacji, ponieważ zawsze wolała się wcześniej przygotować na temat danego skazańca.
- Nie, mnie też nie poinformowali. Jedyne co wiem, to sprawa pilna i dotyczy ucznia Hogwardu - odpowiedział zgodnie z prawdą i upił łyk wody.
- Panna Granger i Pan Potter proszeni są na salę - powiedział głos dobiegający z małego przekaźnika powieszonego na suficie. Zgodnie się podnieśli i weszli na salę. Kiedy dojrzeli oskarżonego oboje się zdziwili. Siedział na środku całego pomieszczenia ze spuszczoną głową, jakby pogodził się ze swoim losem, jakby wiedział, że nic i nikt już mu nie pomoże. Nieco wyżej siedziało trzech przedstawicieli Ministerstwa Magii, a po ich lewej stronie stały dwa puste krzesła przeznaczone dla świadków.
- Witajcie. Z racji, że braliście czynny udział w drugiej bitwie o Hogward, mieliście styczność z wieloma Śmierciożercami i znacie dobrze oskarżonego chcieliśmy usłyszeć wasze zdanie na temat wyroku, który już praktycznie mamy wybrany - zapowiedział sędziwy starzec, prawdopodobnie przewodniczący całego zgromadzenia - czy prawda, że znacie tegoż tu skazanego?
- Tak, to Theodore Nott - odezwał się pierwszy Wybraniec.
- Czy uważacie, że powinien zostać skazany? - dopytywał dalej.
- W pewnym sensie tak, jednak ja bym...- odparł spokojnie Harry, jednak druga osoba z przedstawicieli Ministerstwa przerwała mu w połowie.
- Skazaliśmy go na dwadzieścia lat w Azkabanie. Czy zgadzacie się, że ten wyrok jest odpowiedni do wykroczeń, które popełnił za czasów Lorda Voldemorda? - mówił dalej, jakby w ogóle nie zważał uwagi na przybyłych świadków.
- Myślę, że ten wyrok jest zbyt wysoki, gdyż... - chciał mówić Harry, ale ponownie nie było mu dane dokończyć.
- Dobrze, myślę, że możemy zakończyć przesłuchanie i zatwierdzić ten..- tym razem, to pan przewodniczący nie dokończył swojej wypowiedzi, bo gryfonka oburzyła się na brak zainteresowania ich zdaniem i postanowiła wkroczyć do akcji. Nie było jej to na rękę, ponieważ nie przepadała za Nott'em i on za nią również, ale to, że ona nie miała nawet szansy na wypowiedzenie swojego zdania przelało czarę goryczy.
- Dosyć! - wstała i wyszła na środek stając dokładnie obok oskarżonego - z całym szacunkiem do szanownej komisji, ale czy my państwu nie przeszkadzamy? Z tego co mi wiadomo zostaliśmy tutaj wezwani, aby pomóc wybrać wyrok dla skazanego. Jednak uważam, że państwo już podjęli tą decyzję nie licząc się z tym, co mamy do powiedzenia. Z racji pilnego wezwania do Ministerstwa musiałam opuścić ważne lekcje w Hogwardzie , więc skoro już tu jestem, to wyrażę swoją opinię. Ten oto tutaj Theodor Nott był Śmierciożercą, owszem, ale zanim Voldemord został pokonany przeszedł na naszą stronę i próbował pomagać w bitwie. Poświęcił wiele, nawet utratę swojej rodziny, wiedział, że Śmierciożercy zabiją wszystkich, którzy go zdradzą, a jednak zaryzykował. Mam zatem pytanie. Co państwo zrobili, aby pomóc nam w bitwie? Przepraszam, ale nie przypominam sobie, abym dostrzegłam, któregoś z panów wtedy na Błoniach. Mało tego, na wolności nadal panuje sporo Śmierciożerców, bardziej niebezpiecznych i brutalnych niż ten tutaj Theodor, który ma szansę zacząć wszystko na nowo, a wy jako Ministerstwo chcecie mu to odebrać. Myślę, że zamiast skazywania osób, które przeszły na naszą stronę, proponuję wzmocnić siły działające przeciwko złu - po tym długim monologu wzięła głęboki oddech, wróciła na swoje miejsce i dodała:
- Rozumiem, że odrobinę mnie poniosło i poniosę wszelkie konsekwencje swojego zachowania, ale proszę uwzględnić moje zdanie - po czym usiadła i czekała na dalszy tok wydarzeń. W całej sali zapanowała cisza. Na twarzy skazanego panował szok i niedowierzanie. Komisja zbliżyła się do siebie i cicho zaczęła szeptać. Po dosłownie kilku sekundach podnieśli się i przewodniczący rzekł:
- Theodor Nott uniewinniony ze wszystkich zarzutów. Może wrócić ze świadkami na teren szkoły. To wszystko - po czym opuścili salę.
- No no no, powiem Ci, że nieźle się nakręciłaś - podsumował Harry z uśmiechem na twarzy. W tym momencie podszedł do nich Theodor i wyciągnął do niej rękę.
- Dzięki Granger za to. Nie sądziłem, że mi pomożesz, po tym, co o tobie mówiłem - stwierdził szczerze, by po chwili podać też rękę Harry'emu - jestem wam winny przysługę i obiecuję, że kiedyś się odwdzięczę - w tym samym momencie do sali weszła McGonagall.
- No panno Granger, gratuluję przemowy i odwagi. Jestem pod wrażeniem, ponieważ jeśli komisja już podejmie decyzję bardzo rzadko ją zmienia. Rozmawiałam z komisją zaraz jak wyszła i nie będą wyciągać względem ciebie żadnych kar za niestosowne zachowanie. Dobrze, Panna Granger i Pan Potter mają jeszcze jedną misję do wykonania. Pan Theodor jest już dziś wolny i może czuć się spokojny o swój los. Możesz już się transportować do szkoły, a wy złapcie mnie za rękę.
W Hogwardzie nastało już popołudnie, a więc lekcje się zakończyły. Uczniowie przebywali już w swoich dormitoriach. Niektórzy odrabiali lekcje, inni czytali książki, grali w ekspodującego durnia, a pewna dwójka ślizgonów na siódmym piętrze po prostu popijała ognistą whisky rozmawiając standardowo o dziewczynach. Kiedy Blaise nalewał kolejną kolejkę, do salonu wpadł Theodor.
- Zabini, Malfoy, muszę koniecznie wam coś pokazać - krzyknął i wskoczył na fotel.
- Uważaj, bo alkohol rozlejesz - upomniał go Draco - opowiadaj lepiej jak było w Ministerstwie. Skoro tu jesteś, to oznacza, że cię uniewinniono, tak? - dopytywał i sięgnął spod stolika dla niego pusta szklankę.
- No tak, ale koniecznie musicie zobaczyć przebieg całej rozprawy - mówił dalej podekscytowany ślizgon - główną rolę gra Granger.
- Co?? - spytali jednocześnie. Draco poszedł do pokoju współlokatorki, aby pożyczyć Myślodsiewnie. Za pomocą różdżki wyciągnęli złotą nić z głowy i zatopili się w wydarzeniu sprzed kilku chwil. Kiedy wspomnienie się zakończyło pierwszy odezwał się Blaise:
- A ty się jej czepiałeś. Widzisz, mówiłem, że coś jest w tych gryfonkach, coś co nie pozwala przejść obok nich obojętnie, coś o czym...
- Zabini stop! Za bardzo się rozkręcasz - upomniał go Draco - a tak w ogóle, gdzie jest Granger z Potter'em?
- Nie wiem, McGonagall zabrała ich na jakąś misję. Mi kazała się przenieść do zamku - odpowiedział i upił w końcu łyk ognistej - Granger mnie zaskoczyła, myślałam, że za to, co o niej mówiłem i jak ją traktowałem pogrąży mnie jeszcze bardziej - mówił będąc nadal w szoku.
- Ze mną było podobnie. Jednak jak się okazało, z Granger da się żyć. No może czasem jest trochę upierdliwa. To co, od teraz ją tolerujesz? - dociekał Draco. Zależało mu na tym, aby tak było, ponieważ polubił gryfonkę, a Theodor był jego przyjacielem i liczył na to, że może w końcu zapanuję między nimi zgoda. Czasem zastanawiał się jak do tego doprowadzić, ale jak widać sprawa rozwiązała się sama.
- Tak, od dziś mam u Granger dług wdzięczności, jednak nie sądzę, aby poprosiła mnie kiedyś o pomoc - stwierdził i ponownie upił łyk. Spojrzał na czarnoskórego i pstryknął mu przed oczami - Zabini wróć do nas. O czym się tak rozmarzyłeś? - spytał, kiedy zobaczył jak ten patrzy się ślepo w jeden punkt z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Co? A tak tak, Granger jest wspaniała - odpowiedział, choć to nie o niej myślał.
- Stary odpuść sobie młodą Weasley, bo i tak nie wygrasz z Potter'em. Ona zawsze wybierze jego, a tobą się tylko bawi - tłumaczył mu Nott, ale ten nie chciał słuchać.
- Może zmieńmy temat - zaproponował Blaise - powiedz Draco, co w końcu z twoją utrata wzroku, jak możemy ci pomóc?
- Na razie w żaden sposób. Jutro wybieram się do św. Munga, aby wypytać o leczenie - odparł - będę was potrzebował, kiedy już stracę ten cholerny wzrok.
- To pewne, że wtedy będziemy ci pomagać. Od tego są przyjaciele.
Kilka godzin później zapanował zmrok. W Wielkiej Sali odbywała się właśnie kolacja. Przy stole Gryffindoru trwała zacięta dyskusja dotycząca braku dwóch osób należących do ich domu.
- Słuchaj, moim zdaniem McGonagall powinna zabrać na tą misję bardziej doświadczonych Aurorów - oburzył się Ron.
- Nawet nie wiemy o co dokładnie chodzi i gdzie się wybrali. Musimy czekać. Nie mamy pewności, że ścigają jakiś Śmierciożerców - próbował ratować sytuację Seamus.
- No jasne, pewnie siedzą sobie gdzieś na kawce i beztrosko rozmawiają - denerwował się dalej Weasley. Odsunął swój talerz i wyszedł z sali nie zważając uwagi na żadne wołania.
- Dajcie spokój, on zawsze był taki uparty. Dyrektorka wie co robi i na pewno nie naraziłaby ich na żadne niebezpieczeństwo - wtrąciła Ginny - ok, nie wiemy gdzie są i w jakim stanie, troska z naszej strony to normalna sprawa, pod warunkiem, że jest zdrowa.
- Masz rację - poparł ją Nevill - pewnie wrócą za chwilę i wyjaśnią co się z nimi działo. Gdyby byli w niebezpieczeństwie dyrektorka powiadomiłaby Ministerstwo, a oni już by działali.
- Słuchajcie trzeba wypytać Notta. Słyszałem jak rozmawiał z Zabinim, że Hermiona wstawiła się za nim na rozprawie. Podobno po to tam pojechali. Jednak on wrócił do zamku sam - zaproponował Seamus, choć sam nie był chętny, aby się do nich wybrać. Mimo wygranej wojny dom Gryffindoru i Slytherinu nadal ze sobą rywalizowały, a uczniowie nie przepadali za sobą.
- Ja na pewno tam nie pójdę - powiedział szybko Nevill i podniósł ręce, aby podkreślić dobitnie swoje zdanie.
- Szczerze? Ja też jakoś nie mam ochoty na gadkę z tymi cwaniakami, ale może oni wiedzą coś więcej - dodał Seamus.
- Dobra ja do nich pójdę. Widziałam jak przed chwilą wychodzili. Trzymajcie kciuki, żebym nie rzuciła w nich Avadą.
- Tylko uważaj na siebie i czekamy na ciebie w pokoju wspólnym - oznajmił Finnigan.
- Nie mam zamiaru siedzieć tam dłużej niż to będzie konieczne.
Długa nieobecność dwójki gryfonów była też głównym tematem rozmów wśród Ślizgonów.
Szczególnie pewnej trójki, która zdążyła już wytrzeźwieć po kilku mocniejszych drinkach.
Wiedzieli, że żaden nauczyciel nie może ich złapać, jak są pijani, więc zażyli specjalne eliksiry trzeźwiące i poszli na kolacje, aby nie wzbudzać podejrzeń swoją nieobecnością. Z racji, że żaden nie był zbytnio głodny, postanowili, że wrócą na górę, aby dalej oddać się swoim ulubionym zajęciem, czyli dalszym piciem. Po kilku minutach znaleźli się ponownie w salonie prefektów naczelnych. Kiedy rozlewali kolejkę usłyszeli pukanie do drzwi.
- Granger? - spytał podekscytowany Theodor.
- No co ty, przecież ona nie musi pukać. Czekajcie, otworzę - powiedział Draco i podszedł do drzwi z zaciekawieniem - to ty? Granger nie ma.
- Malfoy, ależ ty spostrzegawczy. Zdążyłam zauważyć przez całe popołudnie i kolację. Ja do Nott'a - odpowiedziała mu z przekąsem i weszła do środka nie pytając o pozwolenie. Kiedy Zabini dostrzegł kto wszedł, natychmiast się podniósł i podszedł do niej.
- No witaj Kocico. Tęskniłaś?
- Daruj sobie Zabini, ja do Nott'a - skomentowała krótko i ominęła go siadając na jednym z foteli. Dwójka pozostałych ślizgonów parsknęła śmiechem i czekała na dalszy ciąg wydarzeń.
- Posłuchaj mnie Weasley, nie przypominam sobie, abyśmy mieli jakiekolwiek koleżeńskie kontakty, a więc nie rozumiem, czego możesz ode mnie chcieć.
- Chodzi mi o Hermione. Byłeś ostatnią osobą, która ją widziała. Wiesz może, gdzie ona jest? Wiem tylko tyle, że dyrektorka ich gdzieś zabrała, ale nie mamy żadnej wiadomości - wyjaśniła już spokojniejszym głosem licząc na to, że może dowie sie czegoś nowego.
- Wiesz tyle ile ja. Roprawa się skończyła, dyrektorka kazała mi wracać do zamku, a oni transportowali się w inne miejsce. Tyle. Jeśli to wszystko, to idź już sobie, bo zakłócasz dobry nastrój w pomieszczeniu - odpowiedział jej lekceważąco, po czym rozsiadł się wygodnie na kanapie i upił łyk ognistej nie zwracając już na nią uwagi. Ginny poczerwieniała na twarzy i wychodząc, trzasnęła drzwiami.
- A nie mówiłem, że Weasley'e są nie wychowani - skomentował Draco i również upił łyk ognistej. Blaise'owi nie spodobało się zachowanie swoich przyjaciół, więc po prostu wyszedł bez słowa i pobiegł za swoją ukochaną - co się dzieje z tym Zabinim?
- Może po prostu się zakochał? Wiesz Malfoy, obawiam się, że raczej ciebie to nigdy nie spotka - wtrąciła osoba, która właśnie po cichu weszła do dormitorium.
- Granger!
- Nie sądziłam, że to powiem, ale będę za tobą tęsknić Malfoy - powiedziała smutnym głosem.
- Oj ja też, szczególnie za tym twoim ciętym językiem... Wiesz o czym teraz myślę? - spytał nagle podekscytowanym głosem - jaką minę miałby Potter z rudzielcem jakby nas teraz zobaczyli.
- Jesteś pewny swojej decyzji? Dobrze ją przemyślałeś? - zmieniła nagle temat. Nie mogła uwierzyć w to, że jutrzejszej nocy już go tu nie będzie. Nie umiała też rozmawiać z nim jak każdego wieczoru. Miała spory mętlik w głowie. Żadne rozwiązanie nie chciało jej przyjść do głowy.
- A co ty byś zrobiła, gdybyś była na moim miejscu? - po tym pytaniu zapadła chwilowa cisza. Zaskoczył ją. Zastanawiała się, co ma mu odpowiedzieć, jak ona by się zachowała, gdyby usłyszała, że nie długo straci wzrok. Załamała by się, to pewne.
- Szczerze? To prawdopodobnie nie chciałabym zostać w Hogwarcie, ale też nie chciałabym zostać z tym wszystkim sama.
- Ja przecież nie zostanę z tym sam - wtrącił - mam matkę, babcia będzie do mnie zaglądać, mam nawet skrzata, ale spokojnie, znam twojego bzika na ich punkcie i obiecuję, że będę go należycie traktował - dodał, bo chciał ją uspokoić.
- Nadal nie mogę podjąć tego, że tak spokojnie to przyjąłeś.
- Już ci mówiłem, uważam, że to kara za wszystkie lata mojej działalności.
- Przeczytałam w twoich dokumentach, że jest szansa na wyleczenie - przypomniała sobie gryfonka.
- Tak, też to czytałem, ale bardzo niewielka.
- I nawet nie spróbujesz leczenia? - dopytywała dalej.
- Granger, dość na dziś. Idziemy spać. Daj mi się z tym wszystkim przespać - powiedział w końcu, bo powoli odczuwał już zmęczenie - zostań ze mną jak chcesz - powiedział ciszej licząc, że gryfonka zostanie. Nie chciał być sam, a przy niej czuł spokój. Od jakiegoś czasu zauważył, że to dzięki niej zmienił swoje nastawienie do większości spraw, a agresja, która zawsze mu towarzyszyła zmalała.
- Dobrze, zostanę... Dobranoc.
- Dobranoc Granger. Nawet nie wiesz ile dziewczyn ci teraz zazdrości.
- Pod tym względem się nigdy nie zmienisz. Raczej ujęłabym, że to ty masz zaszczyt goszczenia mnie w swoim łóżku.
- Tak Granger, tak sobie to tłumacz - dodał i kilka chwil później już spał. Jedynie Hermionie cała ta sprawa nie dawała spokoju. Leżała całą noc i myślała, co może zrobić w tej sprawie. Nie mogła tak po prostu odpuścić. Nie po tym, kiedy między nimi jest w końcu koleżeńska relacja.
Nastał ranek. Na zewnątrz panował siarczysty mróz, a słońce, które zawsze przebijało się przez szyby, tym razem schowało się gdzieś w kłębiastych chmurach, z których poruszył sporej ilości śnieg. Na siódmym piętrze zadzwonił właśnie budzik. Z niechęcią wyłączył go jednym machnięciem różdżki. Kiedy podnosił się z łóżka, dostrzegł, że gryfonka już opuściła jego sypialnie. Wzruszył ramionami i zaczął szykować sobie ubrania. Dziś był jego ostatni dzień w zamku, a więc obiecał sobie, że zaraz po rozmowie z dyrektorką zwiedzi cały raz jeszcze, aby dokładnie zapamiętać jego każdy szczegół. Wiedział, że więcej okazji może już nie mieć. Z tym nastawiem wziął szybki prysznic i jeszcze przed śniadaniem ruszył do gabinetu McGonagall. Wziął głęboki wdech i zapukał kładką kilkukrotnie. Po chwili usłyszał pozwolenie, aby wejść.
- Siadaj Draco, chyba wiem, co cię do mnie sprowadza. Rozmawiałam z magomedykami - zaczęła McGonagall i wskazała mu miejsce na przeciwko biurka.
- Chciałbym jeszcze dziś opuścić Hogward i wrócić do domu - powiedział szybko na jednym wydechu. Chciał po prostu mieć to już za sobą. Dyrektorka spojrzała na niego spod swoich okularów i zamyśliła się na chwilę. Jakby zastanawiała się, czy na pewno chcę mu powiedzieć to, co ma do przekazania.
- Przykro mi, ale jest to niemożliwe i zanim mi przerwiesz, wysłuchaj mnie do końca - zaczęła spokojnie i upiła łyk herbaty - myślałam, że chcesz prosić mnie o więcej czasu na poukładanie swoich spraw dotyczących leczenia, bo to chyba oczywiste, tak?
- Niestety nie, nie podejmę się leczenia. Mówiłem już to Granger. Traktuję tą chorobę jako karę za wszystkie lata mojej działalności w szeregach Voldemorda i...
- Nie wolno ci tak mówić! - oburzyła się McGonagall - jak możesz uważać, że to kara? Chłopcze, nie miałeś wyboru. Wykonywałeś polecenia swojego tchórzliwego i bezlitosnego ojca. Wierz mi, że jest o wiele więcej Śmierciożerców, których zasłużyło na karę, ale na pewno nie ty. Nie sądzę też, że byłeś wzorem do naśladowania, ale nie możesz w ten sposób podchodzić do tego, co cię właśnie spotkało. Musisz walczyć o siebie i swoje plany na przyszłość. Tak łatwo chcesz się poddać? - mówiła głosem nieznoszącym sprzeciwu - rozumiem, że szansa jest mała, ale jest. Będziesz głupcem jeśli nie spróbujesz.
- Pani dyrektor, mimo wszystko leczenie może odbywać się już w momencie utraty wzroku. Nie wyobrażam sobie tego, aby normalnie funkcjonować tutaj w zamku, chcę też uniknąć komentarzy i wytykania palcami. Poza tym potrzebowałbym osoby, która ciągle byłaby do mojej dyspozycji i pomagała w codziennych czynnościach. Czy to za mało argumentów, abym wrócił do domu? - spytał, choć wcześniejsze słowa dyrektorki wzbudziły w nim pewne wątpliwości.
- To nie wszystko, co mam ci do przekazania. Draco, chłopcze, w twoim domu nie jest bezpiecznie. Na wolności jest jeszcze grupa śmierciożerców, którą Aurorzy regularnie ścigają. Ministerstwo dowiedziało się, że twoja matka i ty jesteście na ich liście. Nie musisz się martwić, Narcyza jest w dalekim miejscu, a twój dom pod stałą obserwacją, jednak nie mam pewności, że będziesz tam bezpieczny, a tym bardziej, że w każdej chwili twój wzrok może się pogarszać. Rozumiesz już moją troskę o ciebie? Nie mogę pozwolić na to, abyś opuścił Hogward - dodała i ponownie upiła łyk, czekając na jakąkolwiek reakcję ślizgona. Ten siedział przez chwilę ze spuszczoną głową, jakby analizował to, co przed chwilą usłyszał. Myślał, że już nic więcej gorszego nie może mu się przydarzyć. McGonagall widząc, że właśnie teraz w głowie podejmuje jakieś decyzje, podeszła do niego i usiadła na skraju biurka.
- Mogę cię zapewnić, że Aurorzy już ich ścigają, a ty teraz musisz zawalczyć o siebie. Może to twoja matka będzie potrzebowała kiedyś opieki, a oboje wiemy, że macie tylko siebie. Proszę, spróbuj tego leczenia, bo tu nie chodzi już tylko o ciebie Draco. Obiecuję ci też, że nikt z uczniów nie dowie się o twojej chorobie, a brak obecności na zajęciach będę tłumaczyć obowiązkami prefekta naczelnego i związanymi z tym częstymi wyjazdami - Draco był w niemałym szoku. Cała pewność, która towarzyszyła mu w drodze do jej gabinetu po kilku minutach zniknęła i raczej nie chciała powrócić.
- Czy moja matka jest na pewno bezpieczna? Mogę się z nią jakoś skontaktować? - dopytał Draco. Nagle jego choroba zeszła na drugi plan. Martwił się o nią, gdyż słowa dyrektorki były prawdą. Miał tylko ją i nie wyobrażał sobie tego, że może stać jej się krzywda.
- Tak, wyjechała poza granice ich możliwości ścigania. Na chwilę obecną kontakt z nią jest możliwy tylko przeze mnie. Jeśli będziesz miał do niej list, to możesz przynieść do mojego gabinetu, a ja go jej przekażę - wyjaśniła i położyła rękę na jego ramieniu - wróć teraz do siebie i przemyśl wszystko raz jeszcze. Z dzisiejszych zajęć mogę cię zwolnić jeśli chcesz.
- Nie, to nie będzie konieczne. Dopóki mogę, to będę na zajęcia chodził, a co do leczenia, to wybiorę się ponownie jutro do św. Munga i wypytam jak to wszystko miałoby wyglądać - odpowiedział i wstał do wyjścia. Kiedy wychodził z gabinetu usłyszał jeszcze głos dyrektorki:
- Pamiętaj, że jeśli będziesz chciał porozmawiać, to zawsze możesz do mnie przyjść - po tych słowach McGonagall upewniła się, że ślizgon odszedł i wróciła do swojego biurka.
- Panno Granger, można już wyjść z ukrycia - powiedziała do szafy, która kiedyś była pełna od starych dokumentów. Schowana w niej była gryfonka, która przysłuchiwała się całej rozmowie. Przyszła tu rano i poprosiła McGonagall, aby pomogła jej przekonać Draco do tego, aby nie opuszczał Hogwardu. Obiecała, że będzie na niego uważać i pomagać mu w każdej najmniejszej przeszkodzie do tego, aby wyzdrowiał.
- Dziękuję za pomoc - zaczęła skromnie i usiadła na krześle, gdzie przed chwilą jeszcze siedział jej współlokator - bardzo przepraszam, że musiała pani skłamać w mojej sprawie.
- Oh, mam tylko nadzieję, że wiesz co robisz. Co do kłamstwa, to można powiedzieć, że było tylko małe, ponieważ Śmierciożercy rzeczywiście mają na swojej liście nazwisko Malfoy, ale nie odważą się zaatakować, bo wiedzą, że zostali by złapani przez Aurorów. Poinformowałam Narcyzę o twoim planie i kazała Ci podziękować, za to co robisz dla jego syna. A teraz uciekaj już na śniadanie i po prostu wypełnij swoją obietnicę opieki nad nim - dodała i wstała, aby otworzyć jej drzwi - robisz na prawdę wiele dobrego, panno Granger.
- Dziękuję raz jeszcze - odpowiedziała i pobiegła w stronę Wielkiej Sali. Była zadowolona, że plan, który wymyśliła poszedł po jej myśli.
Po śniadaniu korytarze w zamku opustoszały, ponieważ w salach trwały właśnie lekcje. Jedynie dwójka gryfonów nie mogła się na nich pojawić, ponieważ dostali wezwanie do Ministerstwa Magii na przesłuchanie jednego z byłych Śmierciożerców. Mieli oni zająć stanowisko w tej sprawie i pomóc w wymierzeniu kary. Czekali oni właśnie na korytarzu czekając, aż zostaną wezwani.
- Wiesz o kogo chodzi? - spytała niepewnie Hermiona. Nie znała nazwiska skazanego, przeciwko któremu ma odbyć się dzisiejsza rozprawa, a ona ma zeznawać. Nie lubiła takich sytuacji, ponieważ zawsze wolała się wcześniej przygotować na temat danego skazańca.
- Nie, mnie też nie poinformowali. Jedyne co wiem, to sprawa pilna i dotyczy ucznia Hogwardu - odpowiedział zgodnie z prawdą i upił łyk wody.
- Panna Granger i Pan Potter proszeni są na salę - powiedział głos dobiegający z małego przekaźnika powieszonego na suficie. Zgodnie się podnieśli i weszli na salę. Kiedy dojrzeli oskarżonego oboje się zdziwili. Siedział na środku całego pomieszczenia ze spuszczoną głową, jakby pogodził się ze swoim losem, jakby wiedział, że nic i nikt już mu nie pomoże. Nieco wyżej siedziało trzech przedstawicieli Ministerstwa Magii, a po ich lewej stronie stały dwa puste krzesła przeznaczone dla świadków.
- Witajcie. Z racji, że braliście czynny udział w drugiej bitwie o Hogward, mieliście styczność z wieloma Śmierciożercami i znacie dobrze oskarżonego chcieliśmy usłyszeć wasze zdanie na temat wyroku, który już praktycznie mamy wybrany - zapowiedział sędziwy starzec, prawdopodobnie przewodniczący całego zgromadzenia - czy prawda, że znacie tegoż tu skazanego?
- Tak, to Theodore Nott - odezwał się pierwszy Wybraniec.
- Czy uważacie, że powinien zostać skazany? - dopytywał dalej.
- W pewnym sensie tak, jednak ja bym...- odparł spokojnie Harry, jednak druga osoba z przedstawicieli Ministerstwa przerwała mu w połowie.
- Skazaliśmy go na dwadzieścia lat w Azkabanie. Czy zgadzacie się, że ten wyrok jest odpowiedni do wykroczeń, które popełnił za czasów Lorda Voldemorda? - mówił dalej, jakby w ogóle nie zważał uwagi na przybyłych świadków.
- Myślę, że ten wyrok jest zbyt wysoki, gdyż... - chciał mówić Harry, ale ponownie nie było mu dane dokończyć.
- Dobrze, myślę, że możemy zakończyć przesłuchanie i zatwierdzić ten..- tym razem, to pan przewodniczący nie dokończył swojej wypowiedzi, bo gryfonka oburzyła się na brak zainteresowania ich zdaniem i postanowiła wkroczyć do akcji. Nie było jej to na rękę, ponieważ nie przepadała za Nott'em i on za nią również, ale to, że ona nie miała nawet szansy na wypowiedzenie swojego zdania przelało czarę goryczy.
- Dosyć! - wstała i wyszła na środek stając dokładnie obok oskarżonego - z całym szacunkiem do szanownej komisji, ale czy my państwu nie przeszkadzamy? Z tego co mi wiadomo zostaliśmy tutaj wezwani, aby pomóc wybrać wyrok dla skazanego. Jednak uważam, że państwo już podjęli tą decyzję nie licząc się z tym, co mamy do powiedzenia. Z racji pilnego wezwania do Ministerstwa musiałam opuścić ważne lekcje w Hogwardzie , więc skoro już tu jestem, to wyrażę swoją opinię. Ten oto tutaj Theodor Nott był Śmierciożercą, owszem, ale zanim Voldemord został pokonany przeszedł na naszą stronę i próbował pomagać w bitwie. Poświęcił wiele, nawet utratę swojej rodziny, wiedział, że Śmierciożercy zabiją wszystkich, którzy go zdradzą, a jednak zaryzykował. Mam zatem pytanie. Co państwo zrobili, aby pomóc nam w bitwie? Przepraszam, ale nie przypominam sobie, abym dostrzegłam, któregoś z panów wtedy na Błoniach. Mało tego, na wolności nadal panuje sporo Śmierciożerców, bardziej niebezpiecznych i brutalnych niż ten tutaj Theodor, który ma szansę zacząć wszystko na nowo, a wy jako Ministerstwo chcecie mu to odebrać. Myślę, że zamiast skazywania osób, które przeszły na naszą stronę, proponuję wzmocnić siły działające przeciwko złu - po tym długim monologu wzięła głęboki oddech, wróciła na swoje miejsce i dodała:
- Rozumiem, że odrobinę mnie poniosło i poniosę wszelkie konsekwencje swojego zachowania, ale proszę uwzględnić moje zdanie - po czym usiadła i czekała na dalszy tok wydarzeń. W całej sali zapanowała cisza. Na twarzy skazanego panował szok i niedowierzanie. Komisja zbliżyła się do siebie i cicho zaczęła szeptać. Po dosłownie kilku sekundach podnieśli się i przewodniczący rzekł:
- Theodor Nott uniewinniony ze wszystkich zarzutów. Może wrócić ze świadkami na teren szkoły. To wszystko - po czym opuścili salę.
- No no no, powiem Ci, że nieźle się nakręciłaś - podsumował Harry z uśmiechem na twarzy. W tym momencie podszedł do nich Theodor i wyciągnął do niej rękę.
- Dzięki Granger za to. Nie sądziłem, że mi pomożesz, po tym, co o tobie mówiłem - stwierdził szczerze, by po chwili podać też rękę Harry'emu - jestem wam winny przysługę i obiecuję, że kiedyś się odwdzięczę - w tym samym momencie do sali weszła McGonagall.
- No panno Granger, gratuluję przemowy i odwagi. Jestem pod wrażeniem, ponieważ jeśli komisja już podejmie decyzję bardzo rzadko ją zmienia. Rozmawiałam z komisją zaraz jak wyszła i nie będą wyciągać względem ciebie żadnych kar za niestosowne zachowanie. Dobrze, Panna Granger i Pan Potter mają jeszcze jedną misję do wykonania. Pan Theodor jest już dziś wolny i może czuć się spokojny o swój los. Możesz już się transportować do szkoły, a wy złapcie mnie za rękę.
W Hogwardzie nastało już popołudnie, a więc lekcje się zakończyły. Uczniowie przebywali już w swoich dormitoriach. Niektórzy odrabiali lekcje, inni czytali książki, grali w ekspodującego durnia, a pewna dwójka ślizgonów na siódmym piętrze po prostu popijała ognistą whisky rozmawiając standardowo o dziewczynach. Kiedy Blaise nalewał kolejną kolejkę, do salonu wpadł Theodor.
- Zabini, Malfoy, muszę koniecznie wam coś pokazać - krzyknął i wskoczył na fotel.
- Uważaj, bo alkohol rozlejesz - upomniał go Draco - opowiadaj lepiej jak było w Ministerstwie. Skoro tu jesteś, to oznacza, że cię uniewinniono, tak? - dopytywał i sięgnął spod stolika dla niego pusta szklankę.
- No tak, ale koniecznie musicie zobaczyć przebieg całej rozprawy - mówił dalej podekscytowany ślizgon - główną rolę gra Granger.
- Co?? - spytali jednocześnie. Draco poszedł do pokoju współlokatorki, aby pożyczyć Myślodsiewnie. Za pomocą różdżki wyciągnęli złotą nić z głowy i zatopili się w wydarzeniu sprzed kilku chwil. Kiedy wspomnienie się zakończyło pierwszy odezwał się Blaise:
- A ty się jej czepiałeś. Widzisz, mówiłem, że coś jest w tych gryfonkach, coś co nie pozwala przejść obok nich obojętnie, coś o czym...
- Zabini stop! Za bardzo się rozkręcasz - upomniał go Draco - a tak w ogóle, gdzie jest Granger z Potter'em?
- Nie wiem, McGonagall zabrała ich na jakąś misję. Mi kazała się przenieść do zamku - odpowiedział i upił w końcu łyk ognistej - Granger mnie zaskoczyła, myślałam, że za to, co o niej mówiłem i jak ją traktowałem pogrąży mnie jeszcze bardziej - mówił będąc nadal w szoku.
- Ze mną było podobnie. Jednak jak się okazało, z Granger da się żyć. No może czasem jest trochę upierdliwa. To co, od teraz ją tolerujesz? - dociekał Draco. Zależało mu na tym, aby tak było, ponieważ polubił gryfonkę, a Theodor był jego przyjacielem i liczył na to, że może w końcu zapanuję między nimi zgoda. Czasem zastanawiał się jak do tego doprowadzić, ale jak widać sprawa rozwiązała się sama.
- Tak, od dziś mam u Granger dług wdzięczności, jednak nie sądzę, aby poprosiła mnie kiedyś o pomoc - stwierdził i ponownie upił łyk. Spojrzał na czarnoskórego i pstryknął mu przed oczami - Zabini wróć do nas. O czym się tak rozmarzyłeś? - spytał, kiedy zobaczył jak ten patrzy się ślepo w jeden punkt z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Co? A tak tak, Granger jest wspaniała - odpowiedział, choć to nie o niej myślał.
- Stary odpuść sobie młodą Weasley, bo i tak nie wygrasz z Potter'em. Ona zawsze wybierze jego, a tobą się tylko bawi - tłumaczył mu Nott, ale ten nie chciał słuchać.
- Może zmieńmy temat - zaproponował Blaise - powiedz Draco, co w końcu z twoją utrata wzroku, jak możemy ci pomóc?
- Na razie w żaden sposób. Jutro wybieram się do św. Munga, aby wypytać o leczenie - odparł - będę was potrzebował, kiedy już stracę ten cholerny wzrok.
- To pewne, że wtedy będziemy ci pomagać. Od tego są przyjaciele.
Kilka godzin później zapanował zmrok. W Wielkiej Sali odbywała się właśnie kolacja. Przy stole Gryffindoru trwała zacięta dyskusja dotycząca braku dwóch osób należących do ich domu.
- Słuchaj, moim zdaniem McGonagall powinna zabrać na tą misję bardziej doświadczonych Aurorów - oburzył się Ron.
- Nawet nie wiemy o co dokładnie chodzi i gdzie się wybrali. Musimy czekać. Nie mamy pewności, że ścigają jakiś Śmierciożerców - próbował ratować sytuację Seamus.
- No jasne, pewnie siedzą sobie gdzieś na kawce i beztrosko rozmawiają - denerwował się dalej Weasley. Odsunął swój talerz i wyszedł z sali nie zważając uwagi na żadne wołania.
- Dajcie spokój, on zawsze był taki uparty. Dyrektorka wie co robi i na pewno nie naraziłaby ich na żadne niebezpieczeństwo - wtrąciła Ginny - ok, nie wiemy gdzie są i w jakim stanie, troska z naszej strony to normalna sprawa, pod warunkiem, że jest zdrowa.
- Masz rację - poparł ją Nevill - pewnie wrócą za chwilę i wyjaśnią co się z nimi działo. Gdyby byli w niebezpieczeństwie dyrektorka powiadomiłaby Ministerstwo, a oni już by działali.
- Słuchajcie trzeba wypytać Notta. Słyszałem jak rozmawiał z Zabinim, że Hermiona wstawiła się za nim na rozprawie. Podobno po to tam pojechali. Jednak on wrócił do zamku sam - zaproponował Seamus, choć sam nie był chętny, aby się do nich wybrać. Mimo wygranej wojny dom Gryffindoru i Slytherinu nadal ze sobą rywalizowały, a uczniowie nie przepadali za sobą.
- Ja na pewno tam nie pójdę - powiedział szybko Nevill i podniósł ręce, aby podkreślić dobitnie swoje zdanie.
- Szczerze? Ja też jakoś nie mam ochoty na gadkę z tymi cwaniakami, ale może oni wiedzą coś więcej - dodał Seamus.
- Dobra ja do nich pójdę. Widziałam jak przed chwilą wychodzili. Trzymajcie kciuki, żebym nie rzuciła w nich Avadą.
- Tylko uważaj na siebie i czekamy na ciebie w pokoju wspólnym - oznajmił Finnigan.
- Nie mam zamiaru siedzieć tam dłużej niż to będzie konieczne.
Długa nieobecność dwójki gryfonów była też głównym tematem rozmów wśród Ślizgonów.
Szczególnie pewnej trójki, która zdążyła już wytrzeźwieć po kilku mocniejszych drinkach.
Wiedzieli, że żaden nauczyciel nie może ich złapać, jak są pijani, więc zażyli specjalne eliksiry trzeźwiące i poszli na kolacje, aby nie wzbudzać podejrzeń swoją nieobecnością. Z racji, że żaden nie był zbytnio głodny, postanowili, że wrócą na górę, aby dalej oddać się swoim ulubionym zajęciem, czyli dalszym piciem. Po kilku minutach znaleźli się ponownie w salonie prefektów naczelnych. Kiedy rozlewali kolejkę usłyszeli pukanie do drzwi.
- Granger? - spytał podekscytowany Theodor.
- No co ty, przecież ona nie musi pukać. Czekajcie, otworzę - powiedział Draco i podszedł do drzwi z zaciekawieniem - to ty? Granger nie ma.
- Malfoy, ależ ty spostrzegawczy. Zdążyłam zauważyć przez całe popołudnie i kolację. Ja do Nott'a - odpowiedziała mu z przekąsem i weszła do środka nie pytając o pozwolenie. Kiedy Zabini dostrzegł kto wszedł, natychmiast się podniósł i podszedł do niej.
- No witaj Kocico. Tęskniłaś?
- Daruj sobie Zabini, ja do Nott'a - skomentowała krótko i ominęła go siadając na jednym z foteli. Dwójka pozostałych ślizgonów parsknęła śmiechem i czekała na dalszy ciąg wydarzeń.
- Posłuchaj mnie Weasley, nie przypominam sobie, abyśmy mieli jakiekolwiek koleżeńskie kontakty, a więc nie rozumiem, czego możesz ode mnie chcieć.
- Chodzi mi o Hermione. Byłeś ostatnią osobą, która ją widziała. Wiesz może, gdzie ona jest? Wiem tylko tyle, że dyrektorka ich gdzieś zabrała, ale nie mamy żadnej wiadomości - wyjaśniła już spokojniejszym głosem licząc na to, że może dowie sie czegoś nowego.
- Wiesz tyle ile ja. Roprawa się skończyła, dyrektorka kazała mi wracać do zamku, a oni transportowali się w inne miejsce. Tyle. Jeśli to wszystko, to idź już sobie, bo zakłócasz dobry nastrój w pomieszczeniu - odpowiedział jej lekceważąco, po czym rozsiadł się wygodnie na kanapie i upił łyk ognistej nie zwracając już na nią uwagi. Ginny poczerwieniała na twarzy i wychodząc, trzasnęła drzwiami.
- A nie mówiłem, że Weasley'e są nie wychowani - skomentował Draco i również upił łyk ognistej. Blaise'owi nie spodobało się zachowanie swoich przyjaciół, więc po prostu wyszedł bez słowa i pobiegł za swoją ukochaną - co się dzieje z tym Zabinim?
- Może po prostu się zakochał? Wiesz Malfoy, obawiam się, że raczej ciebie to nigdy nie spotka - wtrąciła osoba, która właśnie po cichu weszła do dormitorium.
- Granger!
*Witajcie. Jak rozdział? Nie zawiodłam Twojego zaufania? Zostaw chociaż kropkę w komentarzu, abym wiedziała, że jesteś i dalej interesuje cię ciąg dalszy :)
niedziela, 12 listopada 2017
Rozdział 34
Kiedy zobaczyła, jak w jej stronę zmierza pielęgniarka, wiedziała, że to coś poważnego.
- Przykro mi Hermiono, ale mam złe wieści. Pan Malfoy najprawdopodobniej w ciągu kilku dni straci wzrok - stwierdziła smutno i w tym momencie do Skrzydła Szpitalnego wbiegła zatroskana McGonagall.
- Dobrze usłyszałam? Straci wzrok? Jak do tego doszło? - spytała i usiadła na jednym z krzeseł stojących przy łóżku ślizgona.
- Ja sama nie wiem. Nic złego się nie wydarzyło. Po prostu siedzieliśmy najpierw na Błoniach, było dość zimno, więc wróciliśmy do Dormitorium. Potem wstał, przewrócił się, a resztę już pani zna - mówiła Gryfonka zdenerwowanym głosem.
- A co ty o tym sądzisz droga Poppy?
- Minevro, już raz miała miejsce taka sytuacja, kiedy to panicz utracił chwilowo wzrok, ale wtedy pomogły krople. Mogę ponownie zakroplić, ale obawiam się, że to pomoże tylko na chwilę. Myślę, że jutro powinien udać się do św. Munga na szczegółowe badania. Ja nie potrafię już nic więcej stwierdzić - dodała i podała wszystkim eliksir na spokojny sen.
- Dziękuję Poppy, zaraz po przebudzeniu porozmawiam z nim i wyślę go na szczegółowe badania. Panno Granger, wydaje mi się, że to najwyższa pora, aby udała się do swojego dormitorium..i proszę nie protestować - dodała, kiedy zobaczyła wyraz niezadowolenia na jej twarzy. Hermiona chcąc nie chcąc, wykonała polecenie dyrektorki i powolnym krokiem udała się na siódme piętro. Wiedziała, że ta noc będzie bezsenna, ale przebrała się w piżamę i położyła w swoim łóżku. Zaczęła myśleć o tym, co się wydarzyło między nimi w ciągu ostatnich tygodni. Kilka lat nienawiści i wrogości zamieniło się w...przyjaźń? Może to za duże słowo, jednak jak inaczej nazwać to, że lubi się z kimś spędzać czas, momentami droczyć, a w chwilach niepewności martwić o stan zdrowi? Wiedziała natomiast, że nie chce już wrócić o tych relacji, które łączyły ich zaraz na początku roku szkolnego, a raczej relacji, które ich dzieliły.
Nastało rano. Wiedział o tym, bo poranne promienie słoneczne przecierały się przez duże okna i raziły go w oczy. Na początku widział wszystko jak za mgłą, jednak kiedy je potarł wróciła ostrość. Odczuwał ból pleców, gdyż łóżko, na którym leżał było za twarde. Wiedział już, że nie znajduje się u siebie w dormitorium. Podniósł się na przedramieniach, aby dobrze rozejrzeć się po pomieszczeniu. Białe ściany, kilka łóżek, a przy każdy mały stolik. No tak, Skrzydło Szpitalne. Na jego stoliku była mała karteczka, z której dowiedział się, co się wydarzyło dnia poprzedniego. Ostatnie, co pamiętał, to to, że chciał iść do toalety, a potem już tylko czarna dziura. Dostał też polecenie, aby zaraz po przebudzeniu wysłał patronusa do dyrektorki, że się obudził. Tak też zrobił. Kilka minut później stał już w kominku do transportacji. Obawiał się tego, czego się dowie o swoim stanie zdrowia. Jednak chciał to mieć już za sobą. Sypnął pod nogi zielony proszek i chwilę później pojawił się już pod bramą szpitala św. Munga.
W Hogwardzie trwało właśnie śniadanie. W Wielkie Sali panował gwar, gdyż uczniowie nadal żyli wczorajszym dniem zakochanych. Każdy z ochotą i emocjami chciał koniecznie opowiedzieć jak i z kim spędził dany wieczór. Nikt nie zauważył, że brakuje jednego ucznia przy stole Slytherinu. No może poza kilkoma osobami.
- Hermiona, wszystko ok? Nie zjadłaś za wiele. Może się chociaż soku napijesz? - spytała Ginny, która martwiła się o przyjaciółkę.
- Nie mam ochoty - odparła krótko i ponownie zaczęła dłubać widelcem w talerzu.
- Ginny ma racje. Nie bez powodu nie przespałaś nocy, a teraz nie masz apetytu - dorzucił Harry, a kiedy zobaczył minę niezrozumienia Gryfonki dodał: - masz podkrążone oczy i ziemistą cerę. Mów o co chodzi? Randka nie wypaliła?
- Malfoy trafił do Munga...nie mam pojęcia co mu jest...prawdopodobnie traci wzrok...dyrektorka mi powiedziała przed śniadaniem, że właśnie jest na badaniach...- mówiła urywkami, ale nie przeszkadzali jej, cierpliwie czekali, co ma do powiedzenia - wiecie co, spotkamy się później - po czym stała i ruszyła do wyjścia. W pewnym momencie się odwróciła i dodała: - proszę, na razie nie mówcie o tym nikomu - chwilę później już jej nie było.
- Jak to Malfoy traci wzrok? - spytał Harry zciszonym głosem.
- Może to kolejna klątwa. Wiesz, taka jak u Narcyzy - zastanawiała się rudowłosa.
- Nie mam pojęcia, ale to musi być coś poważnego. Dobrze, że dzisiaj jest niedziela i dzień wolny. Będzie miała czas na to, aby odpocząć. Popołudniu do niej zajrzymy i może więcej się czegoś dowiemy.
W tym samym czasie w św. Mungu, w gabinecie jednego z magomedyków kończyła się właśnie rozmowa dotycząca stanu zdrowia młodego czarodzieja.
- Jest pan pewny, że to nie jest żadna klątwa? - spytał niepewnie, kiedy wychodził z gabinetu.
- Z tym mam pewność, ale i z tym drugim również. Bardzo mi przykro. Proszę zjawiać się regularnie na ustalonych wizytach - odparł magomedyk. Ślizgon tylko pokiwał głową i opuścił gabinet. Szedł korytarzem z teczką w ręku. Nadal nie docierało do niego to, co usłyszał kilka minut wcześniej. Nie wyobrażał sobie tego wszystkiego. W pewnej chwili wszedł na osobę, która stała na środku korytarza.
- Uważaj jak chodz...- warknął - Granger? A co ty tu robisz?
- Nie mogłam usiedzieć na miejscu - odparła pierwsze, co przyszło jej na myśl.
- No tak, twój ciekawski nos - próbował zażartować.
- Bardziej sprowadziła mnie tu troska o ciebie, ty głupku - odpowiedziała i złapała go za rękę. Oboje poczuli lekkie uczucie w pępku i po chwili znajdowali się już w swoim dormitorium.
- To teraz siadaj i opowiadaj. Co ci dolega? - dociekała gryfonka.
- Granger, daj mi spokój. Chcę iść się napić ognistej. Tu masz wszystko napisane - rzucił jej teczkę, którą otrzymał od magomedyka i udał się w stronę lochów.
Hermiona usiadła na kanapie i zaczęła czytać zawartość. Poza kilkoma kartkami ze zleceniami i terminarza spotkań w św. Mungu dotarła w końcu do tej, na której zależało jej najbardziej.
Dracon Malfoy
Diagnoza: W ciągu trzech miesięcy częściowa lub trwała utrata wzroku. Choroba nie tyczy się żadnej klątwy. Leczenie możliwe i wskazane, jednak brak większych szans, aby choroba się cofnęła.
Śledziła ten tekst kilkukrotnie. Liczyła, że może coś źle przeczytała albo pomylili diagnozy, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Wszystkie dane się zgadzały. Wiedziała, że Draco to przeżywa, ale nie będzie chciał tego pokazać. Zatopi się w alkoholu, przestanie mu zależeć na nauce i najgorsze, to bała się, że zgoda, która między nimi zapanowała runie niczym domek z kart, ale ona na to nie pozwoli. Jeszcze nie wiedziała jak, ale na pewno go z tym nie zostawi.
Popołudnie Hermiona spędziła w salonie Gryffinoru. Opowiedziała całą historię tylko najbliższym przyjaciołom, a oni obiecali utrzymać to w tajemnicy. Oczywiście Ron był trochę przeciwny temu, aby Hermiona pomagała ślizgonowi. Martwił się, że on i tak nie doceni tego, co ona dla niego robi, ale ona się uparła i nie chciała tego słuchać.
Wieczorem, kiedy wróciła już do siebie dostrzegła swojego współlokatora na kanapie. Siedział i patrzył się wprost w palący kominek. Nie wiedziała jak ma zacząć rozmowę, więc po prostu usiadła obok niego. Dostrzegła na stoliku dwie puste butelki po eliksirze trzeźwiącym, więc wiedziała, że alkohol, który wypił, już dawno usunął się z jego organizmu. Nie chciała pierwsza się odzywać, więc cierpliwie czekała na jego ruch. Po kilku minutach nieprzeszkadzającej nikomu ciszy, ślizgon nagle oparł głowę na jej ramieniu. Nie protestowała, a nawet objęła go ramieniem. Nie wiedziała ile tak siedzieli, ale dobrze czuli się w swoim towarzystwie.
- Granger, pamiętasz jak odprowadzaliśmy się przed spaniem? - spytał jakby szeptem. Ona pokiwała głową i czekała na dalszą część jego wypowiedzi - to zrobisz to teraz i poczekasz aż zasnę? Tylko nie rób sobie nadziei - wstali i ruszyli w stronę jego sypialni - ja wiem, że liczysz na to, aby ponownie spać u mojego boku, ale nawet nie marz - dodał.
- Malfoy, to raczej ty chciałbyś, abym ponownie zaszczyciła swoją obecnością w twoim łóżku i to ty na to nie licz - oparła kiedy stali już w progu.
- Spałaś tam dwa razy i jakoś nie przypominam sobie, abyś narzekała.
- O dwa razy za dużo - droczyła się - a teraz grzecznie w piżamkę i do spania.
- Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że będę się ciebie słuchał, dostałby pewnie jakąś porządną klątwą.
- Na co czekasz? - spytała zdziwiona, kiedy stał na przeciwko niej.
- Aż się odwrócisz. Nie będę się przy tobie przebierał.
- Słucham? Od kilku tygodni chodzisz bez koszulki albo w samych slipach i nie przeszkadzało ci to, czy byłam w pobliżu czy nie. Ok, ale niech ci będzie - odpowiedziała i wykonała jego prośbę. Co prawda było mu wszystko jedno, ale lubił patrzeć jak rumieni się na policzkach ze wstydu. Po kilku chwilach się odwróciła, a ten już leżał na łóżku, przykryty do połowy. Usiadła na skraju łóżka i wzrok spuściła na swoje splecione dłonie.
- Granger, co się dzieje?
- Słuchaj, jeśli będziesz chciał porozmawiać...no wiesz...na ten temat, to zawsze i o każdej porze będę do twojej dyspozycji - mówiła niepewnie, bo nie chciała psuć dobrze rozpoczętego wieczoru.
- Wiem, że ty lubisz zbawiać świat, ale muszę sobie poradzić z tym sam. Wszystkie moje plany runęły. Praca, założenie rodziny, wychowanie potomka. Zostanę kaleką do końca życia. Nie rób takiej miny Granger, bo to prawda. Jednak mam wrażenie, że to kara za te wszystkie lata znęcania się nad słabszymi i...
- Ej, kogo nazywasz słabszym? Ja wcale nie jestem słabsza! Nigdy się ciebie nie bałam i bać się nie będę - wtrąciła oburzona.
- Oj tak, ty byłaś wyjątkowym przypadkiem. Nic mnie tak nie drażniło jak twoje pyskate odpowiedzi, ale wracając do tego co chcę powiedzieć. Podjąłem decyzję - mówił, a ona siedziała skulona na skraju łóżka i podejrzewała, co on chce jej powiedzieć. Przyzwyczaiła się do niego, a zgoda, która panuje między nimi od niedawna bardzo jej się spodobała. Nie chodziło o tym, że się w nim zakochała, ale chciała mieć go za przyjaciela. Jako jedna z nielicznych znała jego prawdziwe oblicze i to jaki jest na prawdę. Ona też wiedziała, że znaczy dla niego trochę więcej niż tylko niechciana współlokatorka. Nawet nie wiedziała, w którym momencie złapała go za rękę.
- Jutro z samego rana pójdę do dyrektorki i powiem jej, że rezygnuję z dalszej nauki i wracam do domu. Nie chcę patrzeć jak inni wytykają mnie palcami. Tam będę się czuł bezpiecznie - po tych słowach zapadała, chyba po raz pierwszy, niezręczna cisza.
Gryfonce poleciała jedna łza po policzku.
- Granger, no co ty, tylko mi nie mów, że będziesz tęsknić - próbował uratować sytuacje i posunął się na łóżku, aby zrobić dla jej miejsce. Ta bez wahania wsunęła się pod kołdrę i wtuliła w jego ramię. Chciała, aby to co przed chwilą powiedział, okazało się żartem. Pół roku, które spędzili w jednej komnacie wystarczyło, aby się wzajemnie przyzwyczaili do siebie.
- No niemożliwe, doprowadziłem do tego, że Granger zaniemówiła. Powinni mi za to jakiś puchar dać - mówił, choć sam odczuwał w pewnym stopniu jakiś smutek. Na chwilę obecną nie widział innego rozwiązania.
- Posłuchaj, z racji, że jest to moja ostatnia noc w Hograwardzie, chcę, aby spędziła ją ze mną...Granger, ty masz jakiś kompleks na punkcie seksu. Nie o to mi chodziło - dodał, kiedy zobaczył jej zdziwioną minę - wystarczy mi twoja obecność. I nie martw się, przecież zawsze możemy wysyłać do siebie listy.
*Witajcie po tak długiej przerwie, Postanowiłam wrócić i dokończyć to opowiadanie :) Liczę, że znajdzie się ktoś chętny, aby przeczytać jeszcze kilka rozdziałów. Zostaw proszę po sobie ślad, będę miała motywację do dalszej pracy. Następny rozdział już w czwartek.
- Przykro mi Hermiono, ale mam złe wieści. Pan Malfoy najprawdopodobniej w ciągu kilku dni straci wzrok - stwierdziła smutno i w tym momencie do Skrzydła Szpitalnego wbiegła zatroskana McGonagall.
- Dobrze usłyszałam? Straci wzrok? Jak do tego doszło? - spytała i usiadła na jednym z krzeseł stojących przy łóżku ślizgona.
- Ja sama nie wiem. Nic złego się nie wydarzyło. Po prostu siedzieliśmy najpierw na Błoniach, było dość zimno, więc wróciliśmy do Dormitorium. Potem wstał, przewrócił się, a resztę już pani zna - mówiła Gryfonka zdenerwowanym głosem.
- A co ty o tym sądzisz droga Poppy?
- Minevro, już raz miała miejsce taka sytuacja, kiedy to panicz utracił chwilowo wzrok, ale wtedy pomogły krople. Mogę ponownie zakroplić, ale obawiam się, że to pomoże tylko na chwilę. Myślę, że jutro powinien udać się do św. Munga na szczegółowe badania. Ja nie potrafię już nic więcej stwierdzić - dodała i podała wszystkim eliksir na spokojny sen.
- Dziękuję Poppy, zaraz po przebudzeniu porozmawiam z nim i wyślę go na szczegółowe badania. Panno Granger, wydaje mi się, że to najwyższa pora, aby udała się do swojego dormitorium..i proszę nie protestować - dodała, kiedy zobaczyła wyraz niezadowolenia na jej twarzy. Hermiona chcąc nie chcąc, wykonała polecenie dyrektorki i powolnym krokiem udała się na siódme piętro. Wiedziała, że ta noc będzie bezsenna, ale przebrała się w piżamę i położyła w swoim łóżku. Zaczęła myśleć o tym, co się wydarzyło między nimi w ciągu ostatnich tygodni. Kilka lat nienawiści i wrogości zamieniło się w...przyjaźń? Może to za duże słowo, jednak jak inaczej nazwać to, że lubi się z kimś spędzać czas, momentami droczyć, a w chwilach niepewności martwić o stan zdrowi? Wiedziała natomiast, że nie chce już wrócić o tych relacji, które łączyły ich zaraz na początku roku szkolnego, a raczej relacji, które ich dzieliły.
Nastało rano. Wiedział o tym, bo poranne promienie słoneczne przecierały się przez duże okna i raziły go w oczy. Na początku widział wszystko jak za mgłą, jednak kiedy je potarł wróciła ostrość. Odczuwał ból pleców, gdyż łóżko, na którym leżał było za twarde. Wiedział już, że nie znajduje się u siebie w dormitorium. Podniósł się na przedramieniach, aby dobrze rozejrzeć się po pomieszczeniu. Białe ściany, kilka łóżek, a przy każdy mały stolik. No tak, Skrzydło Szpitalne. Na jego stoliku była mała karteczka, z której dowiedział się, co się wydarzyło dnia poprzedniego. Ostatnie, co pamiętał, to to, że chciał iść do toalety, a potem już tylko czarna dziura. Dostał też polecenie, aby zaraz po przebudzeniu wysłał patronusa do dyrektorki, że się obudził. Tak też zrobił. Kilka minut później stał już w kominku do transportacji. Obawiał się tego, czego się dowie o swoim stanie zdrowia. Jednak chciał to mieć już za sobą. Sypnął pod nogi zielony proszek i chwilę później pojawił się już pod bramą szpitala św. Munga.
W Hogwardzie trwało właśnie śniadanie. W Wielkie Sali panował gwar, gdyż uczniowie nadal żyli wczorajszym dniem zakochanych. Każdy z ochotą i emocjami chciał koniecznie opowiedzieć jak i z kim spędził dany wieczór. Nikt nie zauważył, że brakuje jednego ucznia przy stole Slytherinu. No może poza kilkoma osobami.
- Hermiona, wszystko ok? Nie zjadłaś za wiele. Może się chociaż soku napijesz? - spytała Ginny, która martwiła się o przyjaciółkę.
- Nie mam ochoty - odparła krótko i ponownie zaczęła dłubać widelcem w talerzu.
- Ginny ma racje. Nie bez powodu nie przespałaś nocy, a teraz nie masz apetytu - dorzucił Harry, a kiedy zobaczył minę niezrozumienia Gryfonki dodał: - masz podkrążone oczy i ziemistą cerę. Mów o co chodzi? Randka nie wypaliła?
- Malfoy trafił do Munga...nie mam pojęcia co mu jest...prawdopodobnie traci wzrok...dyrektorka mi powiedziała przed śniadaniem, że właśnie jest na badaniach...- mówiła urywkami, ale nie przeszkadzali jej, cierpliwie czekali, co ma do powiedzenia - wiecie co, spotkamy się później - po czym stała i ruszyła do wyjścia. W pewnym momencie się odwróciła i dodała: - proszę, na razie nie mówcie o tym nikomu - chwilę później już jej nie było.
- Jak to Malfoy traci wzrok? - spytał Harry zciszonym głosem.
- Może to kolejna klątwa. Wiesz, taka jak u Narcyzy - zastanawiała się rudowłosa.
- Nie mam pojęcia, ale to musi być coś poważnego. Dobrze, że dzisiaj jest niedziela i dzień wolny. Będzie miała czas na to, aby odpocząć. Popołudniu do niej zajrzymy i może więcej się czegoś dowiemy.
W tym samym czasie w św. Mungu, w gabinecie jednego z magomedyków kończyła się właśnie rozmowa dotycząca stanu zdrowia młodego czarodzieja.
- Jest pan pewny, że to nie jest żadna klątwa? - spytał niepewnie, kiedy wychodził z gabinetu.
- Z tym mam pewność, ale i z tym drugim również. Bardzo mi przykro. Proszę zjawiać się regularnie na ustalonych wizytach - odparł magomedyk. Ślizgon tylko pokiwał głową i opuścił gabinet. Szedł korytarzem z teczką w ręku. Nadal nie docierało do niego to, co usłyszał kilka minut wcześniej. Nie wyobrażał sobie tego wszystkiego. W pewnej chwili wszedł na osobę, która stała na środku korytarza.
- Uważaj jak chodz...- warknął - Granger? A co ty tu robisz?
- Nie mogłam usiedzieć na miejscu - odparła pierwsze, co przyszło jej na myśl.
- No tak, twój ciekawski nos - próbował zażartować.
- Bardziej sprowadziła mnie tu troska o ciebie, ty głupku - odpowiedziała i złapała go za rękę. Oboje poczuli lekkie uczucie w pępku i po chwili znajdowali się już w swoim dormitorium.
- To teraz siadaj i opowiadaj. Co ci dolega? - dociekała gryfonka.
- Granger, daj mi spokój. Chcę iść się napić ognistej. Tu masz wszystko napisane - rzucił jej teczkę, którą otrzymał od magomedyka i udał się w stronę lochów.
Hermiona usiadła na kanapie i zaczęła czytać zawartość. Poza kilkoma kartkami ze zleceniami i terminarza spotkań w św. Mungu dotarła w końcu do tej, na której zależało jej najbardziej.
Dracon Malfoy
Diagnoza: W ciągu trzech miesięcy częściowa lub trwała utrata wzroku. Choroba nie tyczy się żadnej klątwy. Leczenie możliwe i wskazane, jednak brak większych szans, aby choroba się cofnęła.
Śledziła ten tekst kilkukrotnie. Liczyła, że może coś źle przeczytała albo pomylili diagnozy, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Wszystkie dane się zgadzały. Wiedziała, że Draco to przeżywa, ale nie będzie chciał tego pokazać. Zatopi się w alkoholu, przestanie mu zależeć na nauce i najgorsze, to bała się, że zgoda, która między nimi zapanowała runie niczym domek z kart, ale ona na to nie pozwoli. Jeszcze nie wiedziała jak, ale na pewno go z tym nie zostawi.
Popołudnie Hermiona spędziła w salonie Gryffinoru. Opowiedziała całą historię tylko najbliższym przyjaciołom, a oni obiecali utrzymać to w tajemnicy. Oczywiście Ron był trochę przeciwny temu, aby Hermiona pomagała ślizgonowi. Martwił się, że on i tak nie doceni tego, co ona dla niego robi, ale ona się uparła i nie chciała tego słuchać.
Wieczorem, kiedy wróciła już do siebie dostrzegła swojego współlokatora na kanapie. Siedział i patrzył się wprost w palący kominek. Nie wiedziała jak ma zacząć rozmowę, więc po prostu usiadła obok niego. Dostrzegła na stoliku dwie puste butelki po eliksirze trzeźwiącym, więc wiedziała, że alkohol, który wypił, już dawno usunął się z jego organizmu. Nie chciała pierwsza się odzywać, więc cierpliwie czekała na jego ruch. Po kilku minutach nieprzeszkadzającej nikomu ciszy, ślizgon nagle oparł głowę na jej ramieniu. Nie protestowała, a nawet objęła go ramieniem. Nie wiedziała ile tak siedzieli, ale dobrze czuli się w swoim towarzystwie.
- Granger, pamiętasz jak odprowadzaliśmy się przed spaniem? - spytał jakby szeptem. Ona pokiwała głową i czekała na dalszą część jego wypowiedzi - to zrobisz to teraz i poczekasz aż zasnę? Tylko nie rób sobie nadziei - wstali i ruszyli w stronę jego sypialni - ja wiem, że liczysz na to, aby ponownie spać u mojego boku, ale nawet nie marz - dodał.
- Malfoy, to raczej ty chciałbyś, abym ponownie zaszczyciła swoją obecnością w twoim łóżku i to ty na to nie licz - oparła kiedy stali już w progu.
- Spałaś tam dwa razy i jakoś nie przypominam sobie, abyś narzekała.
- O dwa razy za dużo - droczyła się - a teraz grzecznie w piżamkę i do spania.
- Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że będę się ciebie słuchał, dostałby pewnie jakąś porządną klątwą.
- Na co czekasz? - spytała zdziwiona, kiedy stał na przeciwko niej.
- Aż się odwrócisz. Nie będę się przy tobie przebierał.
- Słucham? Od kilku tygodni chodzisz bez koszulki albo w samych slipach i nie przeszkadzało ci to, czy byłam w pobliżu czy nie. Ok, ale niech ci będzie - odpowiedziała i wykonała jego prośbę. Co prawda było mu wszystko jedno, ale lubił patrzeć jak rumieni się na policzkach ze wstydu. Po kilku chwilach się odwróciła, a ten już leżał na łóżku, przykryty do połowy. Usiadła na skraju łóżka i wzrok spuściła na swoje splecione dłonie.
- Granger, co się dzieje?
- Słuchaj, jeśli będziesz chciał porozmawiać...no wiesz...na ten temat, to zawsze i o każdej porze będę do twojej dyspozycji - mówiła niepewnie, bo nie chciała psuć dobrze rozpoczętego wieczoru.
- Wiem, że ty lubisz zbawiać świat, ale muszę sobie poradzić z tym sam. Wszystkie moje plany runęły. Praca, założenie rodziny, wychowanie potomka. Zostanę kaleką do końca życia. Nie rób takiej miny Granger, bo to prawda. Jednak mam wrażenie, że to kara za te wszystkie lata znęcania się nad słabszymi i...
- Ej, kogo nazywasz słabszym? Ja wcale nie jestem słabsza! Nigdy się ciebie nie bałam i bać się nie będę - wtrąciła oburzona.
- Oj tak, ty byłaś wyjątkowym przypadkiem. Nic mnie tak nie drażniło jak twoje pyskate odpowiedzi, ale wracając do tego co chcę powiedzieć. Podjąłem decyzję - mówił, a ona siedziała skulona na skraju łóżka i podejrzewała, co on chce jej powiedzieć. Przyzwyczaiła się do niego, a zgoda, która panuje między nimi od niedawna bardzo jej się spodobała. Nie chodziło o tym, że się w nim zakochała, ale chciała mieć go za przyjaciela. Jako jedna z nielicznych znała jego prawdziwe oblicze i to jaki jest na prawdę. Ona też wiedziała, że znaczy dla niego trochę więcej niż tylko niechciana współlokatorka. Nawet nie wiedziała, w którym momencie złapała go za rękę.
- Jutro z samego rana pójdę do dyrektorki i powiem jej, że rezygnuję z dalszej nauki i wracam do domu. Nie chcę patrzeć jak inni wytykają mnie palcami. Tam będę się czuł bezpiecznie - po tych słowach zapadała, chyba po raz pierwszy, niezręczna cisza.
Gryfonce poleciała jedna łza po policzku.
- Granger, no co ty, tylko mi nie mów, że będziesz tęsknić - próbował uratować sytuacje i posunął się na łóżku, aby zrobić dla jej miejsce. Ta bez wahania wsunęła się pod kołdrę i wtuliła w jego ramię. Chciała, aby to co przed chwilą powiedział, okazało się żartem. Pół roku, które spędzili w jednej komnacie wystarczyło, aby się wzajemnie przyzwyczaili do siebie.
- No niemożliwe, doprowadziłem do tego, że Granger zaniemówiła. Powinni mi za to jakiś puchar dać - mówił, choć sam odczuwał w pewnym stopniu jakiś smutek. Na chwilę obecną nie widział innego rozwiązania.
- Posłuchaj, z racji, że jest to moja ostatnia noc w Hograwardzie, chcę, aby spędziła ją ze mną...Granger, ty masz jakiś kompleks na punkcie seksu. Nie o to mi chodziło - dodał, kiedy zobaczył jej zdziwioną minę - wystarczy mi twoja obecność. I nie martw się, przecież zawsze możemy wysyłać do siebie listy.
*Witajcie po tak długiej przerwie, Postanowiłam wrócić i dokończyć to opowiadanie :) Liczę, że znajdzie się ktoś chętny, aby przeczytać jeszcze kilka rozdziałów. Zostaw proszę po sobie ślad, będę miała motywację do dalszej pracy. Następny rozdział już w czwartek.
środa, 17 maja 2017
Rozdział 33
Gryfonka siedziała samotnie przy stole i zdejmowała wysokie szpilki, które dawały o sobie znać. W tym samym czasie podbiegł do niej mały ślizgon.
— Proszę, niech pani ze mną pójdzie, chodzi o pana Malfoy'a! — krzyknął, i nie czekając na żadną jej reakcję, złapał za rękę i pociągnął w tylko sobie znanym kierunku.
— Powoli, poczekaj chwileczkę! — Próbowała go zmusić do zwolnienia tempa. — Po pierwsze: dlaczego ty jeszcze nie jesteś w łóżku? Po drugie: co się stało?
— Już mówiłem, chodzi o pana Malfoy'a. Proszę nie dawać mi szlabanu, bo to przez niego nie śpię. Coś się dzieje z nim niedobrego. Wbiegł do naszej sypialni i zaczął krzyczeć dziwne rzeczy, a potem się przewrócił i teraz się nie rusza. Są z nim jego koledzy i kazali mi sprowadzić pomoc — odpowiadał szybko, nie zwalniając. Kilka sekund później znajdowali się już w lochach, w jednej z sypialni dla rocznika drugiego.
— Kogoś ty przyprowadził?! — oburzył się Theodore. —- Kazałem ci przyprowadzić kogoś zaufanego, a nie tę szlamę!
— Ej, licz się ze słowami! — zaprotestowała Hermiona.
— Przecież miałem zawołać kogoś, kto mu pomoże, ale żeby nie był to nauczyciel — odpowiedział skruszonym głosem najmłodszy ślizgon i odszedł na kilka kroków. Gryfonka przykucnęła przy swoim współlokatorze, zaczęła mu się przyglądać.
— Co wyście mu zrobili? — spytała, nie patrząc na nich.
— My? Hermiono, absolutnie nic. Chcieliśmy się trochę zabawić i wypróbowaliśmy takie nowe proszki ze sklepu "Magicznych dowcipów Weasley'ów". Każdy z nas je brał, tylko jemu zaszkodziły — tłumaczył Blaise, trzymając się jednego z łóżek, gdyż alkohol, który wypił dawał mu się porządnie we znaki.
— Nic jej nie mów, na pewno wszystko powie dyrektorce i dopiero będziemy mieli przesrane — upierał się Nott.
— Jakie proszki ? — pytała dalej, nie zwracając uwagi na kąśliwe uwagi.
— Dokładnie te. — Zabini wyjął puste opakowanie z kieszeni i podał je Ggryfonce. Ta szybko obejrzała i zaczęła czytać etykietę. — Tylko, że on wziął ich trochę więcej niż my – dodał.
— Posłuchajcie. "Proszek znakomitej zabawy" przydaje się w momencie nudnej imprezy czy zabawy. Wystarczy trochę nabrać na palec i wsadzić pod język. Efekt natychmiastowy. Lekkie mrowienie świadczy o początkowym działaniu tego specyfiku. Rzeczywistość staje się kolorowa, a osoby wokół, których nie lubimy, nie będą nam przeszkadzać. Produkuje dużo endorfin.".
— Czytaliśmy to! Albo pomożesz, albo możesz stąd iść! — Zdenerwował się Nott.
— Słuchaj, nie życzę sobie takiego traktowania. Skoro jesteś taki mądry, to mam nadzieję, że to drobnym druczkiem też przeczytałeś? — spytała i wróciła do tekstu. —"Uwaga, przedawkowanie może powodować nagłe wybuchy śmiechu albo doprowadzić do natychmiastowej śpiączki. Osoba ta obudzi się za kilka godzin, nie pamiętając tego, co robiła" – rzuciła zdezorientowanemu chłopakowi spojrzenie pełne wyższości, a następnie wyszła oburzona, kierując się do Wielkiej Sali. Nie rozumiała, dlaczego jej nie lubi. Myślała, że skoro poświęcił tyle i zapłacił sporą cenę za to, że przeszedł na dobrą stronę, to zmienił też zdanie na temat jej i reszty Gryfonów. Okay, na początku nikt z tego domu jej nie lubił, ale po bliższym spotkaniu stosunki się ocieplały. Nigdy nie miała nic do Notta, ale teraz stwierdziła, że będzie go omijać szerokim łukiem. Obawiała się tylko, że może on mieć zły wpływ na Malfoy'a, którego w końcu mogła tolerować. Zaśmiała się na tę myśl i, stwierdzając, że ten mały incydent nie popsuje jej humoru, ruszyła na parkiet, gdzie bawiła się do białego rana ze swoimi przyjaciółmi.
Draco następnego dnia obudził się z ogromnym bólem głowy. Nie pamiętał za wiele z poprzedniego wieczoru i to go mocno niepokoiło. Mimo wcześniejszych, licznych imprez alkoholowych, przy których nie żałował sobie trunku, zawsze w głowie zostawała jakaś cząstka wspomnień, dzięki której mógł sobie ułożyć, co się działo, a teraz? Ostatnie co pamiętał, to to, że razem z kolegami poszedł do lochów, bo tam Zabini miał schowany jakiś dziwny proszek i od tamtej chwili pamięć zaczęła zawodzić.
Przekręcił się na bok, aby uniknąć promieni słonecznych , które raziły go przez zaspane oczy. Spojrzał odruchowo na stolik, na którym zawsze leży jego różdżka. Podniósł się na łokciach , aby się temu dokładnie przyjrzeć. Szklanka z lekko różowym płynem z karteczką: "WYPIJ MNIE" oraz małe pastylki z karteczką: "ZJEDZ MNIE". Poznał ten charakter pisma i bez zastanowienia wykonał polecenia. Chwilę później czuł się jak nowonarodzony. Zabrał ubrania i wyszedł do salonu. Na kanapie siedziała jego współlokatorka, więc postanowił się do niej dosiąść.
— Dzień dobry, Granger — zaczął radośnie. — Nie wiem, co mi podałaś, ale dziękuję, bo uratowałaś mi życie. O której wróciłaś?
— Godzinę temu. Wzięłam prysznic, który mnie rozbudził, więc sobie tak tu siedzę i popijam wodę, aby poczuć ulgę — odpowiedziała i bardziej owinęła się puchatym szlafrokiem.
— A nie możesz wziąć tego, co mi podałaś? — zapytał zdziwiony, zerkając na nią. Dopiero teraz dostrzegł, że również nie stroniła wczorajszego wieczoru od alkoholu i ją także dopadł kac.
— Nie sądzę. To co ci podałam, było na pozbycie się wszelkich objaw dziwnych środków niedozwolonych — oznajmiła i prychnęła z wyższością.
— Środków niedozwolonych? Granger, co ty pleciesz? — zakpił i pokręcił głową.
— Ty naprawdę nic nie pamiętasz. Posłuchaj, wczoraj koło północy drugoroczniak przybiegł do mnie i poprosił o pomoc, bo leżałeś i się nie ruszałeś, więc pobiegłam za nim. Tam już był Nott z Zabinim. Pokazali mi jakiś proszek ze sklepu Wealseyów, a kiedy chciałam cię dokładnie zbadać, to Nott wyzwał mnie od szlam, więc poszłam sobie, a co było dalej, to już pytaj swoich kolegów — zakończyła swoją wypowiedź, po czym wstała i zamknęła się w swojej sypialni, aby przemyśleć sobie kilka spraw.
— Zabini! —- krzyknął Draco i obiecał sobie, że jak tylko weźmie prysznic, uda się do niego, aby się z nim rozliczyć.
Miesiąc później
Nastał w końcu wyczekiwany dzień -14 lutego, powszechnie znanego jako dzień zakochanych. Wśród uczniów od samego rana panowała atmosfera przyjemna, wręcz przesłodzona, co niektórym nie za bardzo odpowiadało. W Wielkiej Sali odbywało się właśnie śniadanie.
— Ginny, powiedz z kim w końcu spędzasz ten dzień? — zapytała Gryfonka.
— Z Harry'm — odparła krótko, ale po chwili zastanowienia stwierdziła, że chcąc być do końca uczciwą i wszystkiego mówić, dodała —A później z Zabinim. O nie...! Tylko nie patrz na mnie takim wzrokiem. Postaraj się mnie zrozumieć. Przy Harry'm czuje się bezpieczna. On jest dla mnie opiekuńczy. Natomiast przy Blaise'ie totalny luz i beztroskę. Nie umiem wybrać pomiędzy nimi.
— A pomyślałaś chociaż przez moment, że ich ranisz? Co się stanie jak to się wyda? O ile Zabini się z tego "podniesie" to o Harry'ego zaczynam się martwić. Ginny, musisz zadecydować, najlepiej jeszcze dziś — podsumowała Hermiona z lekkim oburzeniem. Nie umiała zrozumieć takiego zachowania. Co prawda ona nigdy nie znalazła się w podobnej sytuacji, że podoba jej się dwóch chłopaków na raz, ale to wcale niczego nie tłumaczy.
— Obiecuję, że dziś porozmawiam szczerze i przyznam się do tego, że spotykałam się z nimi w tym samym czasie. A teraz przejdźmy do Ciebie. Stresujesz się dzisiejszą randką? — zapytała Ginny sprawnie zmieniając temat.
— Bardzo! W końcu dziś się dowiem kim był ten tajemniczy Mikołaj — odparła z zachwytem i zaklaskała w dłonie. Od trzech tygodni regularnie z nim korespondowała i musiała przyznać, że coraz bardziej była do niego przekonana. Pisali poruszając wiele tematów. Czasami opisywała wszystkie swoje konflikty ze współlokatorem, a ten zawsze ją pocieszał. Wzajemnie opisywali, czym chcieliby się zająć w przyszłości, co lubią, a czego nie.
— To przy okazji strzel mu w potylicę ode mnie za tą książkę, którą mi podarował na święta. Czekaj, czekaj, jak to było? Ahh tak: "Nerwica - jak nad nią panować?". I nie śmiej się bo tu nie ma powodów do śmiechu. Ja wcale nie jestem nerwowa! — dodała kiedy widziała, jak jej przyjaciółka śmieje się z niej powstrzymując łzy.
Nastał wieczór, a z nim przygotowania do wieczornych spotkań. Dyrektorka zgodziła się , aby cisza nocna wydłużyła się do północy. Gryfonka wyszła właśnie z łazienki owinięta w szlafrok i usiadła przed kominkiem, aby osuszyć włosy. Draco siedział na kanapie i udawał, że czyta "Proroka", a w rzeczywistości obserwował poczynania swojej współlokatorki, zastanawiając się jak tu zacząć rozmowę.
— Granger, tylko mi nie mów, że ktoś cię na randkę zaprosił? — spytał i pokręcił głową z niedowierzenia, jednocześnie odkładając gazetę na bok.— Chyba to jakiś desperat.
— Żal ci Malfoy, że będziesz siedział sam? Aż trudno w to uwierzyć, że ty, arystokrata, a nie ma żadnej partnerki na wieczór. Musisz dać wywiad do "Proroka". To będzie rozmowa roku — zaśmiała się i zerknęła na zegarek. Miała jeszcze trochę czasu, więc postanowiła się z nim podroczyć. Skoro to zawsze on się z niej śmiał, to dlaczego sytuacja nie mogła się odwrócić — wiesz, chętnie bym z tobą posiedziała, dotrzymała towarzystwa, ale mam już plany na wieczór.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Poza tym nie wierzę Ci w ani jedno słowo. Ty dobrowolne spędziłabyś ze mną wieczór? — nie dowierzał Ślizgon.
— Słuchaj, jeśli miałabym wybrać czy spędzić ten wieczór samotnie albo z Tobą i móc ci podokuczać, to oczywiste, że wybrałabym opcję numer 2 — sama nie wiedziała, dlaczego akurat mu to powiedziała, ale nie żałowała. Polubiła go, mimo tego, że czasem miała go serdecznie dosyć. Prawdopodobnie było to spowodowane dobrym humorem i oczekiwaniem na dzisiejsze spotkanie.
— Niemożliwe. Coś Ty brała? Słuchaj, jeśli jednak ta randka ci nie wyjdzie, to napisz do mnie i spędzimy ten wieczór razem — zaproponował i puścił do niej oczko.
— Zrezygnujesz dla mnie ze swojej wybranki serca? A czymże to sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Inteligencją? Wrodzonym wdziękiem? — mówiła zbyt przesłodzonym głosem, jednocześnie przybliżając się do niego — To może ja jednak zostanę? Kominek daje nam nastrój, barek mamy pełny, przekąski doniosą nam skarzty...Co ty na to?
— Granger, no co ty? Mówisz poważnie? — spytał zszkowany wyznaniem współlokatorki. Nie wiedział jak ma się zachować. Siedział na kanapie w totalnym bezruchu, jakby właśnie trafiło go zaklęcie "drętwota". Kiedy ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów, Hermiona zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała:
— W twoich snach Malfoy — po czym wstała i udała się w kierunku swojej sypialni. Zanim jednak weszła odwróciła się do niego — szkoda, że teraz nie widzisz swojej zszokowanej miny — po czym zamknęła drzwi i kontynuowała przygotowania. Ślizgon kiedy doszedł do siebie mruknął pod nosem:
— Zobaczymy, kto dzisiaj będzie w większym szoku.
Hermionie podczas ostatniego listu z nieznajomym udało się uzgodnić, że jest uczniem szkoły toteż postanowili, że spotkają się na Błoniach pod konarem największego drzewa. Okazało się, że na miejscu była pierwsza, więc usiadła na ławce, która musiała pojawić się tutaj niedawno, ponieważ nie pamiętała, aby była tutaj wcześniej. Zerknęła na zegarek i stwierdziła, że nieznajomy ma jeszcze trochę czasu na przybycie. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak bardzo mu zależało na tym, aby nie uciekła, kiedy on się tylko pojawi. Tłumaczyła sobie, że pewnie nie należy do najprzystojniejszych uczniów szkoły, ale przecież nie to jest najważniejsze. Nigdy nie zwracała uwagi tylko na wygląd, dla niej zawsze liczył się charakter i zachowanie względem innych. Chłodny powiew wiatru przypomniał, że jest środek zimy, toteż otuliła się szczelniej szalikiem wypatrując osoby, która zaczęła się zbliżać w jej kierunku. Serce zaczęło jej mocniej bić, a stres wzmagał ciepło, które zaczęło się rozpływać stopniowo po całym ciele.
— Zdziwiona? — spytał i usiadł niepewnie na ławce. Zapanowała niezręczna cisza, której o dziwo nikt nie odważył się przerwać. Siedzieli i wpatrywali się w dal. — proszę, odezwij się do mnie.
— Dobrze się bawiłeś?! — oburzyła się Hermiona — dlaczego się nie śmiejesz? Po co to wszystko było? Te tajemnice, podchody. Chodziło o jakiś zakład? — mówiła, a kilka gorących łez poleciało po jej chłodnych policzkach.
— Granger, uwierz mi, że nie miałem złych zamiarów — chciała wstać, ale on złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem — dzięki temu mogłaś poznać mnie od innej strony. Chciałem ci udowodnić, że się zmieniłem. Wszystko zaczęło się od tego, że chciałem się z was pośmiać, kiedy przebrałem się za Mikołaja i zjawiłem na kolacji wigilijnej. Jednak potem naszła mnie myśl, aby napisać do Ciebie i ponabijać się, jednak z każdym listem odkrywałem, że te nasze listy są wartościowe. Wszystkie korespondencje działają na mnie jak lekarstwo. Zwykłe rozmowy o codzienności pozwalały mi zapominać o przeszłości i tego, jaką krzywdę wyrządziłem. Nawet nie wiesz jaką radość miałem z tego, kiedy zwierzałaś się na temat swojego uporczywego współlokatora. Granger, byłaś niemożliwa. Bywały momenty, że chciałem to przerwać, ale kiedy przychodziła od ciebie odpowiedź, cieszyłem się jak dziecko...Sam nie wiem dlaczego. I uprzedzając twoje pytanie, to nie zakochałem się w tobie. Jedynie przekonałem się, jakie Potter i Wealsey mieli szczęście, że przez całą szkołę mieli w tobie wsparcie. I niczego nie oczekuje...może jedynie tego, abyś nie zmieniała swojego stosunku do mnie. Lubię te nasze kłótnie i wzajemne dokuczanie. Nikt nie wiedział o tym, że pisałem do ciebie i chciałbym, aby tak zostało. Po prostu tylko ty wiesz jaki jestem na prawdę, tam w środku. Traktowałem cię, jako moją terapię, dzięki której na nowo uczę się traktować ludzi z szacunkiem, nie reagować na każdą zaczepkę agresją. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale cieszę się, że dyrektorka zmusiła nas do wspólnego mieszkania. Polubiłem cię Granger i chciałbym, abyś ty też mnie trochę lubiła — Hermiona siedziała i słuchała wszystkiego, co mówił ślizgon. Była w szoku, gdyż nie sądziła, że tak potoczy się jej randka. Kilka łez ponownie poleciało po policzkach, ale nie były one spowodowane smutkiem czy żalem. Nie była na niego zła, po prostu zaskoczył ją swoim nagłym wyznaniem uczuć. Nie mogła uwierzyć w to, że była dla niego terapią oraz oazą, dzięki której stał się spokojny. Musiała przyznać, że te walentynki były dla niej najlepsze niż każde inne poprzedniego roku. Czuła się dumna z siebie, że wytrzymywała każde jego humorki i złośliwości, aby teraz usłyszeć takie słowa z ust dawnego już wroga.
Nagle jej się coś przypomniało — odezwij się w końcu. Cokolwiek zrób, aby wiedział, że mnie słuchałaś — wtedy Hermiona uderzyła go dość mocno w potylicę.
— To podziękowanie od Ginny za książkę o nerwicy. — zaśmiała się, wzięła głęboki oddech i teraz ona postanowiła coś powiedzieć — Malfoy, ty dupku! To pierwsze, co chciałam ci przekazać. Pewnie świetnie się bawiłeś, kiedy widziałeś jak czekam na pocztę. Nigdy bym cię nie posądziła o takie wyznanie, ale wiedz, że jestem z ciebie dumna. Nie jestem zła, bardziej zaskoczona, że ty potrafisz pisać takie rzeczy. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że pocieszałeś mnie, kiedy pisałam jak bardzo nienawidzę swojego współlokatora. Niezły kombinator z ciebie...Okay, korespondencja ta zostaje między nami i nie ujawnię kim okazał się tajemniczy Mikołaj. Najwyżej stwierdzę, że się nie pojawił, jednak wiedz, że należy mi się za to wszystko porządna kolacja, na którą mnie kiedyś zaprosisz — powiedziała i wstała — a teraz wracajmy do zamku, bo przez to zimno prawie tyłek przymarzł mi do tej ławki.
— Granger, gdzie twoja kultura, ja nie wiem, przy kim ty się tego nauczyłaś? — zakpił i masował sobie tył głowy.
— Przy pewnym arystokratycznym dupku — odparła krótko i skierowali się w kierunku zamku, wiedząc, że ten wieczór zapadnie im na długo w pamięci. To dziś pękła jakaś granica, którą już dawno chcieli pokonać.
Kilka minut później siedzieli przy kominku na dywanie i ogrzewali dłonie. Hermiona nie mogła nadal wyjść z podziwu do czego zdolny może być jej współlokator. W życiu by nie pomyślała, że można z nim porozmawiać na każdy temat. Co prawda w formie listów, ale zawsze to jednak konwersacja.
— Powiedz mi, kogo się spodziewałaś? Podejrzewałaś, że to mogę być ja? — spytał po chwili Draco i potarł dłonie kilka razy. Nie spodziewał się, że Hermiona tak łatwo wybaczy mu ten podstęp. Ogromnie się bał tego spotkania, ale jak się okazało, niepotrzebnie. Trudno mu było wyznać przed nią, że to ona jest odpowiedzialna na pozytywne zmiany, jakie w nim zachodzą.
— Oczywiście, że nie. Na początku myślałam, że to może Oliver, ale zaprzeczył, kiedy go zapytałam. Po tym podejrzewałam jakiegoś Gryfona, ale nadal nikt nie wydawał mi się zbyt odpowiedni - odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego.
— Granger, tylko niech to zostanie między nami — przypomniał jej cicho.
— Obawiasz się, że twoja reputacja się obniży? Przestaną cię szanować? Czy może jednak opinia twoich kolegów jest najważniejsza? — zakpiła po raz kolejny tego dnia.
— Powiedzmy, że wszystkiego po trochu. A teraz wybacz, ale muszę skorzystać z toalety — przeprosił i podniósł się, aby udać się to łazienki. Uszedł kilka kroków i poczuł, że dzieje się z nim coś niedobrego. Zaczęło mu się kręcić w głowie i nawet nie wiedział, w którym momencie upadł.
— Dobra, Malfoy, nie udawaj...wstawaj! To twój jakiś kolejny podstęp? — mówiła, kiedy zobaczyła, jak jej współlokator upada. Jednak po dłuższej chwili zaryzykowała i podeszła do niego. Ruszyła go kilka razy, ale to nic nie dało, panika owładnęła jej ciało. Czym prędzej wybiegła po pomoc. Kilka minut później zjawiła się w dormitorium z panią Pomfrey.
— Musimy go przenieść do Skrzydła szpitalnego, muszę go dokładniej obejrzeć. Jak do tego doszło? — spytała pielęgniarka, wyjmując różdżkę i unosząc go w powietrzu jednocześnie lewitując jego bezwładne ciało.
— Na początku byliśmy na Błoniach, zmarzliśmy tam porządnie, więc przyszliśmy się ogrzać. Potem on stwierdził, że musi iść do łazienki i nagle upadł. Myślałam, że udaje, ale jak do niego podeszłam to się w ogóle nie ruszał, więc od razu pobiegłam po panią — opowiadała szybko. Nie mogła się na niczym skupić. Myślała, że tego wieczoru nic już jej nie zaskoczy, nie wiedziała, jak bardzo się pomyliła z tym stwierdzeniem. Na szczęście korytarze o tej porze były puste, więc mogły na spokojnie i bez większych zainteresowań przenieść go do Skrzydła. Minęła godzina zanim pani Pomfrey wykonała wszystkie niezbędne badania. Gryfonka przez ten czas siedziała przy jego łóżku i popijała ziółka na uspokojenie. Nie sądziła, że jej troska o współlokatora osiągnie taki poziom. Wiedziała, że dzisiejszzego wieczoru zostali przyjaciółmi. Tłumaczyła sobie, że gdyby ją coś takiego spotkało, on postąpiłby tak samo. Nie umiała teraz wrócić do dormitorum i udawać, że nic takiego się nie stało. Obiecała, że będzie czekać tu tak długo, aż w końcu się dowie co mu dolega. Kiedy zobaczyła, jak w jej stronę zmierza pielęgniarka, wiedziała, że to coś poważnego.
— Przykro mi Hermiono, ale mam złe wieści. Pan Malfoy najprawdopodobniej w ciągu kilku dni straci wzrok...
*Przepraszam za późnią porę i mam nadzieję, że nie rozczarowałam Was tym rozdziałem :)
— Proszę, niech pani ze mną pójdzie, chodzi o pana Malfoy'a! — krzyknął, i nie czekając na żadną jej reakcję, złapał za rękę i pociągnął w tylko sobie znanym kierunku.
— Powoli, poczekaj chwileczkę! — Próbowała go zmusić do zwolnienia tempa. — Po pierwsze: dlaczego ty jeszcze nie jesteś w łóżku? Po drugie: co się stało?
— Już mówiłem, chodzi o pana Malfoy'a. Proszę nie dawać mi szlabanu, bo to przez niego nie śpię. Coś się dzieje z nim niedobrego. Wbiegł do naszej sypialni i zaczął krzyczeć dziwne rzeczy, a potem się przewrócił i teraz się nie rusza. Są z nim jego koledzy i kazali mi sprowadzić pomoc — odpowiadał szybko, nie zwalniając. Kilka sekund później znajdowali się już w lochach, w jednej z sypialni dla rocznika drugiego.
— Kogoś ty przyprowadził?! — oburzył się Theodore. —- Kazałem ci przyprowadzić kogoś zaufanego, a nie tę szlamę!
— Ej, licz się ze słowami! — zaprotestowała Hermiona.
— Przecież miałem zawołać kogoś, kto mu pomoże, ale żeby nie był to nauczyciel — odpowiedział skruszonym głosem najmłodszy ślizgon i odszedł na kilka kroków. Gryfonka przykucnęła przy swoim współlokatorze, zaczęła mu się przyglądać.
— Co wyście mu zrobili? — spytała, nie patrząc na nich.
— My? Hermiono, absolutnie nic. Chcieliśmy się trochę zabawić i wypróbowaliśmy takie nowe proszki ze sklepu "Magicznych dowcipów Weasley'ów". Każdy z nas je brał, tylko jemu zaszkodziły — tłumaczył Blaise, trzymając się jednego z łóżek, gdyż alkohol, który wypił dawał mu się porządnie we znaki.
— Nic jej nie mów, na pewno wszystko powie dyrektorce i dopiero będziemy mieli przesrane — upierał się Nott.
— Jakie proszki ? — pytała dalej, nie zwracając uwagi na kąśliwe uwagi.
— Dokładnie te. — Zabini wyjął puste opakowanie z kieszeni i podał je Ggryfonce. Ta szybko obejrzała i zaczęła czytać etykietę. — Tylko, że on wziął ich trochę więcej niż my – dodał.
— Posłuchajcie. "Proszek znakomitej zabawy" przydaje się w momencie nudnej imprezy czy zabawy. Wystarczy trochę nabrać na palec i wsadzić pod język. Efekt natychmiastowy. Lekkie mrowienie świadczy o początkowym działaniu tego specyfiku. Rzeczywistość staje się kolorowa, a osoby wokół, których nie lubimy, nie będą nam przeszkadzać. Produkuje dużo endorfin.".
— Czytaliśmy to! Albo pomożesz, albo możesz stąd iść! — Zdenerwował się Nott.
— Słuchaj, nie życzę sobie takiego traktowania. Skoro jesteś taki mądry, to mam nadzieję, że to drobnym druczkiem też przeczytałeś? — spytała i wróciła do tekstu. —"Uwaga, przedawkowanie może powodować nagłe wybuchy śmiechu albo doprowadzić do natychmiastowej śpiączki. Osoba ta obudzi się za kilka godzin, nie pamiętając tego, co robiła" – rzuciła zdezorientowanemu chłopakowi spojrzenie pełne wyższości, a następnie wyszła oburzona, kierując się do Wielkiej Sali. Nie rozumiała, dlaczego jej nie lubi. Myślała, że skoro poświęcił tyle i zapłacił sporą cenę za to, że przeszedł na dobrą stronę, to zmienił też zdanie na temat jej i reszty Gryfonów. Okay, na początku nikt z tego domu jej nie lubił, ale po bliższym spotkaniu stosunki się ocieplały. Nigdy nie miała nic do Notta, ale teraz stwierdziła, że będzie go omijać szerokim łukiem. Obawiała się tylko, że może on mieć zły wpływ na Malfoy'a, którego w końcu mogła tolerować. Zaśmiała się na tę myśl i, stwierdzając, że ten mały incydent nie popsuje jej humoru, ruszyła na parkiet, gdzie bawiła się do białego rana ze swoimi przyjaciółmi.
Draco następnego dnia obudził się z ogromnym bólem głowy. Nie pamiętał za wiele z poprzedniego wieczoru i to go mocno niepokoiło. Mimo wcześniejszych, licznych imprez alkoholowych, przy których nie żałował sobie trunku, zawsze w głowie zostawała jakaś cząstka wspomnień, dzięki której mógł sobie ułożyć, co się działo, a teraz? Ostatnie co pamiętał, to to, że razem z kolegami poszedł do lochów, bo tam Zabini miał schowany jakiś dziwny proszek i od tamtej chwili pamięć zaczęła zawodzić.
Przekręcił się na bok, aby uniknąć promieni słonecznych , które raziły go przez zaspane oczy. Spojrzał odruchowo na stolik, na którym zawsze leży jego różdżka. Podniósł się na łokciach , aby się temu dokładnie przyjrzeć. Szklanka z lekko różowym płynem z karteczką: "WYPIJ MNIE" oraz małe pastylki z karteczką: "ZJEDZ MNIE". Poznał ten charakter pisma i bez zastanowienia wykonał polecenia. Chwilę później czuł się jak nowonarodzony. Zabrał ubrania i wyszedł do salonu. Na kanapie siedziała jego współlokatorka, więc postanowił się do niej dosiąść.
— Dzień dobry, Granger — zaczął radośnie. — Nie wiem, co mi podałaś, ale dziękuję, bo uratowałaś mi życie. O której wróciłaś?
— Godzinę temu. Wzięłam prysznic, który mnie rozbudził, więc sobie tak tu siedzę i popijam wodę, aby poczuć ulgę — odpowiedziała i bardziej owinęła się puchatym szlafrokiem.
— A nie możesz wziąć tego, co mi podałaś? — zapytał zdziwiony, zerkając na nią. Dopiero teraz dostrzegł, że również nie stroniła wczorajszego wieczoru od alkoholu i ją także dopadł kac.
— Nie sądzę. To co ci podałam, było na pozbycie się wszelkich objaw dziwnych środków niedozwolonych — oznajmiła i prychnęła z wyższością.
— Środków niedozwolonych? Granger, co ty pleciesz? — zakpił i pokręcił głową.
— Ty naprawdę nic nie pamiętasz. Posłuchaj, wczoraj koło północy drugoroczniak przybiegł do mnie i poprosił o pomoc, bo leżałeś i się nie ruszałeś, więc pobiegłam za nim. Tam już był Nott z Zabinim. Pokazali mi jakiś proszek ze sklepu Wealseyów, a kiedy chciałam cię dokładnie zbadać, to Nott wyzwał mnie od szlam, więc poszłam sobie, a co było dalej, to już pytaj swoich kolegów — zakończyła swoją wypowiedź, po czym wstała i zamknęła się w swojej sypialni, aby przemyśleć sobie kilka spraw.
— Zabini! —- krzyknął Draco i obiecał sobie, że jak tylko weźmie prysznic, uda się do niego, aby się z nim rozliczyć.
Miesiąc później
Nastał w końcu wyczekiwany dzień -14 lutego, powszechnie znanego jako dzień zakochanych. Wśród uczniów od samego rana panowała atmosfera przyjemna, wręcz przesłodzona, co niektórym nie za bardzo odpowiadało. W Wielkiej Sali odbywało się właśnie śniadanie.
— Ginny, powiedz z kim w końcu spędzasz ten dzień? — zapytała Gryfonka.
— Z Harry'm — odparła krótko, ale po chwili zastanowienia stwierdziła, że chcąc być do końca uczciwą i wszystkiego mówić, dodała —A później z Zabinim. O nie...! Tylko nie patrz na mnie takim wzrokiem. Postaraj się mnie zrozumieć. Przy Harry'm czuje się bezpieczna. On jest dla mnie opiekuńczy. Natomiast przy Blaise'ie totalny luz i beztroskę. Nie umiem wybrać pomiędzy nimi.
— A pomyślałaś chociaż przez moment, że ich ranisz? Co się stanie jak to się wyda? O ile Zabini się z tego "podniesie" to o Harry'ego zaczynam się martwić. Ginny, musisz zadecydować, najlepiej jeszcze dziś — podsumowała Hermiona z lekkim oburzeniem. Nie umiała zrozumieć takiego zachowania. Co prawda ona nigdy nie znalazła się w podobnej sytuacji, że podoba jej się dwóch chłopaków na raz, ale to wcale niczego nie tłumaczy.
— Obiecuję, że dziś porozmawiam szczerze i przyznam się do tego, że spotykałam się z nimi w tym samym czasie. A teraz przejdźmy do Ciebie. Stresujesz się dzisiejszą randką? — zapytała Ginny sprawnie zmieniając temat.
— Bardzo! W końcu dziś się dowiem kim był ten tajemniczy Mikołaj — odparła z zachwytem i zaklaskała w dłonie. Od trzech tygodni regularnie z nim korespondowała i musiała przyznać, że coraz bardziej była do niego przekonana. Pisali poruszając wiele tematów. Czasami opisywała wszystkie swoje konflikty ze współlokatorem, a ten zawsze ją pocieszał. Wzajemnie opisywali, czym chcieliby się zająć w przyszłości, co lubią, a czego nie.
— To przy okazji strzel mu w potylicę ode mnie za tą książkę, którą mi podarował na święta. Czekaj, czekaj, jak to było? Ahh tak: "Nerwica - jak nad nią panować?". I nie śmiej się bo tu nie ma powodów do śmiechu. Ja wcale nie jestem nerwowa! — dodała kiedy widziała, jak jej przyjaciółka śmieje się z niej powstrzymując łzy.
Nastał wieczór, a z nim przygotowania do wieczornych spotkań. Dyrektorka zgodziła się , aby cisza nocna wydłużyła się do północy. Gryfonka wyszła właśnie z łazienki owinięta w szlafrok i usiadła przed kominkiem, aby osuszyć włosy. Draco siedział na kanapie i udawał, że czyta "Proroka", a w rzeczywistości obserwował poczynania swojej współlokatorki, zastanawiając się jak tu zacząć rozmowę.
— Granger, tylko mi nie mów, że ktoś cię na randkę zaprosił? — spytał i pokręcił głową z niedowierzenia, jednocześnie odkładając gazetę na bok.— Chyba to jakiś desperat.
— Żal ci Malfoy, że będziesz siedział sam? Aż trudno w to uwierzyć, że ty, arystokrata, a nie ma żadnej partnerki na wieczór. Musisz dać wywiad do "Proroka". To będzie rozmowa roku — zaśmiała się i zerknęła na zegarek. Miała jeszcze trochę czasu, więc postanowiła się z nim podroczyć. Skoro to zawsze on się z niej śmiał, to dlaczego sytuacja nie mogła się odwrócić — wiesz, chętnie bym z tobą posiedziała, dotrzymała towarzystwa, ale mam już plany na wieczór.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Poza tym nie wierzę Ci w ani jedno słowo. Ty dobrowolne spędziłabyś ze mną wieczór? — nie dowierzał Ślizgon.
— Słuchaj, jeśli miałabym wybrać czy spędzić ten wieczór samotnie albo z Tobą i móc ci podokuczać, to oczywiste, że wybrałabym opcję numer 2 — sama nie wiedziała, dlaczego akurat mu to powiedziała, ale nie żałowała. Polubiła go, mimo tego, że czasem miała go serdecznie dosyć. Prawdopodobnie było to spowodowane dobrym humorem i oczekiwaniem na dzisiejsze spotkanie.
— Niemożliwe. Coś Ty brała? Słuchaj, jeśli jednak ta randka ci nie wyjdzie, to napisz do mnie i spędzimy ten wieczór razem — zaproponował i puścił do niej oczko.
— Zrezygnujesz dla mnie ze swojej wybranki serca? A czymże to sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Inteligencją? Wrodzonym wdziękiem? — mówiła zbyt przesłodzonym głosem, jednocześnie przybliżając się do niego — To może ja jednak zostanę? Kominek daje nam nastrój, barek mamy pełny, przekąski doniosą nam skarzty...Co ty na to?
— Granger, no co ty? Mówisz poważnie? — spytał zszkowany wyznaniem współlokatorki. Nie wiedział jak ma się zachować. Siedział na kanapie w totalnym bezruchu, jakby właśnie trafiło go zaklęcie "drętwota". Kiedy ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów, Hermiona zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała:
— W twoich snach Malfoy — po czym wstała i udała się w kierunku swojej sypialni. Zanim jednak weszła odwróciła się do niego — szkoda, że teraz nie widzisz swojej zszokowanej miny — po czym zamknęła drzwi i kontynuowała przygotowania. Ślizgon kiedy doszedł do siebie mruknął pod nosem:
— Zobaczymy, kto dzisiaj będzie w większym szoku.
Hermionie podczas ostatniego listu z nieznajomym udało się uzgodnić, że jest uczniem szkoły toteż postanowili, że spotkają się na Błoniach pod konarem największego drzewa. Okazało się, że na miejscu była pierwsza, więc usiadła na ławce, która musiała pojawić się tutaj niedawno, ponieważ nie pamiętała, aby była tutaj wcześniej. Zerknęła na zegarek i stwierdziła, że nieznajomy ma jeszcze trochę czasu na przybycie. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak bardzo mu zależało na tym, aby nie uciekła, kiedy on się tylko pojawi. Tłumaczyła sobie, że pewnie nie należy do najprzystojniejszych uczniów szkoły, ale przecież nie to jest najważniejsze. Nigdy nie zwracała uwagi tylko na wygląd, dla niej zawsze liczył się charakter i zachowanie względem innych. Chłodny powiew wiatru przypomniał, że jest środek zimy, toteż otuliła się szczelniej szalikiem wypatrując osoby, która zaczęła się zbliżać w jej kierunku. Serce zaczęło jej mocniej bić, a stres wzmagał ciepło, które zaczęło się rozpływać stopniowo po całym ciele.
— Zdziwiona? — spytał i usiadł niepewnie na ławce. Zapanowała niezręczna cisza, której o dziwo nikt nie odważył się przerwać. Siedzieli i wpatrywali się w dal. — proszę, odezwij się do mnie.
— Dobrze się bawiłeś?! — oburzyła się Hermiona — dlaczego się nie śmiejesz? Po co to wszystko było? Te tajemnice, podchody. Chodziło o jakiś zakład? — mówiła, a kilka gorących łez poleciało po jej chłodnych policzkach.
— Granger, uwierz mi, że nie miałem złych zamiarów — chciała wstać, ale on złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem — dzięki temu mogłaś poznać mnie od innej strony. Chciałem ci udowodnić, że się zmieniłem. Wszystko zaczęło się od tego, że chciałem się z was pośmiać, kiedy przebrałem się za Mikołaja i zjawiłem na kolacji wigilijnej. Jednak potem naszła mnie myśl, aby napisać do Ciebie i ponabijać się, jednak z każdym listem odkrywałem, że te nasze listy są wartościowe. Wszystkie korespondencje działają na mnie jak lekarstwo. Zwykłe rozmowy o codzienności pozwalały mi zapominać o przeszłości i tego, jaką krzywdę wyrządziłem. Nawet nie wiesz jaką radość miałem z tego, kiedy zwierzałaś się na temat swojego uporczywego współlokatora. Granger, byłaś niemożliwa. Bywały momenty, że chciałem to przerwać, ale kiedy przychodziła od ciebie odpowiedź, cieszyłem się jak dziecko...Sam nie wiem dlaczego. I uprzedzając twoje pytanie, to nie zakochałem się w tobie. Jedynie przekonałem się, jakie Potter i Wealsey mieli szczęście, że przez całą szkołę mieli w tobie wsparcie. I niczego nie oczekuje...może jedynie tego, abyś nie zmieniała swojego stosunku do mnie. Lubię te nasze kłótnie i wzajemne dokuczanie. Nikt nie wiedział o tym, że pisałem do ciebie i chciałbym, aby tak zostało. Po prostu tylko ty wiesz jaki jestem na prawdę, tam w środku. Traktowałem cię, jako moją terapię, dzięki której na nowo uczę się traktować ludzi z szacunkiem, nie reagować na każdą zaczepkę agresją. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale cieszę się, że dyrektorka zmusiła nas do wspólnego mieszkania. Polubiłem cię Granger i chciałbym, abyś ty też mnie trochę lubiła — Hermiona siedziała i słuchała wszystkiego, co mówił ślizgon. Była w szoku, gdyż nie sądziła, że tak potoczy się jej randka. Kilka łez ponownie poleciało po policzkach, ale nie były one spowodowane smutkiem czy żalem. Nie była na niego zła, po prostu zaskoczył ją swoim nagłym wyznaniem uczuć. Nie mogła uwierzyć w to, że była dla niego terapią oraz oazą, dzięki której stał się spokojny. Musiała przyznać, że te walentynki były dla niej najlepsze niż każde inne poprzedniego roku. Czuła się dumna z siebie, że wytrzymywała każde jego humorki i złośliwości, aby teraz usłyszeć takie słowa z ust dawnego już wroga.
Nagle jej się coś przypomniało — odezwij się w końcu. Cokolwiek zrób, aby wiedział, że mnie słuchałaś — wtedy Hermiona uderzyła go dość mocno w potylicę.
— To podziękowanie od Ginny za książkę o nerwicy. — zaśmiała się, wzięła głęboki oddech i teraz ona postanowiła coś powiedzieć — Malfoy, ty dupku! To pierwsze, co chciałam ci przekazać. Pewnie świetnie się bawiłeś, kiedy widziałeś jak czekam na pocztę. Nigdy bym cię nie posądziła o takie wyznanie, ale wiedz, że jestem z ciebie dumna. Nie jestem zła, bardziej zaskoczona, że ty potrafisz pisać takie rzeczy. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że pocieszałeś mnie, kiedy pisałam jak bardzo nienawidzę swojego współlokatora. Niezły kombinator z ciebie...Okay, korespondencja ta zostaje między nami i nie ujawnię kim okazał się tajemniczy Mikołaj. Najwyżej stwierdzę, że się nie pojawił, jednak wiedz, że należy mi się za to wszystko porządna kolacja, na którą mnie kiedyś zaprosisz — powiedziała i wstała — a teraz wracajmy do zamku, bo przez to zimno prawie tyłek przymarzł mi do tej ławki.
— Granger, gdzie twoja kultura, ja nie wiem, przy kim ty się tego nauczyłaś? — zakpił i masował sobie tył głowy.
— Przy pewnym arystokratycznym dupku — odparła krótko i skierowali się w kierunku zamku, wiedząc, że ten wieczór zapadnie im na długo w pamięci. To dziś pękła jakaś granica, którą już dawno chcieli pokonać.
Kilka minut później siedzieli przy kominku na dywanie i ogrzewali dłonie. Hermiona nie mogła nadal wyjść z podziwu do czego zdolny może być jej współlokator. W życiu by nie pomyślała, że można z nim porozmawiać na każdy temat. Co prawda w formie listów, ale zawsze to jednak konwersacja.
— Powiedz mi, kogo się spodziewałaś? Podejrzewałaś, że to mogę być ja? — spytał po chwili Draco i potarł dłonie kilka razy. Nie spodziewał się, że Hermiona tak łatwo wybaczy mu ten podstęp. Ogromnie się bał tego spotkania, ale jak się okazało, niepotrzebnie. Trudno mu było wyznać przed nią, że to ona jest odpowiedzialna na pozytywne zmiany, jakie w nim zachodzą.
— Oczywiście, że nie. Na początku myślałam, że to może Oliver, ale zaprzeczył, kiedy go zapytałam. Po tym podejrzewałam jakiegoś Gryfona, ale nadal nikt nie wydawał mi się zbyt odpowiedni - odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego.
— Granger, tylko niech to zostanie między nami — przypomniał jej cicho.
— Obawiasz się, że twoja reputacja się obniży? Przestaną cię szanować? Czy może jednak opinia twoich kolegów jest najważniejsza? — zakpiła po raz kolejny tego dnia.
— Powiedzmy, że wszystkiego po trochu. A teraz wybacz, ale muszę skorzystać z toalety — przeprosił i podniósł się, aby udać się to łazienki. Uszedł kilka kroków i poczuł, że dzieje się z nim coś niedobrego. Zaczęło mu się kręcić w głowie i nawet nie wiedział, w którym momencie upadł.
— Dobra, Malfoy, nie udawaj...wstawaj! To twój jakiś kolejny podstęp? — mówiła, kiedy zobaczyła, jak jej współlokator upada. Jednak po dłuższej chwili zaryzykowała i podeszła do niego. Ruszyła go kilka razy, ale to nic nie dało, panika owładnęła jej ciało. Czym prędzej wybiegła po pomoc. Kilka minut później zjawiła się w dormitorium z panią Pomfrey.
— Musimy go przenieść do Skrzydła szpitalnego, muszę go dokładniej obejrzeć. Jak do tego doszło? — spytała pielęgniarka, wyjmując różdżkę i unosząc go w powietrzu jednocześnie lewitując jego bezwładne ciało.
— Na początku byliśmy na Błoniach, zmarzliśmy tam porządnie, więc przyszliśmy się ogrzać. Potem on stwierdził, że musi iść do łazienki i nagle upadł. Myślałam, że udaje, ale jak do niego podeszłam to się w ogóle nie ruszał, więc od razu pobiegłam po panią — opowiadała szybko. Nie mogła się na niczym skupić. Myślała, że tego wieczoru nic już jej nie zaskoczy, nie wiedziała, jak bardzo się pomyliła z tym stwierdzeniem. Na szczęście korytarze o tej porze były puste, więc mogły na spokojnie i bez większych zainteresowań przenieść go do Skrzydła. Minęła godzina zanim pani Pomfrey wykonała wszystkie niezbędne badania. Gryfonka przez ten czas siedziała przy jego łóżku i popijała ziółka na uspokojenie. Nie sądziła, że jej troska o współlokatora osiągnie taki poziom. Wiedziała, że dzisiejszzego wieczoru zostali przyjaciółmi. Tłumaczyła sobie, że gdyby ją coś takiego spotkało, on postąpiłby tak samo. Nie umiała teraz wrócić do dormitorum i udawać, że nic takiego się nie stało. Obiecała, że będzie czekać tu tak długo, aż w końcu się dowie co mu dolega. Kiedy zobaczyła, jak w jej stronę zmierza pielęgniarka, wiedziała, że to coś poważnego.
— Przykro mi Hermiono, ale mam złe wieści. Pan Malfoy najprawdopodobniej w ciągu kilku dni straci wzrok...
*Przepraszam za późnią porę i mam nadzieję, że nie rozczarowałam Was tym rozdziałem :)
środa, 10 maja 2017
Rozdział 32
Tydzień do balu minął bardzo szybko. Zdecydowanie za szybko dla Prefektów Naczelnych, którzy mieli wiele pracy: omówić ze skrzatami menu (o dziwo, Draco okazał im szacunek), wynająć zespół muzyczny, zorganizować wystrój sali, napisać mowę na wieczór i oczywiście mieć elegancki strój. Hermiona znalazła osobę, która zajmie się jej fryzurą, paznokciami i makijażem. Nadeszła sobota. Dzień balu. Na zewnątrz panował mróz, a w sypialni na siódmym piętrze zaczął dzwonić budzik.
- Merlinie, tylko nie to. Jest tak wcześnie! Daj mi jeszcze godzinkę - mruknęła Hermiona, patrząc na budzik, który dzwonił bez opamiętania. Mimo ogromnej niechęci, wyłączyła go i powoli wstała z łóżka. Sięgnęła po ubrania i powolnym krokiem udała się do łazienki, aby wziąć prysznic. Kiedy przeszła do salonu, zdziwiła się, że nigdzie nie ma jej współlokatora. On zawsze był rannym ptaszkiem i nie miał problemów ze wstawaniem. Wzruszyła ramionami i weszła do łazienki. Kilka minut później siedziała na kanapie i analizowała plan balu.
- Dzień dobry, Granger. Wyspana? - powitał ją Draco, wchodząc do dormitorium.
- Niezbyt, a gdzie ty byłeś? - zapytała.
- Zespół wysłał sprzęt, musiałem go odebrać i rozpakować - wyjaśnił i podszedł do barku, żeby nalać sobie soku dyniowego.
- Jak to? Przecież mieli go przywieść po południu.
- Mieli, ale najwidoczniej plany się zmieniły - odparł krótko i wzruszył ramionami - Jesteś gotowa na dzień pełen pracy i wrażeń?
- Tak, chociaż teraz marzę o filiżance kawy.
- No to chodźmy, musimy zobaczyć, czy wszystko gotowe, a poza tym niedługo będzie śniadanie.
Hermiona wstała z kanapy i wtedy usłyszeli pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła Gryfonka i w drzwiach dormitorium stanęła Krukonka.
- Mam przesyłkę dla Hermiony Granger - wyjaśniła i postawiła na podłodze wielkie pudło, które nawet nią przewyższało.
- Ach tak, dziękuję - mruknęła Prefekt Naczelna, ale tamtej już nie było.
Draco podejrzliwie patrzył na ogromną paczkę i w końcu zapytał:
- Granger, co jest w tym pudle?
- Moja sukienka na bal, ale teraz to nieważne. Chodźmy na śniadanie. Pewnie uczniowie już tam są, a mamy przekazać im kilka informacji.
W Wielkiej Sali było bardzo gwarno. Uczniowie podziwiali wstępne dekoracje i przedzierali się przez ogromną zasłonę, która odsuwała się, gdy ktoś koło niej przechodził. Stoły, przy których zazwyczaj jedli, stały jeszcze na swoim miejscu, ale ściany zostały już ozdobione barwami poszczególnych domów. Gdy wszyscy przyszli na śniadanie, dyrektor McGonagall zabrała głos.
- Zanim dopuszczę do głosu Prefektów Naczelnych, chciałabym coś ogłosić. Do Hogwartu powrócił uczeń, który przez pół roku był uzdrawiany w świętym Mungu, po obrażeniach jakich doznał, kiedy porwali go śmierciożercy. Dzisiaj czuje się znacznie lepiej i będzie kontynuował naukę. O ile mi wiadomo pojawi się na balu. - Grupa Ślizgonów krzyknęła z radości. - A teraz posłuchajmy pannę Granger.
- Razem z Malfoyem mamy zaszczyt zaprosić wszystkich tu zebranych na Bal Noworoczny, który rozpocznie się dzisiaj o dziewiętnastej. Młodsze roczniki, czyli od pierwszego do czwartego, mogą się bawić do północy, a starsi będą bawić się do białego rana. Prosimy o kulturalne zachowanie, ponieważ na balu mają się pojawić przedstawiciele Ministerstwa Magii, dlatego…
- Granger, przestać zanudzać - przerwał jej Draco. - Dzięki mnie dzisiaj zostały odwołane wszystkie zajęcia, a po północy, kiedy goście z Ministerstwa się ulotnią, możecie liczyć na mocniejsze trunki. Tyle chcieliśmy wam przekazać, a teraz czas na śniadanie i przygotowania na imprezę wszechczasów.
Gdy wypowiedział ostatnie słowa, uśmiechnął się w swoim stylu i nie przejmując się miną współlokatorki, zszedł po schodach i podszedł do stołu Ślizgonów.
- Stary, słyszałeś? Nasz kumpel wraca!
- Taa, też się cieszę. Kontaktowałeś się z nim? - zapytał blondyn, nakładając na talerz kilka tostów.
- Wymieniliśmy parę listów, a miesiąc temu wspomniał coś o tym, że być może niedługo nas odwiedzi, ale nie sądziłem, że wróci.
Hermiona była zła, że Draco tak ją potraktował. Być może relacja między nimi się poprawiła, ale chyba za dużo sobie obiecywała. Jak zawsze musiał pokazać, że to on jest tym najlepszym i tylko jemu należy się szacunek. Obiecała sobie, że będzie dla niego oschła. Tak, to najlepsze wyjście. Odpłaci mu tym samym.
Jej rozmyślenia przerwała poranna poczta. Sowy latały jak szalone, bo dzisiejszego dnia rodzice wysyłali dzieciom eleganckie stroje i dodatki do nich. Hermiona zdziwiła się, gdy koło jej talerza wylądował list. Szybko go otworzyła, rumieniąc się delikatnie. Otrzymała kolejny list od tajemniczego Mikołaja. Nie zważając na obecność innych uczniów, rozłożyła go i zaczęła czytać.
Droga Hermiono!
Nie odpowiedziałaś na mój ostatni list. Czy to oznacza, że nie chcesz mnie bliżej poznać? Mam nadzieję, że to nieprawda. Chciałbym życzyć Ci udanej zabawy na balu. Liczę, że niedługo się do mnie odezwiesz.
Mikołaj
Dziewczyna cicho jęknęła. Zapomniała odpisać na jego ostatnią wiadomość i jakaś część niej cieszyła się z tego, że postanowił o sobie przypomnieć. Postanowiła jak najszybciej naprawić swój błąd, dlatego powiedziała przyjaciołom, że nie jest głodna i szybko pobiegła na siódme piętro. Wbiegła do sypialni, zamykając za sobą drzwi, usiadła na łóżku, przywołała pergamin i napisała:
Tajemniczy Mikołaju!
Wybacz, ale początek roku był niezwykle burzliwy i po prostu zapomniałam odpisać na Twoją wiadomość. Widzę, że wiele wiesz o tym, co aktualnie dzieje się w Hogwarcie. Dziękuję za życzenia, ale chyba nie będę bawiła się zbyt dobrze, ponieważ muszę go organizować z moim współlokatorem, który jest zapatrzonym w siebie dupkiem! A nie, czekaj… nie powinnam tego pisać. Kto wie, może jesteś jego przyjacielem? Cóż, to mało prawdopodobne, bo który Ślizgon napisałby do szlamy? Mam przeczucie, że jesteś uczniem Hogwartu… Może mała podpowiedź?
Hermiona
Włożyła list do koperty, dotknęła go różdżką i powiedziała: „Tajemniczy Mikołaj”. A potem udała się do pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie razem ze znajomymi spędziła kilka godzin przed balem.
O siedemnastej wróciła do dormitorium, aby się przygotować. Niebawem miała pojawić się kobieta, która zajmie się jej fryzurą i makijażem.
- Gdzie byłaś? - spytał Draco, wychodząc z łazienki.
- Miałam kilka spraw do załatwienia, a poza tym jestem na ciebie zła i nie chcę z tobą rozmawiać - odpowiedziała, ale kiedy zauważyła, że otworzył usta, żeby coś powiedzieć, dodała: - I dobrze wiesz za co.
Ślizgon zmrużył oczy i popatrzył na nią podejrzliwie. Nagle go olśniło i przewrócił oczami.
- Jesteś zła o tą sytuację na śniadaniu? - zapytał, ale ona nawet na niego nie spojrzała, dlatego kontynuował: - Och, proszę cię, daj spokój. Chciałem szybko skończyć nasze przemówienia, bo jak sama dobrze wiesz, mamy go coraz mniej. Poza tym jako gospodarze powinniśmy się dogadywać.
Jęknęła cicho i na niego spojrzała. Wiedziała, że ma rację, ale nie chciała tak szybko dać za wygraną.
- Może i powinniśmy, ale będzie tak dopiero wtedy, gdy zaczniesz chociaż w minimalnym stopniu okazywać mi szacunek. To naprawdę nie jest trudne. Wystarczy ruszyć szare komórki. Przemyśl to sobie, a ja idę się szykować.
Po czym weszła do swojej sypialni, zostawiając go samego w salonie.
Dwie godziny później Hermiona pożegnała kobietę, która zadbała o jej włosy i makijaż. Musiała jedynie ubrać sukienkę i buty. Parę minut później usłyszała pukanie do drzwi.
- Zaraz będę gotowa - powiedziała.
- Okej, czekam w salonie! - krzyknął Ślizgon, podchodząc do lustra, aby przyjrzeć się swojemu odbiciu. Dopasowana, idealnie skrojona czarna szata podkreślała umięśnione ciało. Włosy lekko opadały na bok, ale to dodawało mu niesamowitego uroku. Gdy poprawiał poły szaty, usłyszał cichy dźwięk otwieranych drzwi, więc spojrzał w tamtą stronę.
-I jak? - spytała Hermiona.
Draco był w szoku. Założyła czarną sukienkę, z koronkowymi wstawkami, sięgającą przed kolano. Włosy upięła w niskiego koka, który sprawiał, że niektóre pasma lekko opadały na ramiona. Kremowe buty pasowały do kolczyków i bransoletki.
- Wow, wyglądasz niesamowicie - wyszeptał, wpatrując się w nią jak oczarowany.
Ona uśmiechnęła się lekko i podeszła do niego, po czym bez słowa udali się do Wielkiej Sali.
Gdy przemierzali korytarze Hogwartu, oczy wszystkich uczniów były zwrócone na Gryfonkę. Tak ubrana Prefekt Naczelna wzbudziła niemałe zainteresowanie. Na co dzień zakładała skromny szkolny mundurek i nie wyróżniała się zbytnio. Teraz kusiła wszystkich chłopaków.
Prefekci wraz z dyrektorką stali przy drzwiach wejściowych i witali każdego lampką szampana. McGonagall była zadowolona z faktu, że ta dwójka wreszcie zaczyna się dogadywać. Zależało jej na tym, żeby mogli ze sobą współpracować i jak na razie wszystko wyglądało bardzo dobrze.
- Nott! Jak dobrze cię widzieć! - zawołał Draco, kiedy jego przyjaciel pojawił się w zamku.
Podszedł do niego i wpadli sobie w ramiona. Od zawsze się przyjaźnili, wspierali i spędzali każdą wolną chwilę. Ale gdy rozpoczęła się wojna i Śmierciożercy zaczęli rządzić, załamali się, a najbardziej było to widać po Teodorze, który stracił rodziców, gdy cała jego rodzina odwróciła się od Voldemorta. Jemu udało się przeżyć, ale przez wiele miesięcy przebywał w szpitalu.
- Kopę lat, Malfoy - mruknął Ślizgon i spojrzał na towarzyszkę arystokraty. - A kto to?
- Nie poznajesz? To Granger.
- Granger? Ta szla.. to znaczy, no tak, Zabini wspominał, że zostaliście Prefektami Naczelnymi. Witaj - zwrócił się do niej ozięble.
Pomimo tego, że przeszedł na dobrą stronę, nie był miło nastawiony do osób nie będących czystej krwi.
Hermiona przytaknęła i zaczęła witać kolejnych gości. Gdy wszyscy weszli do Wielkiej Sali przemowy wygłosili McGonagall, Minister Magii i Prefekci Naczelni. Następnie wszyscy zjedli uroczystą kolację, a potem nadeszła pora na pierwszy taniec.
Prefekci stanęli blisko parkietu i odetchnęli głęboko, mając świadomość, że wszystkie oczy są zwrócone właśnie na nich.
- Granger, tylko nas nie skompromituj - szepnął Draco i podał jej rękę, którą ścisnęła trochę za mocno, chcąc dyskretnie dać mu do zrozumienia, że nigdy nikogo nie kompromituje.
Draco mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przeszli na środek parkietu. Kiwnął głową w stronę Blaise’a, który aktualnie zajął konsolę z muzyką. Zabrzmiały pierwsze nuty i prefekci zaczęli się poruszać. Kilka dni wcześniej Draco wybrał odpowiednią piosenkę na pierwszy taniec. Chciał uniknąć niewygodnych komentarzy i pytań wścibskich dziennikarzy, dlatego nie wybrał powolnej, w której musieliby stać blisko siebie. Nie to, żeby miał coś przeciwko temu, ale… nie chciał nikomu zaszkodzić, a przede wszystkim jej. Tańcząc, próbował zachowywać odpowiednią odległość, chociaż korciło go, żeby trochę zaszaleć. Przecież byli znajomymi, a znajomi od czasu do czasu ze sobą tańczą i nikt nie ma nic przeciwko temu. A ona wygląda tak… ładnie i nawet się uśmiecha, więc chyba się cieszy, że z nim tańczy.
Stop, nie mogę tak myśleć - pomyślał, próbując odgonić myśli. - Łączą nas tylko szkolne relacje i nic więcej.
W jego umyśle trwała gonitwa myśli. Rozum sprzeczał się z sercem, które próbowało uzmysłowić arystokracie, że jest zupełnie inaczej. Przez ten rok poznał ją z zupełnie innej strony i miał świadomość tego, że przez tyle lat źle ją oceniał. Hermiona była jak nieodkryta wyspa, imponowała inteligencją, odwagą, sprytem. Miała swoje priorytety i zasady. Chętnie wszystkim pomagała, ale miała jedną wadę — nie miała czystej krwi. Nawet gdyby chciał się z nią związać, nie mógłby tego zrobić przez zasady panujące w jego rodzie. Ale to nie ma znaczenia, bo między nimi do niczego nie dojdzie. Tak musi być.
Nagle usłyszał głos Hermiony. Popatrzył na nią zdezorientowany i aż podskoczył ze zdziwienia, gdy zobaczył tańczące wokół nich pary. Tańczyliśmy drugi utwór?
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Myślę, że tak będzie lepiej.
Zmarszczył brwi.
- Co? - bąknął.
Przewróciła oczami.
- Jak zwykle mnie nie słuchasz. Mówiłam o tym, że nie będziemy siedzieć przy jednym stole. McGonagall usadziła Notta przy stole z Gryfonami, ale wydaje mi się, że to nienajlepszy pomysł, dlatego się z nim zamienię.
Patrzył na nią, a kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ktoś stanął obok Hermiony i położył jej rękę na ramieniu. Odwróciła się w tamtą stronę i uśmiechnęła szeroko.
- Oliver! Co ty tutaj robisz? - zapytała.
Wood zerknął na Draco.
- Odbijany?
Arystokrata wzruszył ramionami.
- Taa, jasne. A Granger, siadaj gdzie ci wygodniej.
Po czym, nie czekając na jej odpowiedź, skierował się do stolika, przy którym siedzieli jego przyjaciele.
- Idziemy zapalić? - spytał, a oni bez słowa poderwali się ze swoich miejsc. Draco nachylił się nad stołem i zabrał butelkę Ognistej.
Hermiona była bardzo zaskoczona pojawieniem się jej dawnego przyjaciela. W listach pisał, że odwiedzi Hogwart w połowie wiosny, ale oczywiście nie miała nic przeciwko jego obecności na balu.
- Możesz wreszcie odpowiedzieć co tu robisz?
Ten uśmiechnął się lekko i obrócił ją w rytm muzyki.
- Też się cieszę, że cię widzę - mruknął.
Parsknęła śmiechem.
- Oliver.
Mężczyzna nadal tajemniczo się uśmiechał.
- Wiesz Hermiono, nie dziwię się wszystkim, że ciebie obserwują, bo wyglądasz olśniewająco.
Rzuciła mu karcące spojrzenie.
- Nie zmieniaj tematu, ale dziękuję za komplement.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Tańczyli w rytm muzyki, nie przejmując się spojrzeniami rzucanymi w ich stronę. Hermiona cały czas zastanawiała się, jaki był powód jego wizyty i w jednej chwili wszystko złożyło jej się w jedną całość. Postanowiła zaryzykować.
- Muszę cię o coś zapytać, ale chciałabym abyś odpowiedział szczerze.
- Brzmi poważnie, ale dobrze. Słucham.
- Czy to ty jesteś tajemniczym Mikołajem, który rozdawał prezenty na kolacji wigilijnej? Od pewnego czasu dostaję od niego listy i tak sobie pomyślałam… Och, proszę cię, daruj sobie ten kpiący uśmieszek - wymamrotała, widząc jego rozbawioną minę.
- Hermiono, to brzmi jak historia opisywana w książkach, ale niestety ja nim nie jestem. Gdybym chciał się z tobą umówić, zapytałbym od razu i nie odstawiał takiej szopki.
- Skoro to nie ty… to kto?
- Nie wiem, ale przegoń smutki. Jesteśmy na balu i powinniśmy się dobrze bawić - powiedział, obracając nią wokół własnej osi, powodując tym niekontrolowany śmiech dziewczyny.
W tym samym czasie na Błoniach trójka Ślizgonów rozprawiała o swoim nędznym życiu i problemach.
- Nie mogę w to uwierzyć. Zostawić was na kilka miesięcy i co? Zakochujecie się w Gryfonkach! To nie ma sensu. Powiedzcie mi, czy one wam coś dały, czy jak? - zapytał retorycznie Teodor.
- Nott, czyś ty postradał zmysły? Czy mówiłem, że się zakochałem w Granger?! Nie. Stwierdziłem jedynie, że nasza relacja się poprawiła. Zresztą głupio było nazywać ją szlamą, kiedy pomogła wyleczyć moją matkę.
- Okej, źle się wyraziłem, ale… Zabini, ty chyba nie mówisz poważnie? Serio się w niej zakochałeś? - Zwrócił się do Blaise’a.
Wzruszył ramionami.
- No raczej, ale podejrzewam, że to przez jej ostry charakterek - zażartował i upił łyk Ognistej. - Nie ma co debatować, bo wróciła do Pottera.
Nott pokręcił głową z dezaprobatą i oświadczył:
- Żeby była jasność - nie mam zamiaru udawać ich przyjaciela. Będę trzymał je na dystans.
- Jasne, rozumiemy to. Chcieliśmy ci tylko w skrócie powiedzieć, jak to wszystko wygląda.
Nagle przeszyło ich zimne powietrze. Blaise szybko zapiął szatę i popatrzył na kumpli.
- Idziemy do środka?
- Taa, pora się zabawić ze Ślizgonkami - odpowiedział Draco i skierowali się do Wielkiej Sali.
Tak naprawdę chciał zobaczyć, co robi jego współlokatorka i wzbudzić w niej zazdrość.
Wybiła północ, więc McGonagall wyprowadziła z Wielkiej Sali młodsze roczniki, aby odprowadzić ich do sypialni. Prefekci Naczelni mieli zająć się pracownikami Ministerstwa Magii. Niestety Hermiona musiała zmierzyć się z tym samodzielnie, ponieważ Draco gdzieś zniknął.
- Jeszcze raz dziękujemy za przybycie. Miło było państwa gościć - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się lekko.
- Mam nadzieję, że zdecyduje się pani na pracę w Ministerstwie Magii - mruknął jeden z pracowników wyższego szczebla.
- Wszystko zależy od wyników egzaminów, ale chyba zostanę magomedykiem - odpowiedziała, żegnając kolejne osoby.
- Proszę pamiętać, że zawsze będzie pani mile widziana i gdyby kiedykolwiek pojawił się jakiś problem, proszę się nie krępować i nas informować. Z wielką chęcią pomożemy - dodał najwyższy z nich.
- Oczywiście.
Kiedy ostatni urzędnik wyszedł, odetchnęła z ulgą i skierowała się do swojego stolika, ale po drodze zaczepił ją Oliver.
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem. Przepraszam, ale nie dotrzymam ci towarzystwa, bo muszę pędzić do pracy. Podobno jest wielu rannych w Mungu i pilnie mnie wzywają. Baw się dobrze, pisz listy i miej wiele cierpliwości do Malfoya - powiedział na jednym wdechu, po czym ucałował ją w policzek i szybko zniknął z pola widzenia.
Dziewczyna była trochę rozczarowana, bo chciała zamienić z nim kilka słów, ale zawsze może spędzić kilka godzin w towarzystwie swoich przyjaciół. Rozejrzała się, chcąc ich dojrzeć wśród gęstniejącego tłumu ludzi. Miała wrażenie, że z minuty na minutę uczniów przybywa. Być może nie chcieli bawić się w towarzystwie ważnych osobistości i dopiero teraz bal rozkręca się na dobre. Odetchnęła głęboko i podeszła do swojego stolika, przy którym samotnie siedział Harry.
- Dlaczego tu siedzisz? - zapytała, nalewając wody do kielicha.
- Ginny ciągle tańczy z Zabinim - odpowiedział, sięgając pod stół po butelkę Ognistej.
- To nic nie znaczy - pocieszyła go. - Przecież sam mówiłeś, że może mieć kolegów, a kocha tylko ciebie.
- Nie można ufać Ślizgonom - mruknął, wypijając alkohol jednym duszkiem. - Mam dość, idę do dormitorium.
- O nie, teraz idziemy tańczyć - oświadczyła i złapała go za rękę.
Godzinę później Ginny tańczyła z Wybrańcem, większość uczniów była lekko wstawiona i udała się na Błonia, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Hermiona tymczasem siedziała przy stoliku i masowała stopy, które przed chwilą uwolniła z wysokich szpilek. Właśnie wtedy podbiegł do niej mały chłopiec.
- Proszę pani, błagam proszę za mną iść, chodzi o pana Malfoya…
*Witajcie po długiej przerwie, Liczę, że jednak znajdzie się kilka wiernych czytelników tej opowieści :) Macie jakieś wnioski, komentarze? Proszę zostawcie kilka słów poniżej ! :) Następny rozdział za tydzień :) Dobrego popołudnia! :D
- Merlinie, tylko nie to. Jest tak wcześnie! Daj mi jeszcze godzinkę - mruknęła Hermiona, patrząc na budzik, który dzwonił bez opamiętania. Mimo ogromnej niechęci, wyłączyła go i powoli wstała z łóżka. Sięgnęła po ubrania i powolnym krokiem udała się do łazienki, aby wziąć prysznic. Kiedy przeszła do salonu, zdziwiła się, że nigdzie nie ma jej współlokatora. On zawsze był rannym ptaszkiem i nie miał problemów ze wstawaniem. Wzruszyła ramionami i weszła do łazienki. Kilka minut później siedziała na kanapie i analizowała plan balu.
- Dzień dobry, Granger. Wyspana? - powitał ją Draco, wchodząc do dormitorium.
- Niezbyt, a gdzie ty byłeś? - zapytała.
- Zespół wysłał sprzęt, musiałem go odebrać i rozpakować - wyjaśnił i podszedł do barku, żeby nalać sobie soku dyniowego.
- Jak to? Przecież mieli go przywieść po południu.
- Mieli, ale najwidoczniej plany się zmieniły - odparł krótko i wzruszył ramionami - Jesteś gotowa na dzień pełen pracy i wrażeń?
- Tak, chociaż teraz marzę o filiżance kawy.
- No to chodźmy, musimy zobaczyć, czy wszystko gotowe, a poza tym niedługo będzie śniadanie.
Hermiona wstała z kanapy i wtedy usłyszeli pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła Gryfonka i w drzwiach dormitorium stanęła Krukonka.
- Mam przesyłkę dla Hermiony Granger - wyjaśniła i postawiła na podłodze wielkie pudło, które nawet nią przewyższało.
- Ach tak, dziękuję - mruknęła Prefekt Naczelna, ale tamtej już nie było.
Draco podejrzliwie patrzył na ogromną paczkę i w końcu zapytał:
- Granger, co jest w tym pudle?
- Moja sukienka na bal, ale teraz to nieważne. Chodźmy na śniadanie. Pewnie uczniowie już tam są, a mamy przekazać im kilka informacji.
W Wielkiej Sali było bardzo gwarno. Uczniowie podziwiali wstępne dekoracje i przedzierali się przez ogromną zasłonę, która odsuwała się, gdy ktoś koło niej przechodził. Stoły, przy których zazwyczaj jedli, stały jeszcze na swoim miejscu, ale ściany zostały już ozdobione barwami poszczególnych domów. Gdy wszyscy przyszli na śniadanie, dyrektor McGonagall zabrała głos.
- Zanim dopuszczę do głosu Prefektów Naczelnych, chciałabym coś ogłosić. Do Hogwartu powrócił uczeń, który przez pół roku był uzdrawiany w świętym Mungu, po obrażeniach jakich doznał, kiedy porwali go śmierciożercy. Dzisiaj czuje się znacznie lepiej i będzie kontynuował naukę. O ile mi wiadomo pojawi się na balu. - Grupa Ślizgonów krzyknęła z radości. - A teraz posłuchajmy pannę Granger.
- Razem z Malfoyem mamy zaszczyt zaprosić wszystkich tu zebranych na Bal Noworoczny, który rozpocznie się dzisiaj o dziewiętnastej. Młodsze roczniki, czyli od pierwszego do czwartego, mogą się bawić do północy, a starsi będą bawić się do białego rana. Prosimy o kulturalne zachowanie, ponieważ na balu mają się pojawić przedstawiciele Ministerstwa Magii, dlatego…
- Granger, przestać zanudzać - przerwał jej Draco. - Dzięki mnie dzisiaj zostały odwołane wszystkie zajęcia, a po północy, kiedy goście z Ministerstwa się ulotnią, możecie liczyć na mocniejsze trunki. Tyle chcieliśmy wam przekazać, a teraz czas na śniadanie i przygotowania na imprezę wszechczasów.
Gdy wypowiedział ostatnie słowa, uśmiechnął się w swoim stylu i nie przejmując się miną współlokatorki, zszedł po schodach i podszedł do stołu Ślizgonów.
- Stary, słyszałeś? Nasz kumpel wraca!
- Taa, też się cieszę. Kontaktowałeś się z nim? - zapytał blondyn, nakładając na talerz kilka tostów.
- Wymieniliśmy parę listów, a miesiąc temu wspomniał coś o tym, że być może niedługo nas odwiedzi, ale nie sądziłem, że wróci.
Hermiona była zła, że Draco tak ją potraktował. Być może relacja między nimi się poprawiła, ale chyba za dużo sobie obiecywała. Jak zawsze musiał pokazać, że to on jest tym najlepszym i tylko jemu należy się szacunek. Obiecała sobie, że będzie dla niego oschła. Tak, to najlepsze wyjście. Odpłaci mu tym samym.
Jej rozmyślenia przerwała poranna poczta. Sowy latały jak szalone, bo dzisiejszego dnia rodzice wysyłali dzieciom eleganckie stroje i dodatki do nich. Hermiona zdziwiła się, gdy koło jej talerza wylądował list. Szybko go otworzyła, rumieniąc się delikatnie. Otrzymała kolejny list od tajemniczego Mikołaja. Nie zważając na obecność innych uczniów, rozłożyła go i zaczęła czytać.
Droga Hermiono!
Nie odpowiedziałaś na mój ostatni list. Czy to oznacza, że nie chcesz mnie bliżej poznać? Mam nadzieję, że to nieprawda. Chciałbym życzyć Ci udanej zabawy na balu. Liczę, że niedługo się do mnie odezwiesz.
Mikołaj
Dziewczyna cicho jęknęła. Zapomniała odpisać na jego ostatnią wiadomość i jakaś część niej cieszyła się z tego, że postanowił o sobie przypomnieć. Postanowiła jak najszybciej naprawić swój błąd, dlatego powiedziała przyjaciołom, że nie jest głodna i szybko pobiegła na siódme piętro. Wbiegła do sypialni, zamykając za sobą drzwi, usiadła na łóżku, przywołała pergamin i napisała:
Tajemniczy Mikołaju!
Wybacz, ale początek roku był niezwykle burzliwy i po prostu zapomniałam odpisać na Twoją wiadomość. Widzę, że wiele wiesz o tym, co aktualnie dzieje się w Hogwarcie. Dziękuję za życzenia, ale chyba nie będę bawiła się zbyt dobrze, ponieważ muszę go organizować z moim współlokatorem, który jest zapatrzonym w siebie dupkiem! A nie, czekaj… nie powinnam tego pisać. Kto wie, może jesteś jego przyjacielem? Cóż, to mało prawdopodobne, bo który Ślizgon napisałby do szlamy? Mam przeczucie, że jesteś uczniem Hogwartu… Może mała podpowiedź?
Hermiona
Włożyła list do koperty, dotknęła go różdżką i powiedziała: „Tajemniczy Mikołaj”. A potem udała się do pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie razem ze znajomymi spędziła kilka godzin przed balem.
O siedemnastej wróciła do dormitorium, aby się przygotować. Niebawem miała pojawić się kobieta, która zajmie się jej fryzurą i makijażem.
- Gdzie byłaś? - spytał Draco, wychodząc z łazienki.
- Miałam kilka spraw do załatwienia, a poza tym jestem na ciebie zła i nie chcę z tobą rozmawiać - odpowiedziała, ale kiedy zauważyła, że otworzył usta, żeby coś powiedzieć, dodała: - I dobrze wiesz za co.
Ślizgon zmrużył oczy i popatrzył na nią podejrzliwie. Nagle go olśniło i przewrócił oczami.
- Jesteś zła o tą sytuację na śniadaniu? - zapytał, ale ona nawet na niego nie spojrzała, dlatego kontynuował: - Och, proszę cię, daj spokój. Chciałem szybko skończyć nasze przemówienia, bo jak sama dobrze wiesz, mamy go coraz mniej. Poza tym jako gospodarze powinniśmy się dogadywać.
Jęknęła cicho i na niego spojrzała. Wiedziała, że ma rację, ale nie chciała tak szybko dać za wygraną.
- Może i powinniśmy, ale będzie tak dopiero wtedy, gdy zaczniesz chociaż w minimalnym stopniu okazywać mi szacunek. To naprawdę nie jest trudne. Wystarczy ruszyć szare komórki. Przemyśl to sobie, a ja idę się szykować.
Po czym weszła do swojej sypialni, zostawiając go samego w salonie.
Dwie godziny później Hermiona pożegnała kobietę, która zadbała o jej włosy i makijaż. Musiała jedynie ubrać sukienkę i buty. Parę minut później usłyszała pukanie do drzwi.
- Zaraz będę gotowa - powiedziała.
- Okej, czekam w salonie! - krzyknął Ślizgon, podchodząc do lustra, aby przyjrzeć się swojemu odbiciu. Dopasowana, idealnie skrojona czarna szata podkreślała umięśnione ciało. Włosy lekko opadały na bok, ale to dodawało mu niesamowitego uroku. Gdy poprawiał poły szaty, usłyszał cichy dźwięk otwieranych drzwi, więc spojrzał w tamtą stronę.
-I jak? - spytała Hermiona.
Draco był w szoku. Założyła czarną sukienkę, z koronkowymi wstawkami, sięgającą przed kolano. Włosy upięła w niskiego koka, który sprawiał, że niektóre pasma lekko opadały na ramiona. Kremowe buty pasowały do kolczyków i bransoletki.
- Wow, wyglądasz niesamowicie - wyszeptał, wpatrując się w nią jak oczarowany.
Ona uśmiechnęła się lekko i podeszła do niego, po czym bez słowa udali się do Wielkiej Sali.
Gdy przemierzali korytarze Hogwartu, oczy wszystkich uczniów były zwrócone na Gryfonkę. Tak ubrana Prefekt Naczelna wzbudziła niemałe zainteresowanie. Na co dzień zakładała skromny szkolny mundurek i nie wyróżniała się zbytnio. Teraz kusiła wszystkich chłopaków.
Prefekci wraz z dyrektorką stali przy drzwiach wejściowych i witali każdego lampką szampana. McGonagall była zadowolona z faktu, że ta dwójka wreszcie zaczyna się dogadywać. Zależało jej na tym, żeby mogli ze sobą współpracować i jak na razie wszystko wyglądało bardzo dobrze.
- Nott! Jak dobrze cię widzieć! - zawołał Draco, kiedy jego przyjaciel pojawił się w zamku.
Podszedł do niego i wpadli sobie w ramiona. Od zawsze się przyjaźnili, wspierali i spędzali każdą wolną chwilę. Ale gdy rozpoczęła się wojna i Śmierciożercy zaczęli rządzić, załamali się, a najbardziej było to widać po Teodorze, który stracił rodziców, gdy cała jego rodzina odwróciła się od Voldemorta. Jemu udało się przeżyć, ale przez wiele miesięcy przebywał w szpitalu.
- Kopę lat, Malfoy - mruknął Ślizgon i spojrzał na towarzyszkę arystokraty. - A kto to?
- Nie poznajesz? To Granger.
- Granger? Ta szla.. to znaczy, no tak, Zabini wspominał, że zostaliście Prefektami Naczelnymi. Witaj - zwrócił się do niej ozięble.
Pomimo tego, że przeszedł na dobrą stronę, nie był miło nastawiony do osób nie będących czystej krwi.
Hermiona przytaknęła i zaczęła witać kolejnych gości. Gdy wszyscy weszli do Wielkiej Sali przemowy wygłosili McGonagall, Minister Magii i Prefekci Naczelni. Następnie wszyscy zjedli uroczystą kolację, a potem nadeszła pora na pierwszy taniec.
Prefekci stanęli blisko parkietu i odetchnęli głęboko, mając świadomość, że wszystkie oczy są zwrócone właśnie na nich.
- Granger, tylko nas nie skompromituj - szepnął Draco i podał jej rękę, którą ścisnęła trochę za mocno, chcąc dyskretnie dać mu do zrozumienia, że nigdy nikogo nie kompromituje.
Draco mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przeszli na środek parkietu. Kiwnął głową w stronę Blaise’a, który aktualnie zajął konsolę z muzyką. Zabrzmiały pierwsze nuty i prefekci zaczęli się poruszać. Kilka dni wcześniej Draco wybrał odpowiednią piosenkę na pierwszy taniec. Chciał uniknąć niewygodnych komentarzy i pytań wścibskich dziennikarzy, dlatego nie wybrał powolnej, w której musieliby stać blisko siebie. Nie to, żeby miał coś przeciwko temu, ale… nie chciał nikomu zaszkodzić, a przede wszystkim jej. Tańcząc, próbował zachowywać odpowiednią odległość, chociaż korciło go, żeby trochę zaszaleć. Przecież byli znajomymi, a znajomi od czasu do czasu ze sobą tańczą i nikt nie ma nic przeciwko temu. A ona wygląda tak… ładnie i nawet się uśmiecha, więc chyba się cieszy, że z nim tańczy.
Stop, nie mogę tak myśleć - pomyślał, próbując odgonić myśli. - Łączą nas tylko szkolne relacje i nic więcej.
W jego umyśle trwała gonitwa myśli. Rozum sprzeczał się z sercem, które próbowało uzmysłowić arystokracie, że jest zupełnie inaczej. Przez ten rok poznał ją z zupełnie innej strony i miał świadomość tego, że przez tyle lat źle ją oceniał. Hermiona była jak nieodkryta wyspa, imponowała inteligencją, odwagą, sprytem. Miała swoje priorytety i zasady. Chętnie wszystkim pomagała, ale miała jedną wadę — nie miała czystej krwi. Nawet gdyby chciał się z nią związać, nie mógłby tego zrobić przez zasady panujące w jego rodzie. Ale to nie ma znaczenia, bo między nimi do niczego nie dojdzie. Tak musi być.
Nagle usłyszał głos Hermiony. Popatrzył na nią zdezorientowany i aż podskoczył ze zdziwienia, gdy zobaczył tańczące wokół nich pary. Tańczyliśmy drugi utwór?
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Myślę, że tak będzie lepiej.
Zmarszczył brwi.
- Co? - bąknął.
Przewróciła oczami.
- Jak zwykle mnie nie słuchasz. Mówiłam o tym, że nie będziemy siedzieć przy jednym stole. McGonagall usadziła Notta przy stole z Gryfonami, ale wydaje mi się, że to nienajlepszy pomysł, dlatego się z nim zamienię.
Patrzył na nią, a kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ktoś stanął obok Hermiony i położył jej rękę na ramieniu. Odwróciła się w tamtą stronę i uśmiechnęła szeroko.
- Oliver! Co ty tutaj robisz? - zapytała.
Wood zerknął na Draco.
- Odbijany?
Arystokrata wzruszył ramionami.
- Taa, jasne. A Granger, siadaj gdzie ci wygodniej.
Po czym, nie czekając na jej odpowiedź, skierował się do stolika, przy którym siedzieli jego przyjaciele.
- Idziemy zapalić? - spytał, a oni bez słowa poderwali się ze swoich miejsc. Draco nachylił się nad stołem i zabrał butelkę Ognistej.
Hermiona była bardzo zaskoczona pojawieniem się jej dawnego przyjaciela. W listach pisał, że odwiedzi Hogwart w połowie wiosny, ale oczywiście nie miała nic przeciwko jego obecności na balu.
- Możesz wreszcie odpowiedzieć co tu robisz?
Ten uśmiechnął się lekko i obrócił ją w rytm muzyki.
- Też się cieszę, że cię widzę - mruknął.
Parsknęła śmiechem.
- Oliver.
Mężczyzna nadal tajemniczo się uśmiechał.
- Wiesz Hermiono, nie dziwię się wszystkim, że ciebie obserwują, bo wyglądasz olśniewająco.
Rzuciła mu karcące spojrzenie.
- Nie zmieniaj tematu, ale dziękuję za komplement.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Tańczyli w rytm muzyki, nie przejmując się spojrzeniami rzucanymi w ich stronę. Hermiona cały czas zastanawiała się, jaki był powód jego wizyty i w jednej chwili wszystko złożyło jej się w jedną całość. Postanowiła zaryzykować.
- Muszę cię o coś zapytać, ale chciałabym abyś odpowiedział szczerze.
- Brzmi poważnie, ale dobrze. Słucham.
- Czy to ty jesteś tajemniczym Mikołajem, który rozdawał prezenty na kolacji wigilijnej? Od pewnego czasu dostaję od niego listy i tak sobie pomyślałam… Och, proszę cię, daruj sobie ten kpiący uśmieszek - wymamrotała, widząc jego rozbawioną minę.
- Hermiono, to brzmi jak historia opisywana w książkach, ale niestety ja nim nie jestem. Gdybym chciał się z tobą umówić, zapytałbym od razu i nie odstawiał takiej szopki.
- Skoro to nie ty… to kto?
- Nie wiem, ale przegoń smutki. Jesteśmy na balu i powinniśmy się dobrze bawić - powiedział, obracając nią wokół własnej osi, powodując tym niekontrolowany śmiech dziewczyny.
W tym samym czasie na Błoniach trójka Ślizgonów rozprawiała o swoim nędznym życiu i problemach.
- Nie mogę w to uwierzyć. Zostawić was na kilka miesięcy i co? Zakochujecie się w Gryfonkach! To nie ma sensu. Powiedzcie mi, czy one wam coś dały, czy jak? - zapytał retorycznie Teodor.
- Nott, czyś ty postradał zmysły? Czy mówiłem, że się zakochałem w Granger?! Nie. Stwierdziłem jedynie, że nasza relacja się poprawiła. Zresztą głupio było nazywać ją szlamą, kiedy pomogła wyleczyć moją matkę.
- Okej, źle się wyraziłem, ale… Zabini, ty chyba nie mówisz poważnie? Serio się w niej zakochałeś? - Zwrócił się do Blaise’a.
Wzruszył ramionami.
- No raczej, ale podejrzewam, że to przez jej ostry charakterek - zażartował i upił łyk Ognistej. - Nie ma co debatować, bo wróciła do Pottera.
Nott pokręcił głową z dezaprobatą i oświadczył:
- Żeby była jasność - nie mam zamiaru udawać ich przyjaciela. Będę trzymał je na dystans.
- Jasne, rozumiemy to. Chcieliśmy ci tylko w skrócie powiedzieć, jak to wszystko wygląda.
Nagle przeszyło ich zimne powietrze. Blaise szybko zapiął szatę i popatrzył na kumpli.
- Idziemy do środka?
- Taa, pora się zabawić ze Ślizgonkami - odpowiedział Draco i skierowali się do Wielkiej Sali.
Tak naprawdę chciał zobaczyć, co robi jego współlokatorka i wzbudzić w niej zazdrość.
Wybiła północ, więc McGonagall wyprowadziła z Wielkiej Sali młodsze roczniki, aby odprowadzić ich do sypialni. Prefekci Naczelni mieli zająć się pracownikami Ministerstwa Magii. Niestety Hermiona musiała zmierzyć się z tym samodzielnie, ponieważ Draco gdzieś zniknął.
- Jeszcze raz dziękujemy za przybycie. Miło było państwa gościć - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się lekko.
- Mam nadzieję, że zdecyduje się pani na pracę w Ministerstwie Magii - mruknął jeden z pracowników wyższego szczebla.
- Wszystko zależy od wyników egzaminów, ale chyba zostanę magomedykiem - odpowiedziała, żegnając kolejne osoby.
- Proszę pamiętać, że zawsze będzie pani mile widziana i gdyby kiedykolwiek pojawił się jakiś problem, proszę się nie krępować i nas informować. Z wielką chęcią pomożemy - dodał najwyższy z nich.
- Oczywiście.
Kiedy ostatni urzędnik wyszedł, odetchnęła z ulgą i skierowała się do swojego stolika, ale po drodze zaczepił ją Oliver.
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem. Przepraszam, ale nie dotrzymam ci towarzystwa, bo muszę pędzić do pracy. Podobno jest wielu rannych w Mungu i pilnie mnie wzywają. Baw się dobrze, pisz listy i miej wiele cierpliwości do Malfoya - powiedział na jednym wdechu, po czym ucałował ją w policzek i szybko zniknął z pola widzenia.
Dziewczyna była trochę rozczarowana, bo chciała zamienić z nim kilka słów, ale zawsze może spędzić kilka godzin w towarzystwie swoich przyjaciół. Rozejrzała się, chcąc ich dojrzeć wśród gęstniejącego tłumu ludzi. Miała wrażenie, że z minuty na minutę uczniów przybywa. Być może nie chcieli bawić się w towarzystwie ważnych osobistości i dopiero teraz bal rozkręca się na dobre. Odetchnęła głęboko i podeszła do swojego stolika, przy którym samotnie siedział Harry.
- Dlaczego tu siedzisz? - zapytała, nalewając wody do kielicha.
- Ginny ciągle tańczy z Zabinim - odpowiedział, sięgając pod stół po butelkę Ognistej.
- To nic nie znaczy - pocieszyła go. - Przecież sam mówiłeś, że może mieć kolegów, a kocha tylko ciebie.
- Nie można ufać Ślizgonom - mruknął, wypijając alkohol jednym duszkiem. - Mam dość, idę do dormitorium.
- O nie, teraz idziemy tańczyć - oświadczyła i złapała go za rękę.
Godzinę później Ginny tańczyła z Wybrańcem, większość uczniów była lekko wstawiona i udała się na Błonia, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Hermiona tymczasem siedziała przy stoliku i masowała stopy, które przed chwilą uwolniła z wysokich szpilek. Właśnie wtedy podbiegł do niej mały chłopiec.
- Proszę pani, błagam proszę za mną iść, chodzi o pana Malfoya…
*Witajcie po długiej przerwie, Liczę, że jednak znajdzie się kilka wiernych czytelników tej opowieści :) Macie jakieś wnioski, komentarze? Proszę zostawcie kilka słów poniżej ! :) Następny rozdział za tydzień :) Dobrego popołudnia! :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)